Węgry powiedzą pa, pa 40 mld euro? Unia zastosuje wobec nich mechanizm praworządności

Komisja Europejska rozpoczyna postępowanie "pieniądze za praworządność" wobec rządu Viktora Orbana. Natomiast Polska nie jest na razie zagrożona tą procedurą.

Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, poinformowała we wtorek (05.04.2022) w Parlamencie Europejskim, że zapadła już decyzja o sięgnięciu wobec Węgier po "mechanizm warunkowości" (to oficjalna nazwa reguły "pieniądze za praworządność"). - Teraz wyślemy pismo z formalnym powiadomieniem do Budapesztu - powiedziała von der Leyen. Dodała, że Johannes Hahn, komisarz ds. budżetu UE, już poinformował o tym władze węgierskie. - To uruchamia procedurę, która ma określone terminy, więc ten proces już się zaczyna - podkreśliła von der Leyen.

Komisja Europejska pod koniec listopada 2021 r. skierowała zarówno do Węgier, jak i do Polski pisemne pytania dotyczące naruszeń państwa prawa w kontekście "pieniędzy za praworządność". Jednak wedle naszych informacji Bruksela obecnie nie zamierza sięgać po tę regułę wobec Warszawy. A w zamian zamierza nadal dobijać się respektowania praworządności w Polsce poprzez zwykłe procedury przeciwnaruszeniowe (z finałem TSUE), w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO) oraz poprzez postępowanie z art. 7, które obecnie sprowadza się do politycznych dyskusji unijnych ministrów w Radzie UE.

Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl 

Przepisy "pieniądze za praworządność" od początku uchodziły za znacznie ryzykowniejsze wobec Budapesztu, bo pozwalają na cięcia funduszy wyłącznie pod dwoma równoczesnymi warunkami - poważnych naruszeń zasad państwa prawnego oraz wpływu tych naruszeń "w sposób wystarczająco bezpośredni" (lub takiego poważnego ryzyka) na "należyte zarządzanie funduszami lub ochronę interesów finansowych Unii". A gospodarowanie pieniędzmi UE przez Polskę nadal jest oceniane w Brukseli jako poprawne.

- Dla Polski te przepisy to powinien być przede wszystkim odstraszacz od dalszej degeneracji systemu sprawiedliwości, która może doprowadzić do korupcji na wzór węgierski - ustawicznie tłumaczyli nasi rozmówcy w Brukseli.

Zobacz wideo Gowin: Orban nie jest sojusznikiem Polski ani żadnego demokratycznego państwa

Procedura potrwa do jesieni

Procedura wszczęta dziś wobec Węgier, gdzie rząd Viktora Orbana jest od lat oskarżany przez opozycję o przekręty z pieniędzmi unijnymi, może zająć nawet do sześciu-ośmiu miesięcy. Budapeszt dostanie czas na odpowiedź, w którym - jeśli zechce - może naprawić systemowe błędy m.in. w prokuraturze i sądownictwie, które utrudniają ściganie korupcji. Jeśli tego nie zrobi, Komisja Europejska powinna złożyć do Rady UE wniosek o zawieszenie funduszy z Unii (czy raczej ich części uznanej za bezpośrednio zagrożoną na Węgrzech korupcją lub innymi nieprawidłowościami). Do zatwierdzenia tej decyzji w Radzie UE trzeba głosów 15 z 27 krajów Unii reprezentujących 65 proc. ludności UE. Premier Orban będzie mógł przed tym głosowaniem poprosić o debatę premierów bądź prezydentów krajów Unii na szczycie UE, ale to nie oznacza wprowadzenia wymogu jednomyślności.

Trybunał Sprawiedliwości UE, gdzie Węgry i Polska zabiegały o unieważnienie przepisów "pieniądze za praworządność", odrzucił w lutym tego roku wszystkie argumenty Budapesztu oraz Warszawy. I uznał "mechanizm warunkowości" za całkowicie zgodny z traktatami UE. - Mechanizm z rozporządzenia kwestionowanego przez Polskę i Węgry został przyjęty na właściwej podstawie prawnej, zachowuje spójność z procedurą ustanowioną w art. 7 oraz nie przekracza granic kompetencji przyznanych Unii, a także szanuje zasadę pewności prawa - orzekł TSUE w swym pełnym, 27-osobowym składzie sędziowskim.

Pytania o Ziobrę, ale bez cięć pieniędzy

W listopadowym liście Komisji Europejskiej do władz Polski wymieniono cztery zbiory zastrzeżeń. Jeden dotyczy wpływu dwóch rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego (z lipca i października 2021 roku) ograniczających nadrzędność prawa Unii. Komisja pytała, jak Polska w takich warunkach zamierza wykonywać szczegółowe przepisy unijne o dyscyplinie w gospodarowaniu funduszami unijnymi. Drugi problem to podważanie niezależności wymiaru sprawiedliwości, choć to właśnie niezawisłe sądy mają kluczową rolę w odstraszeniu i karaniu przekrętów z funduszami UE. Trzecia sprawa dotyczy wątpliwości co do "skuteczności i bezstronności prokuratury", która podlega prokuratorowi generalnemu będącemu jednocześnie ministrem sprawiedliwości (czyli Zbigniewowi Ziobrze), co rodzi obawy o rzetelność ściągania np. korupcji, w którą byłyby zaangażowane władze.

Związana z Ziobrą czwarta grupa zastrzeżeń dotyczyła nieskuteczności działań prokuratorskich. Komisja przywołuje argument o "zinstytucjonalizowanej korupcji", czyli przypadkach podejrzeń o korupcję na wysokim szczeblu, które nie są należycie ścigane ze względów politycznych. Komisja zażądała od Polski wykazu spraw od 2016 r., w których polska prokuratura umorzyła, nie podjęła lub wciąż prowadzi postępowania w sprawach wskazanych przez OLAF, czyli "unijny NIK".

Jednak zwłaszcza reformy systemu dyscyplinarnego dla sędziów, których Bruksela domaga się teraz od rządu Mateusza Morawieckiego w ramach KPO, zupełnie zażegnałyby - od początku i tak bardzo nieduże - ryzyko, że Polska zacznie tracić fundusze z powodu "pieniędzy za praworządność" w bliskiej przyszłości. I to pomimo nierozwiązanej kwestii "neo-KRS" oraz wątpliwego statusu Trybunału Konstytucyjnego.

Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle

 

Więcej o: