Tylko najdroższe iPhone'y dostały nowoczesne USB-C. Tańsze modele z technologią sprzed 20 lat

Bartłomiej Pawlak
Nowe iPhone'y 15 z USB-C na pokładzie już są, ale nie wszystkie będą działać tak samo dobrze. Okazuje się, że tańsze wersje telefonów od Apple wspierają archaiczny standard, który jest z nami już ponad dwie dekady. Ale nawet w iPhone'ach 15 Pro i 15 Pro Max, aby wykorzystać możliwości nowego złącza, trzeba będzie dokupić stosowny kabelek.

Apple zaprezentowało w tym tygodniu nowe iPhone'y 15, czyli swoje pierwsze smartfony wyposażone w USB typu C. Dzięki naciskom ze strony Unii Europejskiej amerykański gigant wreszcie porzucił własne złącze Lightning, a iPhone'y będzie można ładować tym samym kablem, co wszystkie inne urządzenia przenośne różnych firm - laptopy, tablety, słuchawki itd.

Zobacz wideo iPhone 14 Pro Max już w naszych rękach! Pierwsze wrażenia po 24 godzinach ze smartfonem Apple [TOPtech]

Apple dało nam USB w iPhonie. Ale nie każdy dostanie to samo

Przedstawiciele Apple podkreślali podczas konferencji, że USB-C to nowe możliwości. Złącze pozwala nie tylko zasilać smartfony, ale i przesyłać dane, obraz i dźwięk jednocześnie. Mówiąc o iPhonie 15 Pro, podkreślili też, że USB w ich smartfonach są zgodne ze standardem "USB 3" (ta nazwa jest niepoprawna - chodzi o standard USB 3.1), co oznacza spory skok pod względem szybkości transmisji danych (względem Lightning). Podczas konferencji firma sprytnie zataiła jednak fakt, że owy przeskok dotyczy wyłącznie iPhone'ów 15 Pro i 15 Pro Max, bo tylko one otrzymały gniazda USB 3.1.

To dość leciwy już standard, którego specyfikację ogłoszono w 2013 roku, ale wciąż zapewnia bardzo przyzwoitą prędkość transmisji danych (do 10 Gbit/s lub 1280 MB/s) i umożliwia przesyłanie obrazu w rozdzielczości 4K i 60 kl/s. Pomimo 10 lat na karku w przypadku USB 3.1 wciąż mówimy więc o transferach w zupełności wystarczających, aby szybko skopiować kilkadziesiąt lub nawet kilkaset gigabajtów zdjęć i filmów z iPhone'a na komputer.

Problem w tym, że tańsze iPhone'y 15 i 15 Plus dziwnym trafem dostały USB-C zgodne ze standardem jedynie 2.0. Podczas konferencji Apple co prawda o tym nie wspomniało, ale potwierdzenie znajdziemy w szczegółowej specyfikacji na stronie producenta. Tu należy wyjaśnić, że złącza w iPhonie 15 i 15 Pro wyglądają identycznie, ale różnią się od siebie diametralnie. Standard USB 2.0 ma bowiem ponad dwie dekady (pochodzi z 2001 roku) i w 2023 roku jest już zwyczajnie mocno przestarzały.

Maksymalny transfer danych, jaki pozwala uzyskać USB 2.0 to zaledwie 480 Mbit/s, czyli 60 MB/s. W praktyce kopiowanie jest ograniczone do 30 MB/s, co oznacza, że przekopiowanie przykładowo 150 GB zdjęć i filmów potrwa ok. 1,5 godziny. Cóż, bardzo możliwe, że mniej czasu zajmie wrzucenie tych danych do chmury i pobranie z poziomu komputera.

Technologia sprzed dwóch dekad w nowym iPhonie 15

Oczywiście można argumentować, że mało który użytkownik iPhone'a 15 będzie regularnie kopiował większe ilości danych przewodowo, a większość będzie robić to jedynie sporadycznie. Z kolei dla profesjonalistów (fotografów, filmowców) skierowany jest model z oznaczeniem Pro w nazwie, a tam prędkość transmisji danych jest zgoła odmienna. Z drugiej strony nawet najtańszy iPhone 15 to wydatek rzędu 4700 zł, a najdroższa wersja iPhone'a 15 Plus (512 GB) kosztuje aż 7100 zł.

Apple tak bardzo starało się zaoszczędzić kilka centów, że zdecydowało się w nowoczesnym urządzeniu umieścić złącze archaicznym standardzie? Oczywiście w USB 2.0 spotkamy też w niektórych smartfonach z Androidem, ale są to przeważnie smartfony za kilkaset złotych lub stosunkowo tanie urządzenia ze średniej półki. Nawet najsłabsza wersja Samsunga Galaxy S23 (głównego konkurenta dla iPhone'a 15) jest wyposażona w USB-C w standardzie 3.2 - znacznie nowszym i czterokrotnie szybszym od tego, co znajdziemy w iPhonie 15 Pro.

Przychodzi zatem na myśl tylko jedno wyjaśnienie. Apple tak bardzo próbowało w tym roku odseparować iPhone'y 15 od Piętnastek Pro, że decydowało się na desperackie kroki. Jednym z nich jest właśnie USB 2.0, ale lista jest długa. Mamy jeszcze zeszłoroczny procesor, brak teleobiektywu, a koronny przykład to ekran z odświeżaniem 60 Hz (u pozostałych producentów od lat standardem jest 120 Hz). Sprzedawanie urządzenia za kilka tysięcy złotych z takim wyświetlaczem w 2023 roku to przecież śmianie się klientowi w twarz.

Oszczędności przede wszystkim. Nawet w smartfonie za 10 tys. zł

Ale niezależnie od ceny i "prestiżu" smartfona Apple na czymś oszczędzać musi. Nawet gdy mówimy o najdroższej wersji iPhone'a 15 Pro Max. I nie chodzi już o brak ładowarki (kostki wpinanej do gniazdka) w pudełku, bo do tego chyba każdy zdążył się przyzwyczaić. Okazuje się bowiem, że Apple do zestawu w iPhone'ach 15 Pro i 15 Pro Max dodaje kabel USB-C, ale zgodny ze standardem 2.0. Podczas gdy sam smartfon wspiera standard 3.1.

Tym faktem Apple również niespecjalnie się chwali. Dopiero pod jedną z "gwiazdek" w specyfikacji znajdziemy informację, że do wykorzystania możliwości złącza USB wymagany jest "przewód USB 3 o przepustowości 10 Gb/s" (znów chodzi tu o przewód w standardzie USB 3.1). Jeśli zostaliście z samymi kablami Lightning w szufladzie, taki kabelek trzeba będzie dokupić osobno. Nawet w przypadku iPhone'a 15 Pro Max za 9599 zł (tyle kosztuje topowa wersja).

Na stronie Apple najtańszy przewód wspierający taką prędkość transmisji danych znajdziemy za 149 zł (za 0,5 m długości, wersja 2-metrowa kosztuje już 199 zł). Apple sprzedaje jeszcze inny, pleciony kabel pod nazwą przewód profesjonalny Thunderbolt 4 Pro z obsługą transmisji do 40 Gbit/s, ale jego ceny zaczynają się od 369 zł (za 1 m). Na szczęście podobne kabelki od innych producentów znajdziemy w nawet kilkukrotnie niższych cenach.

Więcej o: