Na globalnym rynku ropy naftowej i paliw zachodzą właśnie potężne zmiany. Zainicjowała je Międzynarodowa Organizacja Morska (IMO), agenda ONZ zajmująca się głównie bezpieczeństwem na morzu oraz zapobieganiem skażeniu środowiska morskiego.
Organizacja ta już w październiku 2016 roku zatwierdziła nowe normy emisji zanieczyszczeń przez statki. Ograniczają one przede wszystkim wyrzucanie do atmosfery mocno szkodliwych związków siarki, których bardzo duże ilości powstają w trakcie spalania w silnikach okrętowych, gdzie najczęściej stosowane są ciężkie oleje opałowe, głównie mazut.
Nowa norma redukuje emisję siarki do 0,5 proc. Teraz obowiązuje jeszcze dużo łagodniejsza - 3,5 proc. A najczęściej stosowane paliwo okrętowe zawiera 2,7 proc. siarki.
Nowe normy zostały wprowadzone, ponieważ problem wcale nie jest trywialny. Pod koniec 2016 roku po morzach i oceanach pływało niemal 100 tys. statków napędzanych wysokosiarkowym paliwem.
Ich wpływ na środowisko był ogromny. Miliony ton tlenków siarki emitowane przez statki prowadziły do przedwczesnych zgonów, zwłaszcza wśród ludności mieszkających w pobliżu często uczęszczanych szlaków żeglugowych. Wywoływały też destrukcyjne dla całego środowiska naturalnego kwaśne deszcze. To ma się skończyć.
IMO szacuje, że dzięki zakazowi tylko w latach 2020-2025 uda się zmniejszyć liczbę przedwczesnych zgonów wiązanych z zanieczyszczeniem powietrza związkami siarki o ponad 570 tysięcy. Wprowadzenie nowych norm zredukuje bowiem emisję szkodliwych gazów o 77 proc. - 8,5 mln ton tlenków siarki rocznie.
Diesel w górę. I to nie wszystko
Na nowych normach emisji zanieczyszczeń przez statki zyska więc sporo natura i nasze zdrowie. Ale trzeba będzie za to niemało zapłacić.
Armatorzy mają dwa rozwiązania. Albo zaczną stosować lepsze, niskosiarkowe paliwo, albo zainstalują na statkach tzw. skrubery, czyli w pewnym uproszczeniu mokre filtry, które przechwytują większą część emitowanej do atmosfery siarki. Obydwa rozwiązania są kosztowne.
Skruber do pojedynczego silnika może kosztować nawet kilka milionów dolarów, a paliwo niskosiarkowe kosztuje nawet trzy razy więcej niż to z wyższą zawartością siarki.
Większość armatorów skłania się do sięgnięcia po lepsze paliwo - w tym diesla i zbliżone do niego destylaty. To od kilkunastu miesięcy powoduje spekulacyjne zmiany na rynku ropy naftowej i dlatego za olej napędowy na stacjach musimy płacić więcej. Trzeba jednak pamiętać też o tym, że w sezonie jesienno-zimowym diesel drożeje też z innego powodu - wzrasta zapotrzebowanie na olej opałowy, a ten należy do tej samej grupy paliw, co diesel.
Obecnie w większości województw teraz za diesla musimy zapłacić więcej niż za benzynę dziewięćdziesiątkę piątkę - o jeden, dwa grosze za litr. Podobna sytuacja miała miejsce kilka miesięcy temu.
>>>Bardzo dużo zmieni się w handlu w Europie, kiedy Wielka Brytania wyjdzie z Unii Europejskiej. Miało to się stać na przełomie października i listopada, ale termin znów przełożono. Brexit zawisł jak Boris Johnson nad Londynem kilka lat temu:
Możliwe też, że wkrótce zapłacimy nieco więcej za towary pochodzące z importu, od bananów po samochody. Statki bowiem transportują ponad 90 proc. towarów w wymianie międzynarodowej. A koszty ich podróżowania znacząco wzrosną. Szacuje się, że tylko firmy zajmujące się transportem kontenerowym poniosą w związku z nowymi normami emisji związków siarki dodatkowe koszty wysokości aż 10 mld dol.
Tekst pochodzi z bloga PortalTechnologiczny.pl.