Drugi dzień w Australii pada niewielki deszcz i wieje chłodny wiatr. Ekipy ratunkowe i strażacy korzystają ze sprzyjającej pogody i ponownie otwierają nieprzejezdne drogi i ewakuują ludzi uwięzionych przez masowe pożary buszu i lasów. Meteorolodzy ostrzegają jednak, że ponad 40-stopniowe upały i susza mają powrócić.
Nadal aktywnych jest 130 ognisk pożarów. Przez weekend pożary objęły dwa stany. W południowo-wschodniej części kraju w ogniu zginęło 25 osób. W stanie Nowa Południowa Walia dwie osoby pozostają zaginione.
Ogromne pożary sieją spustoszenie wśród zwierząt. Zginęło ich już 500 mln. W sieci pojawia się coraz więcej zdjęć poparzonych koali i kangurów.
Symbolem płonącej Australii stał się koala Lewis. Media obiegło nagranie, na którym widać, jak ratowany z płomieni Lewis przeraźliwie krzyczy i wydaje z siebie dźwięki przypominające płacz dziecka. Koala był ciężko poparzony. Nie udało się go uratować.
Australijczycy próbują ratować poparzone zwierzęta, jest to jednak kosztowne. Szpital dla koali uruchomił wirtualną adopcję. Każdy może pomóc finansowo jednemu z kilku koali, które przebywają w placówce.
Sezon pożarów buszu rozpoczął się w tym roku wcześniej niż zwykle, po trzech latach ekstremalnej suszy, która objęła większość obszarów Australii. Spalonych zostało ponad 8 milionów hektarów terenu. Żywioł zniszczył tysiące budynków, niektóre miejscowości pozbawił prądu i spowodował utrudnienia w łączności telefonicznej.
Premier Australii Scott Morrison poinformował o przeznaczeniu dodatkowych środków na usuwanie skutków pożarów.
Postanowiliśmy, że początkowo, w ciągu najbliższych dwóch lat, będziemy przeznaczać dodatkowo dwa miliardy dolarów na wszelkie działania mające na celu odbudowę kraju ze zniszczeń
- powiedział polityk.
Obfity dym powoduje tak duże zanieczyszczenia powietrza, że poruszanie się bez masek grozi poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi.
>>> Kobieta ryzykowała życiem, by ocalić poparzonego koalę. Zobacz wideo: