Ameryka w końcu się doczekała. Płace rosną najszybciej od kryzysu sprzed dziesięciu lat

Rafał Hirsch
Według podanych w piątek danych z amerykańskiego rynku pracy średnie wynagrodzenie pracowników w USA wzrosło w ciągu roku o 2,9 procent. To najszybsze tempo wzrostu płac od 2009 roku. Co ciekawe, na dane źle zareagowała giełda nowojorska, która po ich publikacji zaliczyła poważne spadki.

Wzrost średnich płac o 2,9 procent jest największy od czasów wyjścia USA z recesji po bankructwie Lehman Brothers w 2008 roku.

Od tamtej pory właściwie cała amerykańska gospodarka już dawno wróciła do normy, a rynek pracy wygląda bardzo dobrze. Stopa bezrobocia od wielu miesięcy jest poniżej 5 procent, wg danych z piątku wynosi dokładnie 4,1 procent – najmniej od 2000 roku.

W całym tym obrazie od lat brakowało tylko jednej części składowej – wzrostu płac. Ekonomiści mieli spory problem z tym, żeby wytłumaczyć dlaczego płace nie rosną, skoro na rynku nie ma dużego bezrobocia.

Zależność między jednym, a drugim (niskie bezrobocie prowadzi do wzrostu płac i wzrostu inflacji, a wysokie bezrobocie prowadzi do spadku inflacji) jest znana od dziesięcioleci jako tak zwana krzywa Philipsa. Uczą się jej studenci ekonomii na całym świecie.

Niektórzy nawet dochodzili do wniosku, że globalizacja, internet i rozwój nowych technologii unieważniły starą teorię i po prostu przestała ona działać. Teraz płace poszły w górę wyraźniej niż w ciągu ostatnich kilku lat, więc ekonomiści przywiązani do krzywej Philipsa odetchnęli z ulgą – być może nie trzeba będzie zmieniać treści podręczników do ekonomii.

Zupełnie inaczej do danych podeszli natomiast giełdowi inwestorzy. Dane o wzroście płac i o tym, że w styczniu powstało kolejnych 200 tysięcy miejsc pracy (więcej niż oczekiwano) potraktowali jako coś, po czym Fed nie będzie mógł się wstrzymywać z podwyżkami stóp procentowych. A skoro tak, to nadszedł czas na ostateczne rozstanie z epoką taniego pieniądza, w której hossa mogła trwać w nieskończoność.

W efekcie na rynek powraca strach i niepewność. Do trwającej od kilkunastu dni wyprzedaży amerykańskich obligacji dołączyła wyprzedaż amerykańskich akcji. Szybszy wzrost płac to świetna wiadomość dla amerykańskich pracowników, ale jak się okazuje dość fatalna dla właścicieli amerykańskich spółek.

Więcej o: