Jak poinformował australijski oddział ABC News, w ciągu najbliższych 10 dni 420 więźniów i 200 członków personelu zostanie przewiezionych do innych placówek, natomiast sam zakład karny w Wellington będzie czyszczony i naprawiany. Ponowne otwarcie więzienia nastąpi za około cztery miesiące.
W rozmowie z ABC News służba więzienna mówiła o licznych zniszczeniach wywołanych przez myszy. Gryzonie spowodowały szkody w infrastrukturze obiektu. Zjadały kable i niszczyły panele sufitowe. Myszy pojawiły się w więzieniu 2020 r., ale w ostatnim czasie ich liczba wzrosła.
- Ciała zwierząt zaczynają się rozkładać, później problemem stają się roztocza, a nie chcemy narażać personelu i więźniów na cokolwiek, co mogłoby zagrozić ich zdrowiu - wyjaśniał w rozmowie ze stacją szef więziennictwa w Nowej Południowej Walii, Peter Severin.
Skalę mysiej plagi oddaje historia 40-letniego Grega Younghusbanda - rolnika z położonej 270 mil na zachód od Sydney Gilgrandy. W rozmowie z dziennikiem "The Independent" farmer opowiadał o spaleniu własnych upraw w celu powstrzymania inwazji gryzoni.
"Były w jego szopie. W domu. Zniszczyły pralkę, suszarkę i dwie lodówki. Wygryzły dziury w kanapie i w pościeli córki. Weszły pod piekarnik. Słyszał je w ścianach. Czuł ich zapach. Zapach śmierci, który zewsząd docierał do jego nozdrzy" - czytamy w "The Independent".
- Nie możesz pozbyć się ich zapachu, bo zdychają w ścianach. Umierają też pod piecem - opowiadał Younghusband. - To najgorszy zapach, jaki kiedykolwiek czułeś. Okropne - mówił.
Pewnego wieczoru Younghusband rozpalił ogień pod około 130 belami siana, które zostały zniszczone przez myszy, po czym cofnął się, by z piwem w ręku oglądać, jak płomienie pożogi rozświetlają nocne niebo. Szacuje, że do tej pory stracił około 1500 bel siana.
Jak podaje "The Independent", plaga myszy nawiedza Australię mniej więcej co dekadę. Niektórzy starsi rolnicy wspominają mysią inwazję w latach 70., kiedy ziemia wydawała się poruszać, ponieważ była tak gęsta od myszy.