Moment, w którym uświadamiamy sobie, że winę za to, co dzieje się wokół ponosimy my, a nie szef-idiota lub beznadziejni współpracownicy zapewne nie należy do najprzyjemniejszych. Jest jednak niezbędny do tego, żeby ruszyć dalej i próbować ratować sytuację. Pora na rachunek sumienia.
Zdarza się, że jesteśmy zbyt podekscytowani przybyciem do nowej pracy, przeniesieniem do innego działu, awansem (lub wręcz przeciwnie) i bardzo chcemy pokazać swoją wartość. Nowa sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy oznacza również, że nie znamy jeszcze wszystkich „reguł gry”, osobowości kolegów, a często po prostu dziedziny, w której mamy pracować. Dlatego kwestionowanie systemu pracy, próba narzucania swojego stylu czy wpływu na pracę zespołu może szybko przysporzyć nam wrogów.
Nieostrożni mogą popaść w ciągłe przypominanie o tym, jak cudownie pracowało się w innej firmie. Nie ma chyba nic bardziej zgubnego. Takie zachowanie może być odebrane jako aroganckie nie tylko przez kolegów, ale przede wszystkim przełożonych.
Chodzi tu zarówno o ciągłe prośby o wolne dni, ale także skrócenie czasu pracy, „zrywanie” się z ostatnich piętnastu minut albo stawienie się w pracy dziesięć minut później, bo „są straszne korki”. Takie zachowanie buduje nasz obraz jako kogoś, kto pracy unika, jest leniwy, nieodpowiedzialny i nie umie gospodarować czasem.
Kłamstwo ma krótkie nogi, a plotka jeszcze krótsze – tę ludową mądrość powinniśmy zapamiętać na zawsze, bo jest uniwersalna. Obgadywanie kolegów (a co gorsze szefa) ma dwie ogromne wady. Po pierwsze, może powrócić do nas ze zdwojoną siłą, bo jeśli my plotkujesz o kimś, to na pewno ktoś plotkuje o nas. Po drugie: plotkowanie to marnowanie czasu. Za niewywiązywanie się z obowiązków grozi nie tylko utrata reputacji, ale i zwolnienie.
To postawa odnosząca się nie tylko do kontaktów w cztery oczy. Dobrze jest być otwartym w szerszym wymiarze. Jeśli natomiast chcemy skupiać uwagę tylko na sobie, uważamy się za najlepszych, najzdolniejszych i najbardziej pracowitych, a nie zauważamy innych, możemy być pewni, że frustracja kolegów wróci do nas jak bumerang. Aroganccy, skupieni na sobie i mało empatyczni zyskujemy tylko w jednych oczach – własnych.
Nie wszystko stracone. Ciężką pracą i zaangażowaniem można dobre imię odzyskać. Nie stanie się to w jeden dzień, dlatego poniższe czynności trzeba wykonywać z cierpliwością.
Najważniejsze, to być uczciwym wobec siebie i innych. Przeprosiny to dobry początek. Jeśli nasze zachowanie wyrządziło komuś krzywdę albo naraziło firmę na straty, wciąż możemy liczyć na drugą szansę. Należy przy tym pamiętać, że może to być szansa ostatnia. Publiczna skrucha i obietnica poprawy działa tylko raz.
Kolejny krok to skupienie energii na tym, by zmiany w naszym zachowaniu były stałe i zbudowane na autentycznej chęci. Ludzie, z którymi spędzamy dużo czasu, często bardziej doświadczeni od nas, łatwo wyczują każdy fałsz.
Jeśli nie spaliliśmy jeszcze wszystkich mostów, możemy poszukać nowych przyjaciół. Ten krok ma dwa plusy. Pierwszy: od nowa nauczymy się współpracy i budowania dobrych relacji. Drugi: reszta współpracowników zobaczy, że nie jesteśmy wcale tacy źli.
Naucz się słuchać innych, pytać i rozmawiać z zainteresowaniem. Larry King powiedział kiedyś, że ulubionym tematem ludzi są oni sami. Więc wykorzystaj to. Z egocentrycznego narcyza zmień się w wyrozumiałego brata-łatę. Przekonasz się, że poprawisz nastrój nie tylko innym, ale i sobie.