Bunt w Rosji. Wagnerowcy chcieli uderzyć na Moskwę ciężkim uzbrojeniem. Mieli czołgi i wyrzutnie

Jak wynika z medialnych doniesień, Grupa Wagnera miała zebrać ze sobą około tysiąca sztuk sprzętu wojskowego, który miał posłużyć do zaatakowania Moskwy. Najemnicy mieli ze sobą czołgi, wyrzutnie rakiet i pojazdy opancerzone. Ostatecznie Jewgienij Prigożyn, szef wagnerowców, odwołał atak.

Zbuntowana Grupa Wagnera w sobotę zmierzała na Moskwę. Bunt udało się zgasić, oddziały zatrzymano, a sam szef grupy Jewgienij Prigożyn udał się do Białorusi. W trakcie marszu na Moskwę zbuntowani najemnicy zabili od 13 do 20 rosyjskich pilotów wojskowych. Sytuacja mogła jednak eskalować dużo mocniej, bo wagnerowcy zmierzający na Moskwę mieli ze sobą pokaźną liczbę broni i wojskowych pojazdów. 

Zobacz wideo "Jesteśmy rodziną". Serial o LGBT+ w Polsce. Odc. 5. "Dorian"

Bunt w Rosji. Wagnerowcy mieli tysiąc pojazdów 

Ponad tysiąc sztuk sprzętu miała transportować Grupa Wagnera w swoim marszu na Moskwę - podaje rosyjski The Insider, który powołuje się na telegramowy profil Baza. W pierwszej kolumnie jechało dziewięć czołgów, wyrzutnia rakietowa Grad, armata, cztery pojazdy opancerzone Tigr, kilkadziesiąt ciężarówek i setki aut osobowych. 

Kolejny konwój wyruszył z Woroneża w sobotę rano. W stronie wojskowego lotniska w Buturlinowce zmierzało nim 357 sztuk sprzętu. Trzecią kolumnę wyposażono w 100 sprzętów, w tym trzy czołgi, dwa działa przeciwlotnicze, autobusy, ciężarówki i samochody osobowe. W czwartej, ostatniej już kolumnie, przewożono 212 jednostek wojskowego wyposażenia. 

Pucz Grupy Wagnera w Rosji

Bunt wagnerowców wybuchł w piątkowy wieczór. W oświadczeniu opublikowanym w tym czasie w mediach społecznościowych Jewgienij Prigożyn oskarżył rosyjską armię o atak na siły wagnerowców. Jak przekazał, obóz jego jednostki miał się stać ofiarą ataku rakietowego przeprowadzonego przez wojska rosyjskie. W wyniku napaści śmierć miało ponieść wielu żołnierzy.

W kolejnych komunikatach szef Grupy Wagnera przekazał, że rusza w kierunku Moskwy. Prigożyn nazwał bunt "marszem sprawiedliwości". Dowodzone przez niego siły wkroczyły w nocy z piątku na sobotę do regionu rostowskiego w południowej Rosji przylegającego do Ukrainy. Następnie bojownicy weszli do Rostowa nad Donem, gdzie doszło do niewielkich starć z siłami rosyjskimi, po czym ogłoszono, że Grupa Wagnera sprawuje kontrolę nad miastem.

W sobotę około godziny 16 czasu polskiego przedstawiciele grupy Wagnera informowali, że do Moskwy mogą dotrzeć w ciągu dwóch godzin. Po godzinie 19 agencja BelTA przekazała, że samozwańczy prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka przeprowadził rozmowy z szefem Grupy Wagnera Jewgienijem Prigożynem. Jak przekazano, "negocjacje trwały przez cały dzień". "W rezultacie doszli do porozumienia w sprawie niedopuszczalności rozpętania krwawej masakry na terytorium Rosji" - czytamy. Jewgienij Prigożyn miał przyjąć propozycję Łukaszenki dotyczącą wstrzymania przemieszczania się uzbrojonych osób Grupy Wagnera w Rosji i podjęcia dalszych kroków w celu deeskalacji napięć. Najemnicy grupy mieli dostać też gwarancje bezpieczeństwa. Agencja TASS przekazała, że przywódca wagnerowców nakazał swoim oddziałom odwrót. 

Więcej o: