Twitter już umarł. Teraz mamy "X do wszystkiego". Elon Musk buduje tak nowe imperium

Bartłomiej Pawlak
Twitter był kiedyś serwisem mikroblogowym, ale po tym Twitterze nie ma już śladu. Nastała era X, czyli aplikacji, która - jeśli wierzyć Elonowi Muskowi - ma służyć do wszystkiego. Od wideorozmów po zakupy w internecie. Po co to wszystko?

Założony w marcu 2006 roku Twitter z początku był serwisem mikroblogowym. Usługą pozwalającą na udostępnianie krótkich przemyśleń (tweetów), które inni użytkownicy mogli komentować, prowadząc w wątkach dyskusje. Głównym celem portalu było umożliwienie wysłuchania osób, które mają coś ciekawego do powiedzenia oraz samodzielne wyrażenie swoich myśli, nie przed znajomymi, ale przed ogółem użytkowników obserwujących dane konto.

Z czasem oczywiście Twitter zaczął oferować coraz to nowe funkcje, ale przez lata wierny był swojej idei i zupełnie odmienny od typowych portali społecznościowych, jak Instagram i Facebook. Dość powiedzieć, że po 11 latach działalności, w 2017 roku, portal testowo podwyższył limit znaków ze 140 do 280, co spotkało się z krytyką części użytkowników platformy (ale część pozostałych ucieszyło).

Zobacz wideo Nas nie stać na mieszkanie, a Musk przejmuje Twittera. Zobacz jak [Next Station]

Twitter już umarł. Elon Musk zupełnie zerwał z przeszłością

Teraz po dawnym Twitterze nie ma już śladu. I to nie tylko dlatego, że platforma przez lata - idąc tokiem naturalnego rozwoju - coraz bardziej zmieniała się w typowy serwis społecznościowy. To głównie efekt licznych zmian, które wprowadził nowy właściciel, Elon Musk, po przejęciu Twittera w październiku 2022 roku.

Te spadły na użytkowników dość niespodziewanie, bo chyba nikt nie podejrzewał, że miliarder kompletnie pozmienia większość charakterystycznych dla Twittera elementów. Zwłaszcza że jak sam niejednokrotnie powtarzał, nie kupuje Twittera, by zarabiać na nim pieniądze, ale przede wszystkim po to, by wprowadzić całkowitą wolność słowa (w praktyce chodziło o ograniczenie moderacji tweetów, które naruszały regulamin platformy).

Rewolucja w Twitterze. Zaczęło się od gigantycznych zwolnień

Musk swoją rewolucję zaczął już pierwszego dnia po przejęciu Twittera, wyrzucając pracowników w niespotykanym dotąd tempie. Pracę z dnia na dzień tracili niemal wszyscy - od dyrektorów i innych pracowników kadry zarządzającej, przez inżynierów, programistów i moderatorów aż po osoby sprzątające. Z Twittera tak szybko wyleciało kilka tysięcy osób, że firma zaczęła mieć problem z obsługą swojej normalnej działalności, a nawet z poziomem czystości w swoim biurze w San Francisco. W pierwsze trzy miesiące od głośnej transakcji z Twittera wyleciało ponad 80 proc. z około 7,8 tys. wszystkich pracowników.

Masowe zwolnienia nie były jednak końcem, ale początkiem rewolucji na Twitterze. W ciągu zaledwie kilku miesięcy od zakupu Musk zdążył namieszać chyba w każdym aspekcie działalności platformy. Zaczęło się od zmian w usłudze Twitter Blue, którą Twitter wprowadził w 2021 roku i która początkowo kosztowała 3 dolary miesięcznie (od maja 2022 - 5 dolarów). Miliarder szybko dostrzegł możliwość zarobku na tej subskrypcji, więc już cztery dni po oficjalnym przejęciu Twittera... zwiększył cenę usługi do 8 dolarów.

Podwyżka sama w sobie może jeszcze nie byłaby czymś złym. Gorzej, że Musk zaczął stawać na głowie, aby tylko zachęcić jakoś użytkowników do zakupu, dodając z czasem kolejne i kolejne funkcje dla płacących. I tak dziś subskrybenci Twitter Blue (obecnie nazwanego X Premium) mają możliwość posiadania znaczka zweryfikowanego konta, edytowania i cofania postów, formatowania tekstu, wyróżniania swoich postów, publikowania dłuższych filmów i wiele, wiele więcej. Poza tym posiadacze Twitter Blue mogą publikować dłuższe posty - aż do absurdalnej wartości 25 tys. znaków, a - zgodnie z zapowiedziami Muska - ich posty i komentarze są traktowane priorytetowo i wyświetlane przed innymi.

Elon Musk, chcąc zmonetyzować serwis, m.in. zupełnie wypaczył sens Twittera jako portalu do zwięzłego wyrażania swoich myśli. Zaprzepaścił również znaczenie ikonki zweryfikowanego konta (bo nie posiadają go już użytkownicy zweryfikowani, ale opłacający subskrypcję), a - ograniczając moderację w imię "wolności słowa" - jedynie zwiększył problem m.in. z mową nienawiści w Twitterze i przyspieszył odpływ reklamodawców.

Twitter to X. Jak to wymówić? Martw się użytkowniku sam

W lipcu br. miliarder postanowił jednak zrobić kolejną rewolucję zupełnie zrywając z dawną nazwą, logotypem, sloganem "Let's talk" (teraz "Blaze Your Glory!") i całym nazewnictwem (np. tweet jako post i tweetować jako "ćwierkać", czyli publikować tweety). Twitter z dnia na dzień i bez żadnej zapowiedzi zmienił się w X. I martw się użytkowniku sam, jak w ogóle używać takiej nazwy w realnej rozmowie.

Sam rebranding prowadzony był zresztą bardzo chaotycznie. Ściągnięcie starej nazwy i logo z siedziby Twittera zostało wstrzymane przez policję (ochrona budynku nie wiedziała o planach Muska), a postawiony na jej dachu wielki znak X musiał zostać zdemontowany, bo okazał się samowolką budowalną. Niewiele brakowało, a aplikacja X mogłaby zniknąć z AppStore, którego regulamin zakłada, że każda apka powinna mieć nazwę składającą się przynajmniej z dwóch liter.

Dlaczego więc Musk tak bardzo uparł się na X? Oczywiście wykorzystanie tej litery nie było przypadkowe. Jest raczej odzwierciedleniem długiej miłości Elona Muska do X. Wszak pierwszy poważny biznes dziś najbogatszego człowieka na świecie, czyli założony w 1999 roku internetowy bank nazywał się właśnie X.com (w 2000 r. firma połączyła się z Confinity, a rok później zmieniono jej nazwę na PayPal). X jest też widoczne w założonym w 2002 roku przedsiębiorstwie kosmicznym SpaceX oraz spółce X Corp. Elona Muska (należy do niej portal społecznościowy X).

Twitter to teraz X, ale to nie koniec rewolucji

X nie przypomina więc już w ogóle dawnego Twittera, ale wydaje się, że nie jest to koniec wielkich zmian na platformie kupionej przez Elona Muska. Zgodnie z zapowiedziami, miliarder chciałby zmienić społecznościówkę w swoje nowe imperium usługowe, które ma funkcjonować pod nazwą "X, apka do wszystkiego". 

Jeśli wierzyć Muskowi, na X będziemy mogli zrobić praktycznie wszystko. Będzie nie tylko portalem społecznościowym, komunikatorem i platformą do wideorozmów. Zaoferuje też obsługę płatności online, umożliwi wysyłanie sobie pieniędzy, a w dalszej perspektywie być może umożliwi nawet zamawianie jedzenia lub taksówek. Jak tłumaczyła w lipcu Linda Yaccarino, dyrektor generalna X, platforma ma "przekształcić globalny rynek" i będzie "skoncentrowana na audio, wideo, przesyłaniu wiadomości, płatnościach i bankowości". "Nie ma absolutnie żadnych ograniczeń dla tej transformacji. X będzie platformą, która może dostarczyć, cóż… wszystko" - stwierdziła w jednym z postów na X.

Mała część z tych funkcji została ostatnio do X dodana lub stanie się to w niedalekiej przyszłości. Pod koniec sierpnia miliarder oświadczył np., że niebawem X zyska możliwość wykonywania rozmów audio i wideo z poziomu apki lub przeglądarki. Będzie można zadzwonić do dowolnej osoby bez konieczności znajomości jej numeru telefonu. Dzięki temu - zdaniem Muska - X ma zmienić się w "globalną książkę adresową".

Po co to wszystko? Oczywiście po to, abyśmy na X spędzali możliwie jak najwięcej czasu. Miliarder chciałby zbudować z X imperium usługowe podobne do niezwykle popularnego w chinach WeChata, który jest portalem społecznościowym, komunikatorem internetowym, apką do robienia zakupów online i jednocześnie umożliwia obsługę płatności oraz przekazywanie środków. Czy to wypali? Mówi się czasem, że jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, ale zdaje się, że Musk wierzy, że "X do wszystkiego" może odnieść sukces znacznie większy od dawnego Twittera.

Więcej o: