Joe Biden jeszcze w czasie kampanii prezydenckiej wielokrotnie podkreślał swoje przywiązanie do kwestii walki ze zmianami klimatu i zapowiadał "zielone" inwestycje oraz odchodzenie od paliw kopalnych.
Doniesienia, że zabierze się za rurociąg z Kanady, pojawiały się na kilka dni przed objęciem przez niego urzędu. I okazały się trafne - już pierwszego dnia, po uroczystościach zaprzysiężenia, prezydent podpisał rozporządzenie wykonawcze, które cofa wydane przez Donalda Trumpa pozwolenie na budowę nitki rurociągu Keystone XL.
To ogromny, wart 9 miliardów dolarów amerykańskich projekt, który był jedną z wyborczych obietnic Trumpa, a wcześniej, za czasów Baracka Obamy, kiedy Biden był jego wiceprezydentem został odrzucony - w ramach walki o klimat. Rurą miała być przesyłana ropa naftowa z kanadyjskiej prowincji Alberta do amerykańskiego stanu Nebraska - około 830 tysięcy baryłek dziennie.
Na ruch Bidena szybko zareagował premier Alberty, która w minionym roku zainwestowała w rurociąg około 1,5 mld dolarów amerykańskich. Jason Kenney wysłał list do Justina Trudeau, w którym oskarżył go o nieudzielanie wsparcia projektowi. "Nasz kraj nigdy nie zrezygnował ze swoich żywotnych interesów ekonomicznych z powodu kampanii prowadzonej przeciw sobie przez obcy rząd" - napisał. Według niego wstrzymanie projektu to "obraza". Kenney wezwał też do odwetu gospodarczego na Amerykanach lub przynajmniej żądania odszkodowania dla firmy TC Energy, operatora inwestycji. Firma ta stwierdziła, że z powodu wstrzymania budowy ponad 1000 osób w najbliższym czasie straci pracę.
Rurociągowi sprzeciwiali się od dawna działacze ekologiczni. Ropa naftowa, która ma nim płynąć pochodzi z piasków bitumicznych, a wydobywanie surowca z takich złóż najbardziej szkodzi środowisku, wymaga prac odkrywkowych, podobnych do tych stosowanych przy wydobyciu węgla brunatnego. Do tego jest bardzo kosztowne. TC Energy twierdzi, że rurociąg w momencie uruchomienia osiągnie zeroemisyjność. Przeciwni Keystone XL są też rdzenni mieszkańcy Stanów Zjednoczonych - ropociąg miał zostać poprowadzony przez terytorium Oceti Sakowin. Jedni i drudzy z zadowoleniem przyjęli ruch Bidena.
Kanadyjski rząd, także ten centralny, wielokrotnie powtarzał, że wspiera budowę rurociągu. I sygnalizował to nowej administracji USA tuż po wyborach. Tak się składa, że Joe Biden postanowił, że swoją pierwszą rozmowę telefoniczną odbędzie z premierem Kanady. Jeszcze przed nią, w piątek 22 stycznia rano, Justin Trudeau stwierdził, że jest rozczarowany decyzją amerykańskiego prezydenta i zapowiedział, że będzie to jedna z kwestii, którą poruszy w rozmowie z nim.
To, że tak się rzeczywiście stało, potwierdziły biura obu polityków w oficjalnych komunikatach. "Premier wyraził rozczarowanie Kanady decyzją Stanów Zjednoczonych w sprawie rurociągu Keystone XL" oraz "podkreślił ważne korzyści dla bezpieczeństwa gospodarczego i energetycznego płynące z dwustronnych stosunków energetycznych, a także swoje wsparcie dla pracowników sektora energetycznego" - napisała strona kanadyjska. Także Biały Dom w swoim oświadczeniu stwierdził, że prezydent Joe Biden "przyjął do wiadomości rozczarowanie premiera Trudeau decyzją o unieważnieniu zezwolenia dla rurociągu Keystone XL i potwierdził swoje zobowiązanie do prowadzenia aktywnego dialogu dwustronnego i dalszego pogłębiania współpracy z Kanadą".
Sąsiadujące ze sobą państwa łączą bliskie stosunki handlowe. Jak przypomina BBC, dziennie wymieniają między sobą towary i usługi o wartości 2 miliardów dolarów amerykańskich (lub 2,5 mld dolarów kanadyjskich). Za prezydentury Donalda Trumpa relacje te uległy pogorszeniu, teraz obu stronom zależy na ich poprawie. To dlatego Trudeau może po prostu pogodzić się z decyzją Bidena, zwłaszcza, że obaj podkreślają swoje przywiązanie do kwestii klimatycznych.