Powrót do klimatycznego Porozumienia paryskiego, ochrona młodych imigrantów w USA i przede wszystkim walka z epidemią koronawirusa - od tych działań miał zacząć swoją prezydenturę Joe Biden. Zapowiadali to jego doradcy, mówił o tym on sam, jeszcze w kampanii prezydenckiej, na przykład podczas debaty z Donaldem Trumpem.
Mówił też już po wyborach w USA, 5 listopada, kiedy w życie weszła decyzja Donalda Trumpa o wycofaniu Stanów Zjednoczonych z Porozumienia paryskiego, że za 77 dni, czyli w dniu zaprzysiężenia, jego administracja powróci do Porozumienia.
Biden zrealizował swoją zapowiedź. Po zakończeniu uroczystości podpisał 17 dekretów (tzw. executive orders), w tym ten dotyczący kluczowej umowy w sprawie klimatu. Formalny powrót do porozumienia zajmie Stanom Zjednoczonym 30 dni.
Porozumienie paryskie zawarto na szczycie klimatycznym pod koniec 2015 roku i podpisało je 189 państw. Celem jest uniknięcie zmian klimatycznych prowadzących do wzrostu globalnej temperatury. Umowa nie narzuca krajom konkretnych działań (co zarzucała administracja Trumpa, uzasadniając swoją decyzję), ale jego sygnatariusze stawiają sobie za cel zahamowanie globalnego ocieplenia tak, by udało się utrzymać wzrost temperatury na poziomie "znacznie poniżej" 2 stopni Celsjusza w porównaniu z tym z epoki przedindustrialnej oraz dążyć w kierunku ograniczenia go do 1,5° C.
Stany Zjednoczone to drugi największy po Chinach emitent dwutlenku węgla. Te emisje wprawdzie w obecnie spadają, ale niewystarczająco szybko. Licząc skumulowane emisje od początku ery przemysłowej (czyli od połowy XIX wieku), USA są na miejscu pierwszym.
Joe Biden wielokrotnie dawał do zrozumienia, że klimat i kwestie środowiskowe są dla niego bardzo ważne. I dekret odwracający decyzję Trumpa w sprawie Paryża nie był jedynym w tym temacie, który podpisał w środę. Nowy prezydent USA cofnął również pozwolenie dla budowy rurociągu naftowego Keystone XL z Kanady. To ogromny, wart 9 miliardów dolarów amerykańskich projekt, który był jedną z wyborczych obietnic Trumpa, a wcześniej, za czasów Baracka Obamy, kiedy Biden był jego wiceprezydentem został odrzucony - w ramach walki o klimat.
Podejrzenia, że Biden zdecyduje się zablokować tę inwestycję, pojawiały się oczywiście już wcześniej. Kanadyjczycy okazywali swoje niezadowolenie, zrobił to między innymi premier kanadyjskiej prowincji Alberta, skąd miała popłynąć ropa naftowa. Do sprawy odnosił się również ambasador Kanady w USA, twierdząc, że budowa jest zgodna z planami obu państw dotyczącymi środowiska. Biden będzie miał niedługo okazję przedyskutować ten temat z premierem Kanady - Justin Trudeau ma być pierwszym liderem, do którego zadzwoni. Realizacja inwestycji po kanadyjskiej stronie granicy jest już na dość zaawansowanym etapie.
Joe Biden zlecił też swoim urzędnikom przegląd ponad 100 decyzji Donalda Trumpa dotyczących klimatu i środowiska, które mogą być cofnięte.