Elon Musk podczas konferencji kalifornijskiej korporacji energetycznej PG&E podzielił się kilkoma uwagami na temat czekającej nas przyszłości. Miliarder ma złe prognozy. Według niego, ciągle zwiększające się zużycie elektryczności doprowadzi do blackoutów już za dwa lata.
Szef firmy motoryzacyjnej Tesla i kilku innych przedsiębiorstw stwierdził, że nie da się "wystarczająco podkreślić" jak bardzo potrzebujemy energii elektrycznej. A zapotrzebowanie na nią będzie tylko rosło i rosło. Do tego stopnia, że będziemy potrzebować jej jeszcze więcej, niż dziś możemy w ogóle szacować.
Miliarder podzielił się też kilkoma wyliczeniami, których źródła nie podał. Stwierdził, że pierwsze niedobory prądu w sieciach energetycznych mogą pojawić się już za dwa lata. To z powodu dynamicznie rosnącego zapotrzebowania, którego jedną z głównych przyczyn jest jego zdaniem wzrost popularności samochodów elektrycznych.
Wcześniej powiedział też, że do 2045 roku zużycie energii w samych tylko Stanach Zjednoczonych potroi się. To dość śmiałe założenie, mocno odbiegające od wyliczeń np. firm energetycznych. Wspomniane już przedsiębiorstwo PG&E szacuje, że w ciągu najbliższych dwóch dekad zapotrzebowanie na prąd wzrośnie o ok. 70 proc. Firma konsultingowa McKinsey przewiduje z kolei podwojenie się popytu, ale do 2050 roku. Szef PG&E stwierdził jednak w rozmowie z "The Wall Street Journal", że ostrzeżenie Muska zostanie potraktowane poważnie.
Choć dokładność wyliczeń Elona Muska pozostaje nieznana, sam trend (stale zwiększającego się poboru prądu na świecie) jest prawdziwy. Miliarder ma w nim zresztą pewien udział. Firma Tesla, której jest szefem zajmuje się produkcją (wyłącznie) samochodów elektrycznych i jest inspiracją dla części innych producentów, pokazując, jak należy budować tego typu pojazdy.