Konstytucja dla biznesu może kilka spraw poprawić
Zestaw kilku ustaw, który nazwano konstytucją dla biznesu ma na celu ułatwienie prowadzenia działalności gospodarczej. Nie można wykluczyć, że faktycznie przygotowane projekty cel ten osiągną i będzie trochę łatwiej. Można jednak zakładać, że przedsiębiorcy, a także ich księgowi i prawni doradcy przyjmą bezpieczną postawę „poczekamy, zobaczymy”. Pierwsze reakcje były wstrzemięźliwe.
Trzeba też pamiętać, że nawet najlepsze projekty można potem popsuć w Sejmie, a jeśli się ich nie zepsuje, to urzędnicy mogą potem udawać, że tych przepisów nie ma. Kluczowe zawsze jest to, że przepisy nie zmieniają ludzi i ich mentalności. Nie zmieniają tego, że w Polsce jak polityk czegoś nie rozumie, to lubi to coś nazywać aferą, a za wszystko zawsze ktoś gdzieś musi być winny.
Dlatego lepiej nie ułatwiać przedsiębiorcom niczego zanadto, bo jeszcze potem przyjdzie NIK albo CBA i usłyszy się jakieś zarzuty. Oczywiście związane z aferą, w której trzeba znaleźć winnych. Urzędnik nie jest od tego, żeby ryzykować własną karierą zawodową.
Przepisy oczywiście warto upraszczać, ale proszę się nie nastawiać na jakieś rewolucyjne uwolnienie polskiej przedsiębiorczości, które zaowocuje erupcją wzrostu gospodarczego. To nas nie czeka.
Szybkiego wzrostu od tego mieć nie będziemy
Złe i pogmatwane przepisy nie są główną przyczyną szybkiego hamowania polskiej gospodarki. Polskie firmy działają w takich warunkach od lat i odnoszą sukcesy. Wygląda na to, że się przyzwyczaiły. Jeśli przedsiębiorca wstrzymuje planowane wcześniej inwestycje, to zwykle robi to ze strachu o swój kapitał. Obawia się ryzykować, jeśli nie wie, jak będzie wyglądać jego otoczenie za kilka lat. Dziś firmy mają podstawy, aby zupełnie serio zastanawiać się nad tym, czy za kilka lat nadal będzie Unia Europejska, jak i nad tym, czy za kilka lat nadal będą w Polsce niezawisłe sądy. W jednym i drugim przypadku chodzi o sprawy mocno polityczne, na które wicepremier Morawiecki i jego upraszczające projekty nie mają żadnego wpływu.
W tym samym tygodniu, w którym przedsiębiorcy dowiedzieli się o tym, że dostaną „konstytucję dla biznesu”, dowiedzieli się też o tym, że specjalnie wstrzymują inwestycje z przyczyn politycznych, że jeśli nie są katolikami, to powinni składać specjalne oświadczenia albo zostać wyrzuceni z kraju. Taka kombinacja nowych informacji raczej nie wpływa pozytywnie na ich zapał do inwestowania.
Jestem przekonany, że wicepremier Morawiecki zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę. Ale zapewne uznaje, że mimo wszystko warto przepisy upraszczać, bo to nic nie szkodzi. Może się przyda.
Konstytucji dla biznesu potrzebuje sam wicepremier Morawiecki
Niesamowita w tym wszystkim jest jednak ta niezwykła pompa propagandowa towarzysząca temu, że rząd przygotował kilka projektów ustaw. Tak jakby to, że rząd przygotowuje ustawy było czymś niezwykłym. Moim zdaniem minister Morawiecki chce w ten sposób poza uproszczeniem przepisów osiągnąć też cel polityczny.
ZOBACZ TEŻ: Awans Morawieckiego, czyli jeszcze więcej polityki w gospodarce
Ta konstytucja oczywiście do jakiegoś stopnia jest dla biznesu, ale moim zdaniem jej adresatem jest przede wszystkim Jarosław Kaczyński. A jej główna funkcja to alibi dla wicepremiera, który doskonale wie, że w dzisiejszym otoczeniu ustawami nie da się radykalnie zmienić tempa wzrostu gospodarczego.
Ale za to kiedy za rok pochyli się nad nim bardzo wąskie grono osób z bardzo dużą władzą i bardzo małą wiedzą o gospodarce, on będzie mógł się bronić, że zrobił wszystko co mógł – zrobił świetny pakiet ustaw. Minister od tego jest – od świetnych pakietów ustaw. A te ledwie 2% wzrostu gospodarczego, które możemy wtedy obserwować, to wina złych i złośliwych przedsiębiorców z innych partii. Bo to na pewno będzie musiała być czyjaś wina.