O to, czy rodzic może nie puścić dziecka do szkoły w nowym roku szkolnym w związku z obawami przed zakażeniem koronawirusem, "Rzeczpospolita" zapytała Ministerstwo Edukacji Narodowej. Jak opisuje, z odpowiedzi resortu wynika, iż zatrzymanie dziecka w domu będzie możliwe tylko, gdy mieszka z nim osoba objęta kwarantanną lub gdy absencja w szkole jest uzasadniona chorobą.
Zgodnie z prawem oświatowym, niespełnianie obowiązku szkolnego - rozumiane jako nieusprawiedliwiona nieobecność w szkole przez ponad połowę dni w miesiącu - podlega egzekucji "w trybie przepisów o postępowaniu egzekucyjnym w administracji". Oznacza to groźbę grzywny w wysokości nawet 10 tys. zł.
Nauka jest obowiązkowa do 18. roku życia. Dzieci i młodzież mają obowiązek nie tylko uczęszczać do szkoły (od 7. roku życia), ale także do zerówki (w wieku 6 lat).
Należy przy tym jednak pamiętać, że grzywny nie są nakładane "z automatu". Za egzekwowanie realizacji obowiązku szkolnego odpowiadają samorządy, a te raczej nie powinny się kwapić z karaniem rodziców.
Zgodnie z decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej, w nowym roku szkolnym dzieci będą uczyły się stacjonarnie w szkołach. Wyłącznie w regionach o najpoważniejszej sytuacji epidemicznej możliwe będzie nauczanie zdalne lub hybrydowe.
Obecna sytuacja epidemiczna pozwala na to, aby w przytłaczającej większości szkół spokojnie rozpoczynać zajęcia 1 września
- mówił w czwartek w TVP Info minister Dariusz Piontkowski. Kilka tygodni temu na obawy rodziców szef MEN odpowiadał z kolei, że "rodzic nie jest epidemiologiem".
W podobnym tonie wypowiada się Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
Na dziś 1 września to termin, w którym dzieci powinny rozpocząć edukację. Jeśli będą jakieś wyłączenia czy zdalna nauka, to będą one wprowadzane punktowo
- komentował w piątek Andrusiewicz.
Entuzjazmu i odwagi przedstawicieli rządu nie podzielają jednak epidemiolodzy i lekarze.
Otwarcie szkół jest kwestią bardzo dyskusyjną. Jestem głęboko rozdarty wewnętrznie. Z punktu widzenia epidemiologicznego, zwłaszcza jeśli będziemy obserwowali rosnącą liczbę zakażeń, nie powinniśmy puszczać dzieci do szkół. Ale drugi kraniec skali to są względy edukacyjne i psychologiczno-socjologiczne
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl wirosolog dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.
Pierwszy września jest może symboliczną, ale bardzo złą datą do rozpoczęcia nauki w szkołach
- powiedział z kolei w Polsat News prof. Andrzej Fal, komentując plany Ministerstwa Edukacji Narodowej. Lekarz stwierdził, że jeśli liczba zakażeń będzie rosła [w piątek była najwyższa w historii - red.], dzieci nie powinny iść do szkoły.