Grupa PGE to państwowy koncern energetyczny - największy taki w Polsce. W jego skład wchodzi spółka zajmująca się energetyką konwencjonalną, właściciel Elektrowni Bełchatów, uznawanej za największego pojedynczego emitenta CO2 w Europie. PGE ma też dwie kopalnie węgla brunatnego (w tym jedną w pobliżu wspomnianej elektrowni, drugą w Turowie).
Coraz mocniejszy akcent zaczyna kłaść na energię odnawialną, co dla firm działających w tej branży jest już koniecznością, zważywszy na politykę klimatyczną UE, preferencje finansujących inwestycję banków i innych instytucji i rosnące ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Do grupy należy również spółka PGE Energia Odnawialna, która zarządza czterema elektrowniami szczytowo-pompowymi, 29 wodnymi, pięcioma fotowoltaicznymi i 17 farmami wiatrowymi. Te ostatnie chciałaby rozwijać, a to właśnie PGE EO będzie odpowiadać za realizację większości planowanych na najbliższą dekadę inwestycji o łącznej wartości 75 miliardów złotych.
Na razie rozwój energetyki z wiatru nie bardzo jest możliwy, w każdym razie nie do końca. Jak podaje Informacyjna Agencja Radiowa, władze PGE EO zwracają uwagę, że obecne przepisy blokują nowe inwestycje związane z budową farm wiatrowych na lądzie.
"Musimy pamiętać, że dzisiaj obowiązuje tak zwana ustawa odległościowa, która znacznie ogranicza rozwój lądowych farm wiatrowych. Sami też posiadamy część projektów, które niestety przez tę ustawę musiały być zawieszone, ale liczymy na właśnie procedowaną nowelizację. Pozwoli nam odmrozić te projekty" - powiedział prezes spółki Marcin Karlikowski, cytowany przez IAR.
Firma chciałaby budować nowe lądowe farmy wiatrowe w różnych regionach Polski - łącznie miałby przybyć 1 gigawat mocy z tego źródła energii - oraz przejmować już istniejące. Jest też plan budowy farm na Bałtyku, o mocy 2,5 gigawata. W przypadku inwestycji na lądzie problemem jest jednak prawo. W 2016 roku w życie weszła ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, potocznie nazywana ustawą odległościową. W obecnej formie zakazuje stawiania turbin od zabudowań mieszkalnych i form ochrony przyrody w odległości mniejszej niż dziesięciokrotna wysokość całkowita wiatraka - to tak zwana "zasada 10H". Przepisy działają także w drugą stronę, ograniczając możliwość wznoszenia budynków mieszkalnych pobliżu farm wiatrowych.
Nad nowelizacją ustawy pracuje Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii, które w czerwcu zakończyło konsultacje projektu. Utrzymuje on dotychczasowy warunek, który mówi, że elektrownia wiatrowa może być zbudowana wyłącznie na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Projekt zachowuje też "zasadę 10H", jednak dopuszcza jego liberalizację przez władze lokalne. W założeniu ma to ułatwić budowę domów w okolicach istniejących farm i nowych elektrowni dla zainteresowanych samorządów.
Na nowelizacji skorzystać mogłaby nie tylko PGE. Na początku lipca "Dziennik Gazeta Prawna" podawał, że hiszpańsko-portugalski EDP Renewables, jeden z największych producentów energii z wiatru, chce zainwestować w Polsce co najmniej 1 mld euro do 2025 r. i projektowane zmiany w ustawie dotyczącej budowy farm wiatrowych komentował pozytywnie.
Rząd ma plan, by "wyprowadzić" aktywa węglowe z państwowych spółek energetycznych. Teraz im one ciążą, także dlatego, że bardzo trudno - o ile w ogóle - jest już pozyskać finansowanie firmom "obciążonym" paliwami kopalnymi. Cała spółka PGE GiEK, do której należy elektrownia i kopalnia, trafi do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE). To zupełnie nowy podmiot, który dopiero ma powstać. Rząd chce wydzielić aktywa węglowe z państwowych przedsiębiorstw (spółek zależnych PGE, Enei i Tauronu), a potem przekazać je do NABE. To "odwęglowienie" firm energetycznych ma pozwolić im na pozyskiwanie pieniędzy z rynku na nowe przedsięwzięcia.