To co dzieje się na chińskim rynku finansowym od dawna wygląda jak świetny serial sensacyjny.
W poprzednich odcinkach:
- Amerykanie obniżyli stopy procentowe do zera, aby wyjść z kryzysu po bankructwie Lehman Brothers
- chińskie firmy zadłużyły się w dolarach po uszy, bo dolary były tanie, a okazji inwestycyjnych było tyle, że grzech byłoby ich nie złapać
- Amerykanie po wyjściu z kryzysu zaczęli podnosić stopy procentowe, a dolar zaczął drożeć
- Chińczycy najpierw uznali, że ich juan może słabnąć do dolara bo to pomoże ich eksportowi
- potem jednak dostrzegli, że z Chin zaczyna uciekać kapitał, co dodatkowo osłabia juana
- Chińczycy zaczęli wydawać kosmiczne miliardy dolarów na obronę juana, żeby aż tak bardzo nie słabł i żeby powstrzymać ucieczkę kapitału, bo bez niego może się zawalić ich system bankowy
- Amerykanie zapowiedzieli kolejne podwyżki stóp procentowych, dolar zaczął drożeć na świecie jeszcze bardziej, a Donald Trump zaczął wypowiadać się pod adresem Chin w sposób mało dyplomatyczny
- Chińczycy postanowili, że muszą wymyślić coś innego, aby uratować juana
Odcinek bieżący:
Waszyngton, środowy wieczór, 4 stycznia 2017
Publikacja sprawozdań z ostatniego posiedzenia Fed pokazuje światu, że Janet Yellen i jej koledzy są skłonni podnosić stopy procentowe nawet szybciej niż dotąd, jeśli Donald Trump będzie swoją polityką zwiększał deficyt budżetowy USA (a wszyscy zakładają, że tak właśnie się stanie)
Pekin, czwartkowy poranek, 5 stycznia 2017
Władze chińskiego banku centralnego zakładają, że inwestorzy po lekturze sprawozdania z posiedzenia Fed dojdą do wniosku, że dolar będzie drożeć szybciej, bo szybciej będzie rosnąć jego oprocentowanie. To oznacza, że juan będzie szybciej tracić na wartości w stosunku do dolara. To znaczy, że wszystkim zadłużonym chińskim firmom trudniej będzie obsługiwać swoje długi.
Chiński bank centralny postanawia zahamować przecenę juana. W tym celu odwołuje co tygodniową operację, na której udostępnia bankom juany w tygodniowych pożyczkach. Banki muszą spłacić pożyczki sprzed tygodnia i nie mogą zaciągnąć nowych. W efekcie z rynku bankowego w Chinach znika 140 miliardów juanów.
Od początku tygodnia ten ubytek to 435 miliardów juanów, czyli ponad 60 mld USD.
Hong Kong, czwartkowy poranek, 5 stycznia 2017
Na rynku finansowym, na którym zagraniczny kapitał ma najlepszy dostęp do juanów (lepszy niż w Szanghaju) gracze szykują się, aby kolejny raz wykonać ten sam zyskowny numer: pożyczyć juany od chińskich banków, sprzedać je wymieniając na dolary, poczekać aż juan straci na wartości, następnie odkupić juany za dolary już po znacznie lepszym kursie, oddać pożyczone juany bankom, różnicę w kursie sprzedaży (pierwsza transakcja) i kursie kupna (druga transakcja) zachowując dla siebie. Zysk jest wymierny, a ryzyko umiarkowane, bo wiadomo, że trend osłabiania się juana jest wyraźny.
Tym razem jednak okazuje się, że nie ma od kogo pożyczyć juanów. Te chińskie banki, które je mają, oferują je za ogromne pieniądze – oprocentowanie jednodniowej pożyczki to już ponad 30 procent w skali roku.
Taki koszt pożyczki zabija sens całej operacji, która przez to przestaje się opłacać.
Skoro nikt nie sprzedaje juana, to ten przestaje tracić na wartości.
Ci, którzy wcześniej pożyczyli juany, sprzedali je i czekają na lepszy kurs do odkupu wpadają w popłoch, bo ich scenariusz się zmienia i zamiast zarabiać zaczynają ponosić straty. Postanawiają wycofać się z operacji i oddać pożyczone juany. Chcą je kupić za wszelką cenę. Ich popyt podbija dodatkowo notowania chińskiej waluty, która w efekcie umacnia się do dolara najbardziej w całej swojej historii. Mamy ewidentną panikę na rynku.
Skoro teraz można zarobić kupując juany, nagle wszyscy na rynku chcą go kupić. W efekcie oprocentowanie jednodniowych pożyczek na rynku rośnie aż do 96 procent.
Chiński bank centralny w Pekinie triumfuje. Pokazał, że spekulacja na ich walucie nie jest grą do jednej bramki i że towarzyszy jej ryzyko znacznie większe niż się niektórym wydawało. Stado polujące na łatwe łupy zostało przegonione. Kilka międzynarodowych banków liczy straty. Oczywiście natychmiast próbują odkuć się w dowolnie wybranym innym rynku na świecie. Zapewne z sukcesem, bo są dużym międzynarodowym bankiem.
Dolar tymczasem cały czas systematycznie staje się coraz droższy. Jego stopa oprocentowanie na rynkach międzybankowych pierwszy raz od 2009 roku dochodzi do poziomu 1 procent i może dalej rosnąć.
Całą sytuacją najbardziej denerwują się władze, bankierzy i zadłużeni w dolarach przedsiębiorcy w Brazylii, Chile, Meksyku i Turcji. To kraje, w których w ostatnich latach poziom długu w dolarach w stosunku do PKB wzrósł najbardziej. Oni wiedzą, że kapitał spekulacyjny szukający w rynkowym stadzie najsłabszych osobników też to wie.
Post Scriptum: Mexico City, wczesne czwartkowe popołudnie 5 stycznia 2017
Bank centralny Meksyku jest zmuszony do interwencji na rynku walutowym w obronie meksykańskiego peso
Przed nami bardzo ciekawy rok.