- Straciliśmy Greenville - powiedział kilka dni temu reprezentujący tę część kraju członek Kongresu Doug LaMalfa. Dodał, że nie ma słów na skalę zniszczeń. Miasteczko, które powstało w czasach gorączki złota w Kalifornii, zostało niemal doszczętnie zniszczone przez ogromny pożar.
Pożar Dixie na północy Kalifornii (w USA wielkim pożarom nadaje się nazwy, zazwyczaj związane z miejscem, gdzie się zaczęły) trwa już od trzech tygodni. W ostatnich dniach objęty nim obszar wzrósł do ponad 170 tys. hektarów - to ponad trzykrotnie więcej, niż wynosi powierzchnia Warszawy. Tym samym jest o trzeci największy pożar w historii stanu. Z sześciu największych pożarów Kalifornii wszystkie miały miejsce w ciągu ostatnich 4 lat.
Jak podaje "The Sacramento Bee", od piątku warunki pogodowe powinny się poprawiać, jednak pożar wciąż zagraża licznym miejscowościom na północy Kalifornii. Cytowany przez gazetę ekspert zaznaczył, że warunki będą łagodniejsze w porównaniu do tych w środku tygodnia, jednak one było "szalone". Zagrożenie zelżeje, ale nie oznacza to wcale końca pożaru.
Pod koniec tygodnia lokalne władze apelowały do mieszkańców wielu miasteczek, by opuścili domy i udali się w bezpieczne miejsca. Te miejscowości mogą podzielić los Greenville. Na razie nie ma informacji o ofiarach, ale co najmniej siedem osób uznaje się za zaginione.
Dym z tego i innych pożarów na zachodzie USA obejmuje dużą część zachodnich stanów. O ile sam ogień jest zagrożeniem tylko w miejscu pożaru, to już dym może zagrażać mieszkańcom miast oddalonych o setki kilometrów. W wielu miejscowościach Kalifornii i Nevady normy jakości powietrza są przekroczone wielokrotnie - podaje "The Guardian". Dziennik zwraca uwagę, że jeśli przez dalszą część sezonu pożarów utrzyma się obecny trend, to skala żywioły może być większa niż w rekordowym roku 2020. Od początku tego roku w Kalifornii odnotowano ponad sześć tysięcy pożarów, które zniszczyły w sumie obszar o powierzchni 3,4 tys. kilometrów kwadratowych. To trzy razy więcej niż w tym samym momencie ubiegłego roku.
Wzrost temperatury, wraz z nim silniejsze fale upałów i zmiana wzorców pogodowych (jak bardziej intensywne, ale rzadsze opady) to przewidywane przez badaczy skutki globalnego ocieplenia.
To sprawia, że w dotkniętych nimi regionach zwiększa się zagrożenie pożarami. Na przykład w raporcie naukowym na zlecenie australijskiego rządu oceniono, że w wielu rejonach kraju ocieplenie o 2 stopnie Celsjusza zwiększy intensywność pożarów o 25 proc., powiększy teren objęty pożarami o połowę i zmniejsza okres między pojawianiem się ognia.
W rejonach charakteryzujących się występowaniem pożarów, jak Kalifornia czy Australia, mogą być one groźniejsze niż wcześniej. Ekstremalna susza i upały pozwalają np. na powstawanie gigantycznych pożarów - pojedyncze osiągają nawet 500 tys. hektarów. Taka skala ognia jest nie do opanowania przez strażaków.
Więcej o skutkach kryzysu klimatycznego i rozwiązaniach, jakie mamy w walce z nim, przeczytasz w serwisie Zielona.Gazeta.pl.