Jak podaje BBC, do wstrząsów dochodzi w Grindaviku, który jest położony w południowej części półwyspu Reykjanes. Jest to rejon wulkanicznego i sejsmicznego punktu zapalnego, w którym od 24 lutego doszło do 50 tys. wstrząsów. Mieszkańcy miasteczka informują, że trzęsienia ziemi czują niemal nieustannie.
Islandia jest położona między euroazjatycką i północnoamerykańską płytą tektoniczną. Dlatego mieszkańcy wyspy często doświadczają wstrząsów, które wynikają z ruchu płyt, poruszających się w przeciwnych kierunkach w tempie około 2 centymetry rocznie. Eksperci podają, że wzmożona intensywność wstrząsów jest spowodowana dużym źródłem magmy, która porusza się około kilometra pod półwyspem, próbując wydostać się na powierzchnię.
Mieszkańcy miasteczka z powodu wstrząsów nie są w stanie zmrużyć oka. Spokoju szukają u rodziny lub w domkach letniskowych, a niektórzy wynajmują pokoje w stołecznych hotelach, aby odpocząć od nieustających trzęsień. Islandzki rząd ostrzega od początku marca o zbliżającej się erupcji wulkanu na półwyspie. Podkreśla, że nie prognozuje się, aby wybuch zakłócił międzynarodowy ruch lotniczy lub miał uszkodzić pobliską infrastrukturę.
W 2010 roku doszło do erupcji wulkanu Eyjafjallajökull. Wybuch spowodował wstrzymanie około 900 tys. lotów, a setki Islandczyków musiało opuścić swoje domy. Naukowcy uważają, że tym razem do wybuchu lawy dojdzie ze szczelin w ziemi. Taki scenariusz może doprowadzić do powstania wielkiej fontanny lawy, która może osiągnąć nawet od 20 do 100 metrów wysokości. Choć nie przewiduje się, że ewakuacja mieszkańców Grindavik będzie potrzebna, rząd przygotował plan awaryjny, czyli umieszczenie obywateli na łodziach na północnym Atlantyku, w sytuacji, gdy erupcja zamknie drogi do miasta. Mieszkańcy podkreślają, że nie obawiają się wybuchu, jednak są już wyczerpani niestającymi wstrząsami zakłócającymi ich funkcjonowanie.