Huragan Sally to czwarty w tym sezonie sztorm tropikalny, którzy uderzył w amerykańskie wybrzeże.
Nie był tak silny, jak huragan Laura, którzy uderzył dalej na zachód w ostatnich dniach sierpnia. Wiatr osiągnął prędkość 115 km/h w momencie uderzenia. Jednak przyniósł ogromne opady i wraz z nimi - powodzie. Sally uderzyła w połowie w środę na pograniczu stanów Missisipi, Alabama i Floryda.
Jeszcze w czwartek i piątek obowiązywały ostrzeżenia przed gwałtownymi opadami w głębi kontynentu, dokąd przesunął się pozostały po huraganie niż. Ulewy dotknęły m.in. Karoliny Południowej i Północnej. Jak podaje Reuters, na już po tym jak huragan osłabł południu USA spadło nawet 300 mm deszczu. Co najmniej jedna osoba zginęła. Wcześniej deszcz był jeszcze bardziej intensywny.
Po przejściu huraganu zniszczone są tysiące domów i infrastruktura: drogi, linie elektryczne i nie tylko. Kilkaset tysięcy gospodarstw domowych w kilku stanach jest pozbawionych elektryczności. W mieście Pensacola na Florydzie woda zalała wszystko do poziomu 1,5 m.
Sezon sztormów tropikalnych na Atlantyku jest dopiero w połowie, a już ma szanse być rekordowy. Dotychczas 18 sztormów było na tyle silnych, że zostały nazwane. Cztery huragany uderzyły w wybrzeże USA.
W tym tygodniu na Atlantyku było jednocześnie pięć nazwanych systemów sztormowych. The Weather Channel zwrócił uwagę, że pozostała jeszcze tylko jedna nazwa zaczynająca się od litery w alfabecie łacińskim. Kiedy te zostaną wyczerpane, huragany będą nazywane od alfabetu greckiego: huragan Alpha, Beta, Gamma itd. Taka sytuacja zdarzyła się tylko raz, 2005 roku.
Nauka dostarcza coraz więcej dowodów, że z powodu postępującego kryzysu klimatyczne huragany są coraz bardziej silne i niszczycielskie. Wywołane przez ludzi zmiany klimatu sprawiają, że sztormy tropikalne mają większa siłę, niosą ze sobą więcej deszczu, wyższe fale sztormowe, a nieraz dłużej utrzymują się w jednym miejscu, co zwiększa zniszczenia i zalania.