Pierwsze relacje były jak z taniego filmu akcji - trzy wilki miały atakować pilarzy, a ci przez 15 minut odganiali się piłami mechanicznymi. Miał to jednak być nie film, a opis rzekomego ataku wilków w Brzozowie w województwie podkarpackim. Takie opisy powielano w mediach głównie na podstawie wypowiedzi prokuratora Marcina Boboli.
Szybko pojawiły się jednak wątpliwości co do tego, czy zdarzenie rzeczywiście mogło tak wyglądać. Późniejsze relacje mówiły raczej o warczeniu wilków i ich podchodzeniu, czy "kontakcie wzrokowym", a nie o atakowaniu pilarzy. O to, czy takie zachowanie - opisane pierwotnie jako atak wilków - jest możliwe i jak bardzo nietypowe by to było, zapytaliśmy dra hab. Krzysztofa Schmidta, zastępcę dyrektora Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży i współautora planów ochrony rysia i wilka w Polsce.
Na podstawie mojej wiedzy o biologii wilka, doświadczeń z wilkami i doświadczeń innych kolegów, którzy je badają, to taki opis tej historii wydaje mi się nieprawdopodobny. Relacja o 15-minutowej walce, odganianiu piłami motorowymi wilków, które nie ustępują, atakują - trudno mi uwierzyć, że taka sytuacja miała miejsce i dotyczyła dzikich wilków
- powiedział Schmidt. - Można sobie wyobrazić, że sytuacja wyglądała w ten sposób, iż wilki podeszły, były zaciekawione, mogły nawet warczeć. Ale ta dalsza część opisu, walki piłami motorowymi - trudno mi w to uwierzyć. To brzmi, jakby zostało zmodyfikowane na potrzeby podkręcania atmosfery wokół wilków - dodał.
Prof. Schmidt wyjaśnił, że taki opis byłby bardziej prawdopodobny, gdyby były to wilki ze wścieklizną - jednak nawet wówczas byłoby to nietypowe. - Trudno sobie wyobrazić, żeby trzy wilki chorowały na wściekliznę w tym samym czasie, w takim samym stadium. Nawet gdyby zarażały się jeden od drugiego, to po kolei dochodziłyby do agresywnego stadium choroby. To były spory zbieg okoliczności - dodał naukowiec.
Inną możliwością byłoby to, że te trzy osobniki nie były w pełni dzikimi wilkami. - Można by też założyć, że było to potomstwo psa i wilka, czyli hybrydy. To mógłby się zdarzyć i mówi się, że takie hybrydy mogą być mniej płochliwe w stosunku do człowieka, a także trochę bardziej agresywne. Ale nie można by tego kłaść na karb wilków jako gatunku. To, że wilk skrzyżował się z psem to wina człowieka - stwierdził naukowiec.
Wilk jest w Polsce gatunkiem ściśle chronionym i ta ochrona przynosi efekty: jego populacja się odbudowuje. To wiąże się z tym, że ludzie częściej spotykają wilki. - Na pewno jest wzrost liczby kontaktów między ludźmi a wilkami. Jest wilków więcej, niż np. 10 lat temu, występują na dużo szerszym obszarze. Ale - co chciałbym podkreślić - to, że wilków jest więcej, to oczekiwany efekt. Ochrona gatunku właśnie do tego ma prowadzić, żeby populacja rosła, była utrwalana i mniej wrażliwa na zagrożenia - powiedział prof. Schmidt.
Wilki pojawiają się w miejscach, gdzie ludzie odzwyczaili się od ich obecności. I w żaden sposób się do tego nie przystosowali. Na przykład zostawiają psy luzem, nie mają ogrodzeń, przywiązują psy łańcuchem do budy, co jest zresztą zabronione
- powiedział. Jednak naukowiec zwraca uwagę, że relacje bywają wyolbrzymiane czy powtarzane wbrew faktom. - Znam historie, w których dana osoba opowiadała np. o ataku wilka na kobietę z psem na smyczy, a okazywało się, że nie było tam psa, że to nie była kobieta tylko dziewczynka, a wilk po prostu przeszedł przed nią. Zdarza się, że takie relacje obrastają w nieprawdziwe elementy, dlatego do tej podchodzę bardzo sceptycznie - stwierdził. - Ta sama relacja bywa powtarzana jako różne przypadki. Na przykład ten sam film pokazujący pogryzienie psa przez wilki jest przedstawiany jako zdarzenie z różnych miejsc, z różnymi podpisami - dodał.
O budowaniu niechęci wobec drapieżników pisze Stowarzyszenie dla Natury "Wilk":
Trzeba pamiętać, że straszenie ludzi wilkami, co od wielu już lat robią myśliwi, ma na celu spotęgowanie niechęci do tych drapieżników i uzyskanie społecznego poparcia dla powrotu do polowań na te zwierzęta. Tymczasem, jeśli spojrzeć na statystyki, wilki są znacznie mniej niebezpieczne od naszych domowych pupili. W Polsce każdego roku psy ranią lub zagryzają kilka osób. Podczas leśnych spacerów zdecydowanie bardziej niebezpieczne może się okazać spotkanie z dzikami, które zaskoczone i spanikowane czasami atakują na oślep. A prawdziwymi seryjnymi zabójcami są… zaledwie kilkumilimetrowe kleszcze, które co roku powodują zachorowania na groźne dla życia choroby odkleszczowe (boreliozę lub zapalenie mózgu) u kilku tysięcy osób w Polsce!
Przez dziesięciolecia, od II wojny światowej w Polsce nie było udokumentowanych ataków wilków na człowieka. W ostatnich latach zdarzyło się kilka takich przypadków. - Głośna była sprawa sprzed niespełna trzech lat, gdy wilk w Bieszczadach zaatakował turystkę, a później dzieci. Były też przypadki w Puszczy Noteckiej. Więc takie ataki mogą się zdarzać. Ale bywa, że ludzie je prowokują. W znakomitej większości przypadków to wilki boją się ludzi i uciekają na widok człowieka - podkreślił naukowiec.
Bywa, że to ludzie nieodpowiedzialnym zachowaniem prowokują kontakty z wilkami. O groźnym procederze w Bieszczadach pisał portal oko.press. Stowarzyszenie dla Natury "Wilk" naliczyło co najmniej kilkanaście czatowni, które oferują fotografom za opłatę (nawet kilka tys. złotych) możliwość robienia zdjęć wilków nęconych mięsem.
- Właśnie w Bieszczadach bardzo poważny jest problem intensywnego dokarmiania wilków. Kwitnie tam wręcz przemysł punktów dokarmiania, gdzie zaprasza się turystów, reklamuje okazję zobaczenia czy sfotografowania wilków w komfortowych miejscach, obiecuje się codziennie świeżą dostawę mięsa dzikich zwierząt - stwierdził prof. Schmidt. W ubiegłym roku w Kodeksie Etycznym Związku Polskich Fotografów Przyrody znalazł się zakaz nęcenia wilków i niedźwiedzi.
- Takie regularne dokarmianie generuje przyzwyczajenie. To, że nastąpił tam atak to wręcz nic dziwnego. Ludzie sprowokowali taką sytuację, że wilki przestają się bać człowieka. Widzą i kojarzą dostarczanie pokarmu z jego obecności. To prędzej czy później generuje takie problemy - ocenił naukowiec.
W sprawie rzekomego ataku cytowane były głównie wypowiedzi prokuratora Marcina Boboli. Opisał on zdarzenie powołując się na relację pilarzy. Mówił, że "jeśli (...) przebieg wydarzeń zostanie potwierdzony i do pilarzy podeszły wilki, to możemy mówić o dramatycznej sytuacji i ewenemencie na skalę kraju, a nawet Europy". Stwierdził też, że "trzeba coś zrobić, zanim zrobi się ciepło i coraz więcej ludzi będzie wybierać się do lasu".
Jednak jego przełożony, Prokurator Rejonowy Zbigniew Piskozub, powiedział w rozmowie z naTemat, że Bobola działał samowolnie, a prokuratora nie prowadzi żadnego postępowania w tej sprawie. - Prokurator udzielił mediom informacji w sposób bezprawny, bez wiedzy i zgody kierownictwa jednostki. (...) Prokurator popełnił przewinienie dyscyplinarne - powiedział Piskozub. Prokurator zauważył ponadto, że z opisów zdarzenia w lesie nie wynika, aby miało dojść do jakiegokolwiek przestępstwa, nie wiadomo więc, czemu w ogóle prokuratura miałaby się tym zajmować. Użytkownicy mediów społecznościowych zwrócili uwagę, że Marcin Bobola jest myśliwym.
Prokurator mówił też mediom, jakoby było "wiele informacji o tym, że wilki w okolicach Brzozowa zagryzają zwierzęta domowe, szczególnie psy". Jednak jak informuje lokalny portal krosnosfera.pl, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w 2020 roku miała zgłoszenia o czterech ataków wilków na bydło (w powiecie krośnieńskim) i jednym zagryzieniu psa (w powiecie brzozowskim). RDOŚ zwróciła uwagę, że po zastosowaniu zalecanych zabezpieczeń udaje się ochronić gospodarstwa, gdzie wcześniej był problem.
Inną głośną sprawą dot. wilków było pojawianie się drapieżnika we wsi Białowieża. Wilczyca podchodziła blisko zabudowań, widywana była na drodze. W środę udało się ją odłowić strzałem ze środkiem usypiającym.
- Sprawa wilka, który pojawiał się w Białowieży jest nie do końca jasna. Udało się już ustalić, że ta wilczyca - bo jest to samica - nie jest spokrewniona z watahą wilków mieszkającą w pobliżu Białowieży. Jest bardzo prawdopodobne, że wilczyca dostała się tutaj z innego obszaru - powiedział badacz z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.
Naukowcy nie wykluczają, że wilczyca była wychowywana i wypuszczona przez człowieka. - Zachowanie było bardzo dziwne. Ta samica szukała kontaktu z psami domowymi. Teraz jest ruja u wilków i ta samica rzeczywiście miała cieczkę. Często obserwowano ją z psami domowymi. Z jakichś powodów - na razie nam nieznanych - nie szukała partnera wśród wilków w lesie, tylko wśród psów w Białowieży. To nienaturalne zachowanie - podkreślił. - Jednak ten wilk i tak uciekał na widok człowieka. Udało nam się go odłowić tylko dzięki temu, że przypadkiem był tam też na spacerze pies, którym wilczyca była bardzo zainteresowana. Była skupiona na tym psie, a myśmy to wykorzystali - dodał. Jak powiedział, teraz wilk trafi do ośrodka dla dzikich gatunków w Niemczech. Urząd gminy dopełnia formalności i tam zostanie zabrany drapieżnik.
Eksperci podkreślają, że wilki zazwyczaj boją się człowieka i jeśli już dojdzie do spotkania, najczęściej uciekną. Dla osób mieszkających na terenach, gdzie żyją wilki - szczególnie wsiach na granicy lasu - ważne jest zadbanie o bezpieczeństwo zwierząt domowych, m.in. trzymanie psów w kojcu lub w domu, a nie puszczanie luzem, a szczególnie trzymanie na łańcuchu.
Jak zachować się, kiedy sami spotkamy wilka na spacerze? - Jeśli zobaczymy wilka, to po pierwsze powinniśmy starać się wycofać, zanim on nas zobaczy. Po prostu nie wchodzić mu w drogę. Jeśli nas zauważy, to staramy się nie podchodzić, tylko powoli wycofywać. Zachowujemy się bez paniki, nie powinniśmy na pewno gwałtownie uciekać, nie odwracać się plecami. Najczęściej to powinno zapewnić bezpieczeństwo - powiedział ekspert.
- Jeśli okaże się, że z jakichś powodów wilk dalej interesuje się człowiekiem i podchodzi bliżej, to trzeba zacząć okazywać swoją obecność i to, że jest się człowiekiem, a nie zwierzęciem, które może upolować. Podnosić ręce, krzyczeć, w ostateczności rzucać gałęziami, zniechęcić go do podchodzenia. Ale wciąż - na pewno nie uciekać. Jednak trzeba podkreślić, że taka sytuacja to coś bardzo, bardzo rzadkiego - zaznaczył.