Przez lata jednym z najważniejszych wyróżników platform VOD na tle linearnej telewizji był brak bloków reklamowych. Co prawda wszyscy wciąż kochamy "święta z Kevinem w Polsacie", ale jeśli ten sam film możemy obejrzeć w spokoju, bez kilku 10-minutowych przerw, to zdecydowanie chętniej skorzystamy z takiej możliwości. Reklamy w telewizji w ich obecnej formie stają się powoli reliktem przeszłości.
Niestety w ostatnim czasie platformy VOD zdają się wracać do tego, co z najbardziej zniechęcało nas w "tradycyjnej telewizji", czyli do reklam właśnie. Co więcej, robią to w najgorszy możliwy sposób. Chyba każdy, kto spotkał się z reklamami na YouTubie może potwierdzić, że w porównaniu z nimi oglądanie bloków komercyjnych na Polsacie to fascynująca przygoda.
Reklamy na YouTubie są nie tylko piekielnie irytujące, ale do tego powtarzalne. W ciągu godziny serwis potrafi nam zaserwować kilkukrotnie dokładnie ten sam klip. Niestety śladami YouTube'a podążają też inne serwisy wideo. Można wręcz powiedzieć, że rewolucja zatoczyła koło i zjada własny ogon.
Jedną z platform, która w ostatnim czasie postawiła na reklamy jest Netflix. Serwis ten w ubiegłym roku wprowadził na wybranych rynkach (m.in. w USA i Kanadzie) nowy abonament z reklamami - jest on tańszy od planu "Standard", ale w zamian za niższą cenę użytkownicy muszą przygotować się na oglądanie przerywników reklamowych.
Co więcej, pod koniec czerwca br. Netflix zdecydował się usunąć z oferty w Kanadzie najtańszy plan "Basic". W efekcie użytkownicy, którzy chcą teraz skorzystać z najtańszego abonamentu, są niejako zmuszeni do wyboru abonamentu z reklamami. To niepokojący sygnał, bo może oznaczać, że platforma rzeczywiście chce mocniej postawić na reklamy.
Kolejnym sygnałem, który wskazuje, że Netflix zamierza rozwijać swój reklamowy model, są najnowsze doniesienia "Financial Times". Wynika z nich, że Netflix pracuje obecnie nad nową generacją formatów reklamowych, które mają być ciekawsze i lepiej skrojone pod użytkowników serwisu.
Platforma chce zachęcić nowych reklamodawców, by zostawili jej swoje pieniądze m.in. za pomocą tzw. "epizodycznych kampanii". Chodzi o serię reklam, które byłyby prezentowane odbiorcy w odpowiedniej kolejności i - co najważniejsze - bez powtarzania tego samego klipu kilkukrotnie.
Oni wiedzą, co już obejrzałeś. To może oznaczać powrót do epizodycznych reklam. Wcześniej nie mogłeś zagwarantować, że widz obejrzał dany materiał wideo. Teraz możesz przygotować 15 odcinków reklamy i zagwarantować, że odbiorca zobaczy je we właściwej kolejności
- tłumaczy jedno z anonimowych źródeł "Financial Times".
"FT" przytacza też słowa szefa dużej agencji reklamowej, który stwierdził, że Netflix już teraz generuje większy zysk na jednego użytkownika za pośrednictwem abonamentu z reklamami, w porównaniu do planu standardowego.
W Polsce Netflix oferuje w tym momencie trzy plany abonamentowe - podstawowy za 29 zł miesięcznie (czyli ten, który w Kanadzie właśnie zlikwidowano), standardowy za 43 zł/m oraz premium za 60 zł/m.
Abonamentu z reklamami - póki co - nie mamy, ale ostatnie działania Netfliksa na innych rynkach dają nam jasno do zrozumienia, że takowy prędzej czy później się pojawi. A jeśli tak się stanie, to kolejnym krokiem będzie prawdopodobnie likwidacja najtańszego planu podstawowego.