W przypadku podrabiania części samochodowych, ubrań, dzieł sztuki, czy alkoholu klient po prostu płaci za towar niepełnowartościowy, o niższych lub wręcz żadnych parametrach lub własnościach. Jest więc tylko oszukiwany. "Tylko", bo zdecydowanie większe ryzyko stanowią wprowadzane na rynek podrabiane leki, które udają oryginalne, a nie posiadają ich właściwości, lub posiadają zgoła inne, a także - przykładowo - zwykle potwornie drogie części do samolotów, które kupione "po okazyjnej cenie" mogą doprowadzić do poważnej katastrofy. Gdzie jednak w tym wszystkim miejsce dla pirackiego oprogramowania?
"Piraty" ociekające krwią
La Familia - zagrzmiał z mównicy David Finn, Associate General Counsel z Microsoftu podczas panelu na temat budzenia świadomości konsumentów w ramach paryskiego Kongresu - to znany w Ameryce Środkowej kartel narkotykowy , który oprócz swojego głównego zajęcia niedawno zajął się także dystrybucją pirackich wersji systemu operacyjnego Microsoft Windows.
Grupa jest tak pewna siebie, że na dystrybuowanych przez własne punkty detaliczne - a posiada ich przynajmniej 180 tysięcy w całym Meksyku, jak poinformował nas przedstawiciel Microsoftu - wersjach oprogramowania umieszcza własne logo z inicjałami "FMM". Jak powiedział Finn:
Byliśmy w Meksyku i widzieliśmy to - ulice miasta toną pod tymi pirackimi wersjami systemu Windows. Możesz je kupić po prostu wszędzie. Na każdym rogu
Skoro nie trudno udowodnić autorstwo tego konkretnego piractwa, bo też La Familia niespecjalnie się z nim nie kryje, dlaczego tak butna organizacja wciąż funkcjonuje? Bo nie mają poszanowania ani dla stanowionego prawa, ani dla organów ścigania - kontynuuje Finn. Członkowie organizacji ponoć nie boją się strzelać do policjantów. Mają na tym koncie pewne osiągnięcia, a wszelkich oporów pozbawiło ich wieloletnie doświadczenie w rządzącym się szorstkimi zasadami narkotykowym biznesie.
Przykład La Familii, podany przez Davida Finna ma pomóc odczarować piractwo komputerowe i przenieść optykę użytkowników komputerów z końca ogonka dystrybucji - uśmiętego młodego człowieka stojącego na lokalnej giełdzie komputerowej - do jego źródła - zorganizowanych grup przestępczych, które interesuje wyłącznie szybki i duży zysk, a więc sprzedaż hurtowa; i aby zarobić gotowe są zastosować bardzo szeroki wachlarz działań, w tym także posunąć się do zabójstwa. Tym bardziej w celu obrony tego dochodowego przedsięwzięcia. Według danych, na które powołuje się Microsoft, codziennie La Familia zarabia na podróbkach nawet 2,24 miliona dolarów.
Ile kosztuje okazja?
Pytanie o skalę zjawiska najprawdopodobniej nigdy nie spotka sie z wyczerpującą odpowiedzią. Jak powiedziała Christine Lagarde, minister gospodarki, Francja co roku "traci" na podróbkach aż 6 miliardów euro. Są to pieniądze, które nie wpływają do skarbu państwa z tytułu podatków i ceł.
Jeśli zaś chodzi o Polskę, szacuje się że na samym tylko Allegro w styczniu 2011 roku oficjalnie wystawiono na sprzedaż pirackie oprogramowanie, udające legalne pakiety Microsoftu o wartości około 300 tysięcy złotych. Co więcej, większość aukcji silnie sugerowała, że oferowany produkt był w pełni oryginalny, a niższa niż "sklepowa" cena to wynik chwilowego rabatu lub niesłychanej okazji. Mechanizm działał zwłaszcza w przypadku tych droższych wersji Windowsa lub pakietów Office, przeznaczonych do użytku komercyjnego.
Istnieje również inny, często podnoszony argument przemawiający za wstrzymaniem piractwa oraz produkcji podróbek. Jest bardziej globalny i jeszcze trudniejszy do zmonetyzowania, ale nie mniej realny. Mówi się, że podrabianie oprogramowania lub łamanie praw licencyjnych kosztuje nas przyszłość, ponieważ zabija innowacje.
Grupy, czy ludzie, którzy zajmują się produkcją imitacji zwykle nie inwestują własnych środków w tworzenie nowych, kompletnych produktów. Zamiast tego skupiają się na kopiowaniu innych, uznanych już pomysłów w stopniu pozwalającym na wprowadzenie nieostrożnego konsumenta w błąd. Zwykle jest to jedyne ich pole rozwoju - usiłowanie stworzenia warunków do możliwie najwierniejszego imitowania wybranego produktu.
Gerhard Bauer, prezes International Trademark Association, podkreślał podczas jednej z konferencji paryskiego Kongresu, że to o tyle ważne, że najczęściej w skrajnie dużym stopniu od własności intelektuanej - rewolucyjnych pomysłów, czy uznanej marki - uzależnione są małe i średnie przedsiębiorstwa. Kradzież i skopiowanie pomysłów, które je "stworzyły" może bardzo szybko doprowadzić do bankructwa, zamykając możliwość opracowywania kolejnych koncepcji.
Niedawno kradzież zyskała nową nazwę - "dzielenie się" (ang. sharing)
Czasy się zmieniają, a wraz z nimi także i realia. Ogólnie pojęte piractwo, jak zauważył Graham Henderson z Recording Industry Association z Kanady, bardzo płynnie przeniosło się do Internetu do tego stopnia, że już teraz część użytkowników komputerów nie jest sobie w stanie wyobrazić kupowania fizycznych nośników danych z pirackim oprogramowaniem. Po co, skoro przy odrobinie obycia i szczątkowej wręcz wiedzy można pożądane aplikacje w dość ktrótkim czasie pobrać "za darmo". Wystarczy zainstalować niewielką aplikację - jednego z wielu dostępnych nieodpłatnie klientów systemu wymiany plików Torrent.
To jednak bardzo skomplikowana, jak stwierdził Henderson droga, bo czasem aby obejrzeć pożądany film, czy posłuchać muzyki wcale nie trzeba nic pobierać. Wystarczy zajrzeć do któregoś z mniej lub bardziej popularnych serwisów udostępniania materiałów wideo . Tam, przy odrobinie szczęścia użytkownik może znaleźć bez żadnych dodatkowych opłat kompletne (choć niezbyt wysokiej jakości - przyp. red.) premierowe utwory muzyczne lub pocięte na kilkunastominutowe części w zasadzie kompletne filmy, dostępne oficjalnie "wyłącznie" w cyfrowej dystrybucji lub sklepach.
Problem jest o tyle poważny - parafrazując słowa Hendersona - że często serwisy te albo nie mają renomy pirackich "dziupli", albo umożliwiają tak proste "dzielenie się plikami", że aż żal nie sięgnąć po pożądany film, czy płytę. Jednocześnie konsument ani fizycznie nie okrada sklepu z płytami DVD lub CD, ani nawet nie ma wrażenia że to robi. Ciężko więc dotrzeć do niego z przekazem, że właśnie popełnił przestępstwo. A dotrzeć trzeba, bo o ile rzeczywiście nie jest to wynoszenie płyt ze sklepu, o tyle pobieranie plików w ten sposób pozbawia autora i cały sztab producentów potencjalnego zysku a więc i wkładu w szeroko pojętą gospodarkę.
Jak ukręcić głowę światowej hydrze?
Jeśli pobierzesz aplikację z sieci lub kupisz podróbkę - uważaj, bo nie tylko kradniesz, ale i odbierasz innym chleb. Zakłady produkcyjne w twojej okolicy upadną, a zatrudnieni w nich ludzie stracą pracę - mówili eksperci zaproszeni na Kongres. I o ile ma to sens w ujęciu gospodarki jako takiej, o tyle czasem trudno uwierzyć że kupując chińską podróbkę artykułu X, który i tak z woli właściciela wzoru produkowany jest w Chinach ktokolwiek z naszej okolicy straci cokolwiek.
Ktoś jednak straci na pewno, dodawali eksperci. Produkty oryginalne obarczone są z reguły nieco wyższymi marżami, a te de facto oprócz wpadania do bliżej nieokreślonej kapitalistycznej kieszeni utrzymują także wiele osób zaangażowanych w proces importu i dystrybucji, począwszy od pracowników magazynów po ekspedientów i serwisantów.
Dlatego między innymi organizacja BASCAP (Business Action for Stopping Counterfeit And Piracy), reprezentowana na kongresie przez Williama Dobsona, zajmująca się problemem piractwa zaproponowała szereg kampanii informujących o zgubnym na otaczające nas środowisko wpływie kupowania pirackiego oprogramowania lub pobierania go nieodpłatnie. Organizacja postanowiła także zaprojektować i wypromować logo, które podobnie jak symbol wzywający do segregacji i przetwarzania odpadów będzie krzykiem sumienia namawiającym do legalnego nabywania wyłącznie oryginalnych produktów. Bez popytu bowiem nie byłoby podaży. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że jeśli logo zacznie być umieszczane na produktach lub metkach, pojawi się także na podróbkach.
Co oprócz strachu?
Phillip Lacoste , dyrektor Unifab (zrzeszenia francuskich wytwórców) i dziedzic znanej na całym świecie marki Lacoste stwierdził, że podstawową drogą do sukcesu jest odpowiednie wychowanie. Grunt to środowiska szanujące wartości intelektualne. Podążając tym tropem Unifab założył w Paryżu muzeum podróbek, które odwiedza aż 12 tysięcy osób rocznie, z czego aż 80% to uczniowie.
Także wśród nich oraz dojrzałych konsumentów Unifab poszukuje odpowiedniej drogi przekazu. Zrzeszenie regularnie sonduje rynek w poszukiwaniu najlepszych sposobów komunikowania szacunku do wynalazców i ich pomysłów - własności intelektualnych. Stąd też pojawiające się (głównie na francuskich ulicach) plakaty komunikujące negatywne strony kradzieży własności intelektualnych.
Zbliżoną teorię zaprezentował Henderson, który stwierdził, że największy wpływ na wychowanie moralne dzieci mają ich matki. Dlatego należy zadbać przede wszystkim o komunikowanie wartości własności intelektualnej młodym rodzicom. Nic bowiem nie przyniosą nawet najbardziej edukacyjne wycieczki do muzeów, jeśli dziecko nie znajdzie potwierdzenia tych wartości po powrocie do domu.
Pojawiły się jeszcze szersze wizje. Ron Noble z Interpolu stwierdził natomiast, że problem braku szacunku dla wartości intelektualnej jest kwestią braku ogólnego poszanowania dla prawa:
Szacunek dla własności intelektualnej zaczyna się dokładnie tam, gdzie szacunek do reguł sanowionego prawa
Należy więc wprowadzić prawo i współdziałać w jego przestrzeganiu. Interpol, zrzeszający na polu przeciwdziałania przestępczości międzynarodowej aż 120 krajów ma być organizacją, która robi to najlepiej. Pan Noble przyznał jednak, że zdecydowanie "taniej" byłoby zlikwidować piractwo na poziomie popytu i stworzyć środowisko, w którym egzekwowanie prawa nie będzie potrzebne.
Widoki na przyszłość?
W trakcie Kongresu udało nam się zadać kilka pytań reprezentantowi Microsoftu - Davidowi Finnowi . Zapytany czy wyobraża sobie koniec piractwa Finn odpowiedział:
Wierzę w to, że piractwo ostatecznie się skończy, a Microsoft nie spocznie póki się to nie stanie. Musimy tylko zrozumieć, że poszanowanie praw autorskich i własności intelektualnej jest korzystne dla wszystkich... W tej kwestii Microsoft jest tylko jednym z głosów w całym chórze (...) Mamy dane z których wynika, że gdyby piractwo spadło o 10% wpływ tego zjawiska na gospodarkę byłby olbrzymi.
Dodał jeszcze, że za kupowaniem oryginalnych wersji licencjonowanych programów przemawia choćby troska o bezpieczeństwo własnych danych:
Chińscy konsumenci kupują pirackie wersje z premedytacją. Kończy się to najwyższym na świecie procentem zawirusowanych komputerów. W samych Chinach aż 70% komputerów jest zainfekowanych. To bezpośredni efekt piractwa.
Finn powołał się na badania przeprowadzone w kilku krajach (w tym także w Polsce), z których wynika, że az 80% użytkowników twierdzi, ze zauważa różnicę między pirackim a oryginalnym oprogramowaniem. Chodzi głównie o ryzyko utraty tożsamości i ogólną podatność komputera na ataki prowadzone droga sieciową.
Potwierdza to komentarz Macieja Iwanickiego, inżyniera systemowego w firmie Symantec Polska, który przyznał, że:
Wielu konsumentów do zakupu legalnego oprogramowania motywuje możliwość ich pełnego aktualizowania. Fakt posiadania pirackiej wersji może narażać komputery na kilka poważnych niebezpieczeństw - np. instalację złośliwej aplikacji wraz z nielegalnym programem. Ponadto, użytkownicy nie posiadający licencji na oprogramowanie często wyłączają aktualizacje systemu operacyjnego lub poszczególnych programów. Naraża to komputery na duże ryzyko, pozwalając zagrożeniem z Internetu na wykorzystywanie luk w przestarzałej wersji systemu.
Zapytany, czy lepiej jego zdaniem karać za piractwo, czy nagradzać użytkowników za zakup legalnych kopii stwierdził, że firma w ogóle nie powinna rozstrzygać takich kwestii. Leżą one w gestii wymiaru sprawiedliwości. Mimo to Microsoft stara się podejmować różne akcje uatrakcyjniające zakup oryginalnego oprogramowania. Między innymi wprowadzając specjalne wersje dla studentów, uczniów, szkół itp, w nieco niższych cenach ale z obostrzeniami licencyjnymi.
Finn stwierdził także, że Microsoft prowadzi także akcję, mającą na celu pomaganie osobom poszkodowanym w wyniku piractwa komputerowego. Wciąż istnieje możliwość wymiany kopii oprogramowania, która okazała się piracka. Oczywiście w zamian za informację skąd została pozyskana.
Zapytany o potencjał "chmury obliczeniowej" jako środka zapobiegania piractwu Finn stwierdził, że nie wierzy aby przeniesienie aplikacji w "chmury" miało stać się momentem definitywnego końca piractwa:
Kryminaliści pójdą tam, gdzie dostrzegą zyski. Jeśli Microsoft będzie w "chmurze" kryminaliści też szybko się tam przeniosą.
O jakich liczbach mówimy?
Według danych IDC z 2009 roku mówimy o globalnym wyniku na poziomie 51,4 miliardów dolarów. Jeśli chodzi o skalę zjawiska, według badań BSA średni światowy poziom piractwa to około 43%. Tak samo wygląda sytuacja w krajach zachodniej Europy i USA. 64% to wynik dla Europy środkowej (...) Wynik dla samej Polski kształtuje się na poziomie 54%. Badanie pokazało, że piractwo w Waszym kraju obniżyło się z 58% do 54%.
Czy wyobraża Pan sobie jakiekolwiek pozytywne strony piractwa?
Mmm... Nie.