"Zimne wybrzeża" coraz mniej zimne, w krainie mrozu topi się lód. Jedziemy zobaczyć to na własne oczy

Maria Mazurek
"Svalbardi fundinn" - "zimne wybrzeża, które zostały znalezione" - przyciągają naukowców z całego świata, w tym szczególnie z Polski. Rejon ten ociepla się przynajmniej dwa razy szybciej niż średnio cała planeta. Topnieją lodowce, a lód morski, który rozrzucone wyspy i wysepki oraz wielkie połacie morza "skleja" w Arktykę, w ciągu trzech dekad latem ma zupełnie zniknąć. Ruszamy z naukowcami UAM do stacji polarnej, by pokazać, jak kraina lodu topnieje przez globalne ocieplenie.

Nazwa archipelagu Svalbard pojawiła się po raz pierwszy w islandzkich księgach z końca XII wieku - z 1194 roku. "Svalbarði fundinn" - pierwszy człon może być tłumaczony "zimne wybrzeża" ("svalr" w staronordyckim to zimny, a  "barð" - "krawędź", "grzbiet" lub "broda"), drugi odnosi się do odnajdywania.

Arktyka ociepla się ponad dwa razy szybciej niż Ziemia ogółem

Nie jest pewne, czy Islandczykom sprzed ponad 820 lat chodziło o dokładnie to samo geograficznie miejsce, które dziś nazywamy Svalbardem. Wiemy za to, że Svalbard i jego wyspy, w tym największa - Spitsbergen - ocieplają się wraz z całą Arktyką. Zgodnie z globalnym trendem, ale jednocześnie znacznie ten trend wyprzedzają pod względem tempa. Tam zmiany klimatu widać bardzo dobrze. W ubiegłym roku, w lipcu, na Spitsbergenie zanotowano najwyższą temperaturę w historii pomiarów - blisko 22 stopnie Celsjusza. 

- Lodowce w naszym obszarze badań, w środkowej części wyspy, straciły na swoich czołowych krawędziach trzy, a nawet cztery metry warstwy lodu. W porównaniu ze średnią dla tego obszaru, która wynosi jakieś dwa metry w ostatnich 10-15 latach, stanowi to swoisty rekord. Ja nie spodziewałem się, że zobaczę na własne oczy tak silne topnienie - mówi nam dr Jakub Małecki, glacjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, który na Spitsbergen jeździ co roku od kilkunastu lat. 

Zobacz wideo Dr Jakub Małecki gościem Zielonego Poranka Gazeta.pl (27.08)

W tym roku takich rekordów zapewne nie będzie, ale to nie znaczy, że można odetchnąć. Zresztą globalnie zaliczyliśmy właśnie - w lipcu - najcieplejszy miesiąc w historii prowadzenia pomiarów. Nie najcieplejszy lipiec, tylko najcieplejszy miesiąc w ogóle. 

Nawet gdybyśmy natychmiast zatrzymali emisję gazów cieplarnianych do atmosfery i powstrzymali dalsze ocieplanie się klimatu, lodowce będą potrzebowały dużo czasu, by wyhamować z topnieniem. A przecież szans na zupełne i nagłe zastopowanie emisji nie ma.

Gazeta.pl na Spitsbergenie

Według najnowszego, opublikowanego 9 sierpnia, raportu IPCC (Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu) średnia roczna temperatura powietrza w Arktyce będzie w tym wieku rosnąć - w każdym scenariuszu emisji, nawet tych najmniejszych. IPCC ma takich scenariuszy pięć, a najbardziej "pozytywny" zakłada, że emisje szybko będą spadać, do zera w okolicach 2050 roku, a potem dwutlenek węgla będziemy na dużą skalę usuwać z atmosfery - na razie to science fiction, jak zauważał w niedawnym komentarzu dla Gazeta.pl prof. dr hab. Jacek Piskozub z Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie: 

Autorzy raportu piszą też między innymi, że z dużą pewnością średnie opady i ich intensywność się zwiększą w obu rejonach polarnych i w Arktyce dominować ma deszcz. Podkreślają, że lodowce w tych rejonach Ziemi nadal będą tracić masę przez przynajmniej kilka dekad, nawet jeśli globalna temperatura się ustabilizuje (to ta ich długa "droga hamowania"). Zaledwie kilka dni po tym raporcie na szczycie lądolodu Grenlandii, na wysokości ponad 3000 metrów nad poziomem morza, spadł deszcz - czegoś takiego jeszcze nigdy tam nie odnotowano. IPCC stwierdza też, że w każdym ze scenariuszy morski lód w Arktyce do 2050 roku przynajmniej raz zupełnie stopnieje w lecie. 

To nie są i nie będą zmiany bardzo gwałtowne - z perspektywy długości ludzkiego życia, bo w perspektywie geologicznej dzieją się błyskawicznie. Naukowcy badają je od lat, regularnie i cierpliwie gromadząc porównywalne dane. 

- Myśmy byli naocznymi świadkami tych zmian - mówi w rozmowie z Gazeta.pl prof. Grzegorz Rachlewicz, Dziekan Wydziału Nauk Geograficznych i Geologicznych UAM, który był jednym z inicjatorów i twórców stacji polarnej tej uczelni na Spitsbergenie. - Gromadzimy materiały, zarówno archiwalne, kartograficzne, jak i własne pomiary zmian. Pokazują nam one na przykład sukcesywne topnienie lodowców, zarówno w zakresie ich powierzchni, jak i grubości, czy też intensyfikację przenikania ciepła w głąb gruntu, przez co poziom wieloletniej zmarzliny się obniża. Obserwacje można prowadzić gołym okiem. Na początku lat dwutysięcznych fiordy w marcu-kwietniu były wciąż tak zamarznięte, że można było przejechać z Longyearbyen do Petuniabukta skuterem śnieżnym po lodzie. Teraz pokrywa lodowa w tym okresie występuje w zasadzie tylko przy samym lądzie brzegu i w głębi zatok - zauważa. 

My też na własne oczy to zobaczymy. Jedziemy, razem z niewielką grupą ekspertów z UAM, do ich sezonowej stacji badawczej na największej wyspie Svalbardu. Przyjrzymy się, jak prowadzą badania i zbierają pomiary, sprawdzimy, ile lodu stracił ich "podopieczny" lodowiec Sven. Wszystko to opiszemy i pokażemy czytelnikom Gazeta.pl. Na bieżąco, w takim zakresie, w jakim pozwala na to technologia w miejscu niemal zupełnie odciętym od świata i możliwości komunikacji. Teksty o Spitsbergenie, artykuły napisane przez samych naukowców w ramach trwającego już kilka tygodni cyklu "Klimat z bliska", aktualności z życia stacji polarnej, zdjęcia i materiały wideo - od poniedziałku codziennie, przez dwa tygodnie, będzie można przeczytać i obejrzeć na stronie głównej Gazeta.pl oraz w specjalnym obszarze strony Zielona.gazeta.pl.

Stacja polarna UAM w Zatoce Petunii, SpitsbergenStacja polarna UAM w Zatoce Petunii, Spitsbergen fot. archiwum prywatne Jakuba Małeckiego

Więcej o: