Wniosek do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie o zgodę na odstrzał wilków złożył burmistrz Brzozowa Szymon Stapiński. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", taka zgoda została udzielona.
W poniedziałek na terenie nadleśnictwa Brzozów do pracujących drwali miały podejść trzy wilki. Mężczyźni mieli próbować odstraszyć zwierzęta włączonymi piłami łańcuchowymi. Mimo to wilki miały odejść dopiero po kilkunastu minutach, by znów wrócić. Finalnie mężczyznom nic się nie stało.
- Zachowanie wilków miało wskazywać na przygotowywanie przez nie ataku - komentuje w rozmowie z "GW" Piotr Otrębski, rzecznik Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Dodaje, że inspektorzy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie przeprowadzili wizję terenową, a zachowanie wilków "może świadczyć o zaburzeniach".
Zamiast trzech wilków mogą być odstrzelone jednak dwa lub jeden - wszystko zależy od tego, czy, jak mówił Otrębski, "reszta przestanie zbliżać się do ludzi i zagrożenie ustanie".
Z wcześniejszych medialnych doniesień wynikało, że wilki miały wręcz atakować pilarzy, a ci przez 15 minut mieli odganiać się od nich piłami mechanicznymi. Takie opisy powielano głównie na podstawie wypowiedzi prokuratora Marcina Boboli z Brzozowa. Mówił on m.in., że "jeśli (...) przebieg wydarzeń zostanie potwierdzony i do pilarzy podeszły wilki, to możemy mówić o dramatycznej sytuacji i ewenemencie na skalę kraju, a nawet Europy".
Jednak przełożony Boboli, Prokurator Rejonowy Zbigniew Piskozub, powiedział w rozmowie z naTemat, że Bobola działał samowolnie, a prokuratora nie prowadzi żadnego postępowania w tej sprawie. Użytkownicy mediów społecznościowych zwrócili uwagę, że Marcin Bobola jest myśliwym.
Szybko pojawiły się wątpliwości co do tego, czy zdarzenie rzeczywiście mogło tak wyglądać. Późniejsze relacje mówiły raczej o warczeniu wilków i ich podchodzeniu, czy "kontakcie wzrokowym".
- Trudno sobie wyobrazić, żeby trzy wilki chorowały na wściekliznę w tym samym czasie, w takim samym stadium. Nawet gdyby zarażały się jeden od drugiego, to po kolei dochodziłyby do agresywnego stadium choroby. To były spory zbieg okoliczności - komentował w rozmowie z Gazeta.pl dr hab. Krzysztof Schmidt, zastępca dyrektora Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.
Inną możliwością byłoby to, że te trzy osobniki nie były w pełni dzikimi wilkami. - Można by też założyć, że było to potomstwo psa i wilka, czyli hybrydy. To mógłby się zdarzyć i mówi się, że takie hybrydy mogą być mniej płochliwe w stosunku do człowieka, a także trochę bardziej agresywne. Ale nie można by tego kłaść na karb wilków jako gatunku. To, że wilk skrzyżował się z psem to wina człowieka - stwierdził naukowiec.