W ciągu 12 miesięcy pomiędzy wrześniem 2015 a wrześniem 2016 powstały w Polsce 32 tysiące nowych miejsc pracy. Dokładnie o tyle bowiem wzrosła liczba osób pracujących. Wynika to z opublikowanych właśnie przez GUS (są w biuletynie statystycznym) badań aktywności ekonomicznej ludności w trzecim kwartale tego roku.
Nowe miejsca pracy w Polsce dane: GUS
32 tysiące to bardzo mało – najmniej od 2013 roku. Wygląda to tak, jakby polskie firmy gwałtownie wstrzymały zatrudnianie nowych pracowników. Ale - z drugiej strony - z tych samych badań wynika, że liczba osób niepracujących (bezrobotni, studenci, uczniowie, emeryci, chorzy i tak zwani bierni zawodowo, czyli osoby, które nie pracują i nie szukają pracy) przypadająca na 1000 osób pracujących jest rekordowo mała. Liczba pracujących rośnie bardzo powoli, ale za to maleje liczba bezrobotnych i biernych zawodowo. W efekcie każdy pracujący „utrzymuje” swoją działalnością mniejszą liczbę tych, którzy nie pracują.
Liczba osób niepracujących przypadająca na 1000 pracujących dane: GUS
Swoją drogą ta proporcja może szybko zacząć się psuć po wejściu w życie decyzji o obniżeniu wieku emerytalnego, czyli pod koniec 2017 roku.
Ponadto - choć liczba nowych miejsc pracy rosnie znacznie wolniej - nadal systematycznie spada bezrobocie. Jest rekordowo niskie i właśnie spadło poniżej 6 procent według BAEL, czyli sondażowego badania aktywności ekonomicznej ludności.
Stopa bezrobocia w Polsce dane: GUS, BAEL
Na tle świetnych danych o bezrobociu może dziwić to, że w ostatnim roku nowych miejsc pracy powstało w Polsce tak mało.
Najłatwiejsze wytłumaczenie to emigracja: Polacy wyjeżdżają za granicę, więc nie ma kogo zatrudniać, a bezrobocie od tego spada. Ale nie zauważyłem w ostatnim roku żadnych raportów o tym, że fala emigracji znów zaczyna rosnąć. Znacznie ciekawsze jest moim zdaniem inne możliwe wytłumaczenie dotyczące nie emigracji, ale imigracji.
Możliwe, że na rynku mamy coraz większy rozdźwięk między oczekiwaniami płacowymi potencjalnych pracowników, a tym, ile pracodawca chce im płacić. Może nowe miejsca pracy powstają tam, gdzie zarabia się mało, dlatego nikt tej pracy nie chce brać
W tej sytuacji dobrym rozwiązaniem dla pracodawcy są imigranci - w naszym paypadku głównie obywatele Ukrainy. Każdy zresztą chyba miał już okazję dostrzec, że jest to rozwiązanie coraz częściej na polskim rynku pracy spotykane. Np. człowiek zwolniony z banku nie będzie zainteresowany słabo płatną pracą w sklepie spożywczym. Ale już np. pani w średnim wieku z Ukrainy może podjąć ją chętniej.
Teraz najciekawsze. GUS-owskie badanie aktywności ekonomicznej ludności raczej nie obejmuje imigrantów. Ankieterzy do badania wybierają tylko wylosowane mieszkania, pomijając akademiki czy hotele pracownicze. A to w nich mogą mieszkać imigranci, którzy przyjechali do nas do pracy albo na studia i pracują tylko dorywczo. Poza tym, aby być ujętym w badaniu, trzeba się na to zgodzić. Można zakładać, że imigranci z różnych przyczyn wolą pozostać poza takim dość szczegółowym badaniem, chociażby i dlatego, że mogą słabiej mówić po polsku. Ale ten nagły spadek mocy zatrudniania nowych ludzi w polskiej gospodarce można tłumaczyć właśnie imigrantami, bo ich w danych GUS prawdopodobnie nie widać.
Nowe miejsca pracy i możliwy wpływ imigrantów na rynek dane: GUS,opr. własne
Może więc się okazać (chociaż nie ma na to twardych dowodów), że nowych miejsc pracy w polskiej gospodarce nadal powstaje więcej, ale są to miejsca nisko płatne, a coraz częściej tymi nowo zatrudnionymi są osoby, które przyjechały do nas z zagranicy.
Zobacz także WIDEO: Kłótnia o imigrantów w Polsce. Dzieci krzyczą "Murzyn, wypieprzaj do Afryki!". Olczyk: Renata, uogólniasz