Podróżnik Mateusz Waligóra rusza w nietypową dla siebie - wyprawę. Wcześniej przeszedł m.in. pustynię Gobi, teraz rusza przez Polskę wzdłuż naszej najdłuższej rzeki. Chce poznać nie tylko jej walory, ale też wyzwania i problemy związane z ochroną środowiska i klimatu. Wyprawę "Szlak Wisły" od 3 września będzie można śledzić na Gazeta.pl i na Facebooku.
Mateusz Waligóra*: - Plan był inny. W tym momencie powinienem być w Australii – chciałem przejść cały kontynent z północy na południe przez jego martwe serce, jak nazywa się środek kontynentu. Ale pandemia zmieniła wszystko.
W ciągu ostatnich miesięcy całe dni spędzałem ze swoimi dziećmi zamknięty w domu. I z myślami – coś, do czego przygotowywałem się przez dwa lata, nie wydarzy się. To był trudny czas. Wieczorami moja żona przejmowała obowiązki domowe, a ja starałem się uspokoić głowę. Wychodziłem na spacer. Chodzenie daje mi ukojenie, pozwala ułożyć myśli. Zwykle wędrowałem wzdłuż rzeki Ślęzy. Przedreptałem kilkaset kilometrów na jej 18-kilometrowym odcinku nieopodal mojego domu. Obserwowałem, jak rzeka się zmienia, jak zarasta, podnosi się w niej woda, potem opada, jak ptaki zakładają swoje lęgowiska. Dotarło do mnie, że podziwianie tego samego, ale zmieniającego się ciągle miejsca, w ogóle mnie nie nudzi. W takim razie jak fantastyczną przygodą mogłoby być chodzenie wzdłuż dłuższej rzeki.
- Niestety, żadnych. Gdy w końcu się z tym pogodziłem, pomyślałem, że może warto byłoby przejść Polskę. Nie skupiać się na tym, czego nie mogę, tylko wykorzystać szansę, która została mi dana.
Mieszkam w Polsce od ponad 30 lat, a praktycznie jej nie znam, bo moim priorytetem były zawsze wyprawy w miejsca odludne. Pozostało znaleźć przewodnika, myśl, która poprowadziłaby mnie przez kraj. Spojrzałem na mapę i stało się jasne: przecież Wisła łączy dwa przeciwne krańce Polski. Wczesną wiosną, gdy nowy plan się konkretyzował, w mediach wiele uwagi poświęcano ryzyku suszy. A potem zaczęło padać i nie mogłem zrozumieć, dlaczego wszyscy mówią o suszy, skoro codziennie leje. Jak to jest możliwe? Teraz już wiem, dlaczego się tak dzieje. Zacząłem szukać wyjaśnień i je znalazłem, ale wiem też, że wielu ludzi może zadawać sobie dokładnie te same pytania i niekoniecznie znaleźć odpowiedzi. Dlatego jednym z celów marszu wzdłuż Wisły jest odpowiedzenie na wiele pytań o sytuację hydrologiczną Polski. Chcę się o niej przekonać na własnej skórze, obserwując Wisłę. Porozmawiać z ludźmi nad nią mieszkającymi i tymi, którzy związali z nią życie. Zapytać o wodę klimatologów i hydrologów.
- Jeszcze go nie ma. Chciałbym zrobić rekonesans przed wytyczeniem szlaku, który łączyłby góry z morzem. Coś na wzór tego, co można znaleźć w Stanach Zjednoczonych, gdzie pokonywanie długodystansowych szlaków spinających przeciwne końce kraju stało się przejawem pewnej subkultury. Nastała moda na wędrowanie – to dość zabawne, bo przecież wędrówka jest wpisana w nasze DNA. Szlaki w USA liczą czasami nawet po kilka tysięcy kilometrów.
- W zupełności. Dzięki temu, że Wisła od zawsze pełniła ważną rolę w życiu jej mieszkańców, założono nad nią kilka dużych miast, które mogłyby stać się dobrymi punktami wypadowymi do marszu na krótszych odcinkach. Jeszcze kilkaset lat temu była jedną z kluczowych rzek dla całego kontynentu, spławiano nią drewno, zboże i inne towary, a Polskę nazywano spichlerzem Europy.
Zagłębiając się w jej dzieje, łatwiej zrozumieć, jak wygląda dziś. Mimo destrukcyjnej działalności człowieka wciąż jest najdzikszą dużą rzeką Europy i najdłuższym korytarzem ekologicznym w naszym kraju. 2/3 jej długości chronią obszary Natury 2000. Chciałbym znaleźć odpowiedź na pytanie: jak będzie wyglądała za kilkadziesiąt lat. Uważam, że jesteśmy z nią powiązani.
- Wisła po prostu płynie obok nas, czerpiemy z niej wodę, zasila nasze pola uprawne, daje życie rybom, które zjadamy. To nie jest trudne do wytłumaczenia.
Istnieją za to powiązania człowieka i przyrody, o których myślimy rzadziej i być może zwrócenie uwagi na to, co mamy za progiem, pozwoli złapać szerszą perspektywę. Jesteśmy połączeni np. z rzeką Zanskar w Himalajach Indyjskich. Dowiedziałem się o tym w 2017 r., kiedy razem z fotografem Michałem Dzikowskim pojechałem nad jej brzegi, by przyjrzeć się Chadarowi. To lodowa droga na Zanskarze, łącząca dwa odizolowane regiony. Rzeka zamarza zwykle na przełomie stycznia i lutego, dzięki czemu można przejść po niej do Ladakhu. Tak było od setek lat. Ale teraz tradycja zanika, bo rząd buduje nową drogę, która będzie prowadziła wzdłuż rzeki. Myślałem więc, że jedziemy tam opowiedzieć o inwazji nowoczesności. Okazało się, że historia jest o wiele poważniejsza – Zanskar w niektórych fragmentach już nie zamarza. Rzeka na granicy Himalajów i Karakorum – trudno wyobrazić sobie wiele chłodniejszych miejsc w zimie – nie pokrywa się już lodem w stopniu wystarczającym, by ją pokonywać pieszo. Jest za ciepło. Co stanie się, gdy zmiany klimatu sprawią, że przeludnione obszary Indii, Chin czy Bangladeszu staną się niemożliwe do zamieszkiwania? Ich mieszkańcy zwrócą się w naszą stronę. Co wtedy zrobimy?
- Próbowaliśmy zainteresować reportażem od Zanskarze media, ale usłyszeliśmy, że czytelnicy nie chcą takiej tematyki. Duży tekst ze zdjęciami opublikował jedynie "The Guardian". Od jednego z holenderskich magazynów dostaliśmy odpowiedź, że byliby bardzo chętni, gdybyśmy im wysłali przewodnik po siedmiu klimatycznych knajpkach w Paryżu. To było szokujące, bo zrozumiałem, że nawet duże media uważają, że to nie jest nasz problem. Nie widzą połączenia między zanieczyszczaniem środowiska, konsumpcją, a dramatyczną sytuacją uchodźców klimatycznych. Ich problem jest naszym problemem. Stanie się nim prędzej, niż to sobie wyobrażamy.
Potem pojechaliśmy jeszcze do Ameryki Południowej. W Boliwii jest góra Huayna Potosi. Byłem pod nią kilka razy. Tyle że w miejscu, gdzie kiedyś widziałem lodowiec, teraz jest laguna polodowcowa. Z kolei w Peru znajduje się 70 proc. lodowców pochodzenia tropikalnego, które mają nawet po 15000 lat, z czego 40 proc. z nich stopniało w ciągu ostatnich 40 lat. Kryzys klimatyczny jest faktem, już dziś w wielu miejscach w Peru i Boliwii ludzie nie mają dostępu do wody.
Ostatniej zimy dwójka polarników Borge Ousland i Mike Horn na nartach szła na biegun północny. Przez wiele dni zmagali się z padającym deszczem. Deszczem. W zimie. Na biegunie północnym.
Na koniec chciałbym przytoczyć jedną cyfrę – czy wiesz, że na jednego Polaka przypada średnio tylko 1/3 zasobów wodnych tego, co na mieszkańca Unii Europejskiej? Nasza sytuacja jest jedną z najgorszych w Europie. Czy wyobrażasz sobie, że niedługo może zabraknąć ci wody w kranie?
Dlaczego tak się dzieje? W trakcie marszu wzdłuż Wisły chciałbym odpowiedzieć na to i kilka innych ważnych pytań.
***
Mateusz Waligóra – specjalista od wyczynowych wypraw w najbardziej odludne miejsca planety. Szczególnie upodobał sobie pustynie: od Australii po Boliwię. Na koncie ma rowerowy trawers najdłuższego pasma górskiego świata – Andów, samotny rowerowy przejazd najtrudniejszą drogą wytyczoną na Ziemi – Canning Stock Route w Australii Zachodniej, samotny pieszy trawers największej solnej pustyni świata – Salar de Uyuni w Boliwii oraz pierwsze samotne przejście mongolskiej części pustyni Gobi. Członek The Explorers Club. W 2017 r. wydał książkę "TREK. Od marzenia do przygody. Wszystko o wędrowaniu".