Gra Pokemon Go jest na rynku ledwie od kilku dni, a już w Stanach Zjednoczonych zaczęły się pojawiać takie opinie:
Citron Research to analitycy giełdowi wyspecjalizowani w typowaniu spółek, które warto sprzedać. Tym razem zasugerowali, że największą ofiarą szału związanego z Pokemon Go może być Facebook.
Analitycy z Citron nie pracują na Wall Street i niektórzy traktują ich raporty jak wysokiej klasy dzieła satyryczne. Akcjom Facebooka po ich raporcie nic się nie stało. Ale mimo to odnoszę wrażenie, że ich prognoza może się sprawdzić. Pod pewnymi warunkami.
Rzeczywistość rozszerzona jest lepsza niż wirtualna
Najważniejszym z nich jest trwałe wejście na rynek produktów tzw. augmented reality, czyli rzeczywistości rozszerzonej. Różni się to od rzeczywistości wirtualnej tym, że w wirtualnej trzeba założyć sobie na głowę gogle, w których rzeczywistości prawdziwej zupełnie nie widać. W rozszerzonej widać dwie rzeczywistości (prawdziwą i nieprawdziwą) jednocześnie i nie trzeba sobie niczego zakładać na głowę. Dzięki temu produkty związane z rzeczywistością rozszerzoną mogą być wygodniejsze, lepiej dostępne i tańsze. Dlatego też mogą zrobić szybką i - co najważniejsze - trwałą karierę.
ZOBACZ TEŻ: Polska oszalała na punkcie Pokemon Go. Warszawa lepsza od Nowego Jorku. To fenomen
Pokemon Go to właśnie rzeczywistość rozszerzona. Szał związany z tą grą zapewne minie, ale sama technologia może się szybko upowszechnić. Mogą przyjść kolejne gry, znacznie ciekawsze od łapania pokemonów.
Konkurencja o czas wolny użytkownika
Zagrożeniem dla Facebooka w tej sytuacji jest to, że nie raczej nie da się bawić się rozszerzoną rzeczywistością przy użyciu swojego smartfona i jednocześnie siedzieć w nim na Facebooku. W związku z tym każdy, kto godzinę dziennie biega po mieście i łapie pokemony, nie siedzi w tym czasie na Facebooku. Jeśli więc nowy trend będzie się nasilał, to ruch na Facebooku będzie się zmniejszać. To sprawi, że reklamodawcy będą mniej płacić Facebookowi za umieszczanie na nim swoich reklam, bo będzie je oglądać mniej ludzi i cały biznes zacznie się sypać.
Ale przecież w takim scenariuszu straci nie tylko Facebook. Na taką potencjalnie zabójczą konkurencję pomiędzy różnymi formami rozrywki wskazywał kilka miesięcy temu szef Netflixa, tłumacząc, że nie konkuruje z kablówkami, tylko własnie z siedzeniem na Facebooku albo z dobrą pogodą zachęcającą do spacerów. Bo nie da się robić tego wszystkiego jednocześnie, a czas nie jest z gumy.
Dlatego pojawienie się nowego rodzaju rozrywki, jeśli stanie się zjawiskiem trwałym, uderzy we wszystkie dotychczasowe formy rozrywki. Zwłaszcza te, z których korzystamy używając smartfonów. Czyli także Snapchat, czyli także Spotify. I tak dalej i tak dalej. Także w "zwykłe" media, czy konsole do gier.
Krajobraz rynku nowych technologii tak już ma, że potrafi się zmieniać bardzo szybko. Ci, którzy w porę nie zauważą nowego trendu, szybko przegrywają. Potwierdzą to na pewno w Nokii, w Yahoo, w MySpace.
Akcje Facebooka w czwartek podrożały o kolejne 0,4 proc. i dziś absolutnie nie do pomyślenia jest to, żeby stało mu się biznesowo coś złego. Ale to nie wyklucza tego, że cały rynek mobilnej rozrywki oparty na przychodach reklamowych stoi przed sporymi zmianami.