Na początku grudnia, tuż przed unijnym szczytem dotyczącym perspektywy budżetowej na lata 2021-2027 doszło do porozumienia pomiędzy rządami Polski, Węgier i przedstawicielami UE. Premier Mateusz Morawiecki ostatecznie nie spełnił groźby zawetowania unijnego budżetu.
Polskie władze jak ognia unikały bowiem powiązania kwestia praworządności z wypłatami z europejskich funduszy. Ostatecznie kwestia przestrzegania prawa może wpływać na dostęp do środków z UE, ale potrzebny jest wyrok TSUE. Polscy politycy po cichu liczyli, że oznacza to zamrożenie przepisów o praworządności na długie lata. Z deklaracji, które złożyła wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourová, wynika jednak co innego.
- Mechanizm praworządności nie jest cudowną bronią. Dysponujemy teraz co prawda dodatkowymi możliwościami sankcji, będziemy jednak musieli wykonać trudną pracę, żeby móc rzeczywiście skorzystać z możliwości obcięcia funduszy z budżetu - powiedziała w wywiadzie dla dziennika "Tagesspiegel". Jak dodała, wszystkie dotychczasowe procedury unijne dotyczące praworządności będą nadal stosowane.
Odnosząc się do faktu, iż mechanizm praworządności zostanie najpierw skontrolowany przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), Jourová powiedziała, że przewiduje, iż wyrok zapadnie raczej w ciągu miesięcy, a nie lat. - Jeżeli dojdzie do postępowania przyspieszonego, to należy liczyć się z okresem krótszym niż dwanaście miesięcy - dodała wiceszefowa KE.
Jourová zapowiedziała, że KE zajmie się od początku przyszłego roku wdrażaniem w życie dyrektywy ws. praworządności, co oznacza, że "zajmie się Polską i Węgrami".
Mówiąc o zastrzeżeniach wobec Warszawy i Budapesztu, Jourová wyjaśniła, że przeciwko obu krajom toczą się postępowania na podstawie art. 7 traktatów unijnych, co teoretycznie może się skończyć pozbawieniem głosu. W przypadku Polski chodzi między innymi o reformę wymiaru sprawiedliwości, a w przypadku Węgier o nieprawidłowości związane z wydawaniem unijnych funduszy.
Jourová zapowiedziała, że jeśli Polska nie uwzględni zastrzeżeń dotyczących Izby Dyscyplinarnej, to KE na początku przyszłego roku skieruję tę sprawę do TSUE. - Nie chcę tracić czasu - wyjaśniła.
Wiceszefowa KE potwierdziła, że każdy przypadek łamania praworządności będzie rejestrowany od 1 stycznia 2021 r. Rejestracją będą się zajmować Jourová i komisarz sprawiedliwości Didier Reynders. Zapewniła, że KE przestrzega traktatów i nie będzie działała w sposób arbitralny czy niejawny.
- To musi być jasne: zasada praworządności jest decydująca dla wzajemnego zaufania między krajami członkowskimi i tym samym dla funkcjonowania Wspólnoty. To nie ma nic wspólnego z ideologią. Ani z tym, czy jest się w polityce na lewo, czy na prawo - powiedziała Jourová, zastrzegając, że premier Węgier Viktor Orban, który zarzuca KE polityzację, nie ma racji.
Czytaj też: TVP przekonuje, że Polska straciła na członkostwie w UE i pokazuje wykresy. Ekonomista: Kłamstwo
- Jestem całkowicie innego zdania (niż Orban). Jako Czeszka mogę powiedzieć: gdy nowe kraje z Europy Środkowej i Wschodniej wchodziły w 2004 r. do UE, wszystkie były zgodne co do tego, że podstawowe wartości UE są uniwersalne. Każdy, kto dochodzi do władzy, niezależnie od politycznego kierunku, musi przestrzegać tych wartości - powiedziała w konkluzji Vera Jourová.
Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle.