Minister Klimatu i Środowiska Michał Kurtyka postanowił o uchyleniu w całości i przekazaniu do ponownego rozpoznania Regionalnemu Dyrektorowi Ochrony Środowiska w Bydgoszczy decyzji środowiskowej w sprawie budowy nowej zapory na Wiśle poniżej Włocławka.
Zapora w Siarzewie to element sięgającej jeszcze czasów PRL koncepcji kaskadyzacji Wisły. Za poprzedniego ustroju powstał tylko jeden element - zapora we Włocławku. Rząd PiS wrócił do pomysłu i planował stworzenie stopnia wodnego w Siarzewie.
"W ocenie Ministra Klimatu i Środowiska jako organu odwoławczego, po wnikliwej analizie akt sprawy oraz złożonych odwołań, wydanie decyzji uchylającej w całości zaskarżoną decyzję i przekazującej sprawę do ponownego rozpoznania przez RDOŚ w Bydgoszczy jest właściwe i prawidłowe" - poinformowano w krótkim komunikacie.
Inwestor - Wody Polskie - uzasadnia budowę koniecznością podparcia zapory we Włocławku, a także m.in. działaniami przeciwpowodziowymi. Sens stawiania tego obiektu podważają ekolodzy, których zdaniem zapora to nie tylko marnowanie ogromnych pieniędzy, ale też szkodzenie środowisku. Ponadto ich zdaniem np. w kwestii przeciwdziałania powodzi skutki mogłoby być odwrotne do zamierzonych. Eksperci przekonują też, że wbrew temu, co mówi rząd, zapora wcale nie jest dobrą metodą retencji wody na czas suszy. Ich zdaniem powinniśmy iść w drugą stronę i zamiast budować nową zaporę - rozebrać tę istniejącą.
Jak pisaliśmy w Piątku dla Klimatu w marcu tego roku, budowa stopnia wodnego we Włocławku, która zaczęła się w 1962, a zakończyła w 1970 roku, miała istotny wpływ na życie w Wiśle. Przede wszystkim dla ryb. Od czasu powstania zapory migrujące ryby odcięte zostały od dostępu do blisko 70 tysięcy kilometrów rzek. Straciliśmy możliwości poławiania dużych ilości łososi i cert, zniknęły jesiotry.