Australia od kilku tygodni zmaga się z ogromnymi pożarami buszu. Na południowym wschodzie kraju ogień zniszczył ponad 5,25 milionów hektarów ziemi i blisko 2000 domów. Zginęły 24 osoby, tysiące innych trzeba wydostać z zagrożonych terenów. Trwa gigantyczna akcja ewakuacyjna, w której bierze udział wojsko, w tym okręty marynarki wojennej. Niewielkim pocieszeniem jest, że w niedzielę temperatura nieco spadła po tym, jak w sobotę na przedmieściach Sydney sięgała 49 stopni Celsjusza.
Ogrom zniszczeń widać z kosmosu. NASA opublikowała zdjęcie pokazujące to, jak obszar ogarnięty pożarami wygląda z perspektywy satelitów krążących nad Ziemią. Widać na nim ogromne pasma dymu z pożarów.
Australia. Pożary widać z kosmosu. Zdjęcie NASA z 4 stycznia 2020 r. AP / AP
To, co dzieje się na południowo-wschodnią Australią, dobrze widzą też astronauci na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej:
Australia. Pożary widać z kosmosu. Zdjęcie zrobione z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. AP / AP
Nieco niżej nad powierzchnią Ziemi trudno zobaczyć w kadrze cokolwiek poza samym dymem:
Australia. Pożary widać z kosmosu. Zdjęcie Maxar Technologies. AP / AP
W piątek wieczorem NASA opublikowała przygnębiające porównanie dwóch zdjęć tego samego obszaru między miastami Mallacoota i Orbost. Górne zostało zrobione 1 stycznia tego roku, dolne w czerwcu 2019 roku. Widać wyraźnie, jak zielone tereny zastąpił brązowawy dym z żywiołu. Dzień po zrobieniu nowszej fotografii Nowa Południowa Walia ogłosiła stan wyjątkowy i zarządziła ewakuację.
Premier Australii podczas niedzielnej konferencji prasowej bronił działań rządu w walce z pożarami. - Rzucanie oskarżeń nikomu nie pomaga, a nadmierna analiza nie jest produktywnym ćwiczeniem - mówił Scott Morrison. Według części mieszkańców kraju rząd zareagował zbyt późno i w niewystarczający sposób. Kilka dni temu premier został zaatakowany słownie podczas odwiedzin spalonego miasta Cobargo. "Jesteś idiotą, wynoś się stąd!" - wykrzykiwali w jego kierunku mieszkańcy. Morrisonowi obrywa się też za to, że w grudniu, kiedy w kraju pożary już szalały, wybrał się z rodziną na zagraniczne wakacje.
Premierowi Australii zarzucano też, że w przeszłości deprecjonował związek między zmianami klimatu a rosnącym ryzykiem susz i pożarów buszu. Odniósł się i do tych zarzutów. - W tym kraju nie ma żadnych sporów na temat kwestii globalnej zmiany klimatu i jej wpływu na globalne wzorce pogodowe, w tym na jej wpływ w Australii - powiedział. - Rząd zawsze widział tę zależność - dodał Scott Morrison.