W piątek nad ranem w Przysiece Polskiej, niewielkiej wsi w Wielkopolsce, ok. 60 km od Poznania, wybuchł pożar składowiska odpadów. To kolejny w ostatnim czasie incydent tego typu. Tym razem ogień udało się stłamsić szybko, straż pożarna poinformowała, że został on opanowany. Składowisko w Przysiece zapaliło się już jednak po raz siódmy w tym roku. O tym jak mieszka się w pobliżu wysypiska i czy ogień jest dużym zagrożeniem, spytaliśmy samych zainteresowanych.
27 czerwca, w niedzielę, pożar, który wybuchł na składowisku, był znacznie większy. Płomienie sięgały 10 metrów wysokości, a w akcji gaszenia brało udział 150 strażaków, którzy z ogniem walczyli wiele godzin. Nad wsią i całą okolicą unosiły się gęste słupy dymu. Płonęło dwa tysiące metrów kwadratowych śmieci. I właśnie po tym duży, szóstym w roku pożarze, odwiedziliśmy Przysiekę Polską.
- Ogień podchodził bardzo blisko. Byliśmy już spakowani, gotowi do ucieczki - wyjaśnia w rozmowie z Gazeta.pl jedna z mieszkanek bloku, który jest położony kilkadziesiąt metrów od wjazdu do zakładu. To dosłownie po drugiej stronie ulicy.
- Dym był wszędzie i z tego, co wiem, okna zamykać musieliśmy nie tylko my, ale mieszkańcy wielu okolicznych miejscowości - relacjonuje druga z kobiet. Przyznaje, że kolejny w tym roku pożar był dla niej ciosem. - Kiedy się tu wprowadzałam kilka lat temu, wiedziałam tylko, że obok jest skup złomu. Nie miałam pojęcia, że będzie taki problem z wiecznym smrodem, dymem i pożarami - przyznaje. - Dlaczego tych pożarów jest tyle, przecież poprzedni wybuchł w Boże Ciało - pyta. Faktycznie składowisko w Przysiece paliło się też 3 czerwca.
O to, czy pożary są uciążliwe, pytałem też innych mieszkańców, których domy są blisko składowiska. - Proszę pana, pewnie, że to przeszkadza. Ja w ogóle się dziwie, że takie składowisko może tu sobie działać, to jest teren chroniony m.in. przez archeologów. Ja, żeby zbudować dom, musiałem mieć pozwolenia, były robione odwierty. A tu ktoś zwozi śmieci z całej okolicy - stwierdza.
Do rozmowy włączył się też inny mieszkaniec wsi. - Proszę pana, czego tam nie ma. Od zużytych prezerwatyw po stare tapczany. Kiedy to płonie, trzeba szybko zamykać okna. Smród czuć na kilometry, niektórzy aż dostają chrypy - mówi inny z mieszkańców domu położonego w pobliżu zakładu.
Wątpliwości co do skutków bliskości wysypiska jest więcej. - Po ostatnim pożarze dostaliśmy "prezent" w postaci kompletnie zalanych ogródków działkowych. Nikt nam nie wyjaśnił, czy do gaszenia pożaru użyto tylko wody, czy rośliny, które zostały zalane podczas akcji są bezpieczne do spożycia - pyta jedna z mieszkanek, którą od składowiska dzielą metry.
- A ja się zastanawiam, czy są znane skutki przenikania tych rozkładających się śmieci, do wód głębinowych. Ujęcie wody, z którego wszyscy korzystamy, jest kilometr od zakładu. A woda użyta przez strażaków też przecież wsiąka w glebę - stwierdza jeden z mężczyzn.
Do zakładu, który przetwarza odpady, wejść nie mogliśmy, ale teren wokół niego jest ogólnie dostępny. W bezpośredniej bliskości zakładu zapach jest bardzo nieprzyjemny. W nozdrza uderza zapach starej gumy, plastiku zmieszany z niemiłą wonią rozkładających się śmieci.
Podczas dokumentowania pracy maszyn słychać było donośny huk, a potem z jednej z maszyn zaczął wydobywać się dym. Jeden z pracowników zaczął całość polewać wodą, możliwe więc, że w ten sposób stłumił pojawiający się gdzieś ogień.
Składowisko odpadów. Zdjęcie ilustracyjne Fot. R. Kędzierski
Małgorzata Adamczak, burmistrz Śmigla, niewielkiej miejscowości, do której przynależy Przysieka, nie ukrywa, że sama jest w stanie zrobić niewiele. - Nie jestem w stanie pomóc. Nie daje mi takich możliwości żadna ustawa. To problem w całej Polsce, to problem śmieciowy - powiedziała po ostatnim dużym pożarze. - Żądam działań legislacyjnych. Proszę pana premiera, żeby się tym zajął. Wszyscy tu mieszkamy i to wdychamy - stwierdziła na konferencji prasowej. - To straszne, co przeżywają ci mieszkańcy, dostaję multum telefonów - przyznała.
Adamczak wyjaśniła też, że decyzje w sprawie tego typu składowisk podjąć mogą jedynie wojewodowie. Do 2018 roku było to w kompetencji starostów, ale przepisy się zmieniły.
O pożarach chcieliśmy rozmawiać z przedstawicielami firmy Polcopper, do której należy składowisko. Spotkaliśmy się jednak z odmową. "Do czasu zakończenia prowadzonego postępowania spółka powstrzymuje się od komentarzy. Właściwe organy państwa zajmują się wyjaśnieniem przyczyn zaistniałych zdarzeń, a oświadczenie dotyczące pożaru z niedzieli znajduje się na stronie" - czytamy w przesłanym nam piśmie. "Nie wyrażamy zgody na wykonywanie zdjęć" - pada w odpowiedzi na pytanie, czy możemy zwiedzić zakład.
Składowisko śmieci w Przysiece Fot. R. Kędzierski
W oświadczeniu spółki czytamy zapewnienie, że według wstępnych ustaleń przyczyn pożaru z 27 czerwca był prawdopodobnie samozapłon. "Relacje świadków (pracowników obecnych na terenie zakładu), oraz analiza nagrań z monitoringu wskazuje na nagłe powstanie pożaru. Dalsze ustalenia będą podjęte po zakończeniu czynności przez strażaków. Równocześnie Zarząd Spółki deklaruje pełne współdziałanie z właściwymi organami państwowymi przy wyjaśnieniu przyczyn pożaru".
Firma zaznacza też, że partycypowała w części kosztów akcji gaśniczej, wyraziła też podziękowanie dla zaangażowania strażaków.