"Daj kosza śmieciom" to ekologiczny cykl redakcyjny Gazeta.pl. Nie będzie on jednak tylko zwykłym poradnikiem. Zależy nam na dialogu z naszymi czytelnikami – chcemy, abyście opowiedzieli, jak segregujecie śmieci, co Was motywuje, a co irytuje. To właśnie komentarze i historie użytkowników Gazeta.pl będą siłą napędową naszych tekstów. Chcesz podzielić się swoja opinią? Napisz do naszego autora Patryka Strzałkowskiego: patryk.strzalkowski@agora.pl. Najciekawsze teksty opublikujemy na stronie Gazeta.pl
***
- Kanapy, szafy, lodówki, kuchenki. Czego dusza zapragnie - wylicza Maciej Piankowski, rzecznik Nadleśnictwa Kościerzyna. Wbrew pozorom nie mówi o asortymencie sklepu z wyposażeniem domu, ale o tym, co leśnicy znajdują wśród drzew. - Zdarzają się resztki tapicerek, fragmenty karoserii, natrafialiśmy również na mnóstwo opon - dodaje.
Przed kilkoma dniami Nadleśnictwo Kościerzyna opublikowało na Facebooku zdjęcia leśnych "znalezisk". W ubiegłym roku było ich łącznie ok. 244 m3, co daje niemal cztery wypełnione ciężarówki.
Jak mówi nam rzecznik nadleśnictwa, 2019 rok nie był pod tym względem wyjątkowy, a zjawisko mocno w ostatnich latach się nasiliło. Problemem nie są jedynie śmieci wyrzucane przy parkingach i trasach, ale właśnie duże gabaryty, wwożone w głąb lasu, trudne do uprzątnięcia i segregowania.
- To paradoksalne. Każdy zwykły Kowalski może wywieźć gabaryty do Punktów Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych, ewentualnie będzie musiał zapłacić za własny transport. To jedyny koszt, jaki ponosi. Przecież i tak wszyscy jesteśmy obciążani opłatami za śmieci - komentuje Maciej Piankowski. W okolicy znajdują się dwa takie punkty.
Takie zachowanie może wynikać z konieczności sortowania śmieci. Dla wielu osób wywóz odpadów do lasu staje się niestety o wiele prostszym rozwiązaniem. Myślę, że do tych ludzi trzeba dotrzeć i uświadomić im, że mają nie tylko obowiązki, ale i prawa. Muszą wiedzieć, że i tak płacą, więc po co ryzykować - dodaje rzecznik prasowy Nadleśnictwa Kościerzyna.
Sprawców udaje się złapać sporadycznie. Straż leśna znajduje niekiedy rachunki, faktury lub inne dokumenty, które pozwalają do takich osób dotrzeć. - Od paru lat w niektórych miejscach montujemy fotopułapki, sprawcę udaje się wtedy zidentyfikować po tablicach rejestracyjnych samochodu. Zapraszamy takiego delikwenta do nadleśnictwa, czasem udaje się doprowadzić do tego, że uprzątnie to sam - wyjaśnia Maciej Piankowski.
"Daj kosza śmieciom" - przeczytaj inne teksty z naszego cyklu >>