Gazeta.pl wraz z naukowcami z Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu rusza na wyprawę na Spitsbergen. Przyjrzymy się zmianom klimatu z bliska. Będziemy obserwować, jak eksperci prowadzą badania i zbierają pomiary, sprawdzimy, ile lodu stracił ich "podopieczny" lodowiec, Sven, a to wszystko opiszemy i pokażemy czytelnikom Gazeta.pl. Teksty o Spitsbergenie, artykuły napisane przez samych naukowców w ramach cyklu "Klimat z bliska", aktualności z życia w stacji polarnej, zdjęcia i materiały wideo będzie można przeczytać i obejrzeć na stronie głównej Gazeta.pl oraz w specjalnym obszarze strony Zielona.gazeta.pl. A oto dziennik naszej podróży.
Nasza wyprawa powoli się kończy. Dziś mamy dla Was najnowsze zdjęcia ze stacji badawczej UAM na Spitsbergenie.
Maria Mazurek na Spitsbergenie. Od lewej widać lodowce: Ferdynand, Sven i Horbye Maria Mazurek
Wieże stalowe niedaleko stacji UAM w Petuniabukta, pozostałości po poszukiwaniach surowców przez Rosjan Maria Mazurek
Lodowiec Nordenskjolda - jeden z największych na Spitsbergenie Maria Mazurek
Maria Mazurek na Spitsbergenie, stacja badawcza UAM Maria Mazurek
Niedługo opuszczamy stację polarną UAM. Czekamy na ponton, który zabierze nas do Piramidy na statek do Longyearbyen. Zatoka Petuniabukta żegna nas piękną pogodą, jest słonecznie i bezwietrznie choć też mroźno. Niedźwiedzie nie przyszły się pożegnać.
Byliśmy dziś na ostatnim długim wyjściu w teren, obeszliśmy zatokę i odwiedziliśmy Scotehytta w dolinie Ebby, gdzie mieściła się pierwsza stacja badawcza UAM. Sprawdziliśmy sprzęt badawczy, sczytaliśmy dane oraz pobraliśmy próbki roślin, krzewinek arktycznych.
Zrezygnowaliśmy dziś z Ebby, obawialiśmy się wysokiego stanu wody w rzekach, które trzeba po drodze przekroczyć. Byliśmy za to na lodowcu zombie Ferdynand.
Jakub Małecki pokazuje jak stopniał lodowiec Ferdynand Maria Mazurek
Dziś idziemy do doliny Ebby, to druga strona zatoki, w okolicach Scottehytta, chatki w której mieściła się pierwsza baza UAM. Będziemy zbierać próbki roślin krzewinek do badań i sprawdzać stan rejestratorów danych.
Widok na zatokę Petunia, gdzie znajduje się stacja polarna UAM Maria Mazurek
Licznik fauny powiększył się o kolejne renifery, kilka widzieliśmy z niedużej już odległości. Zakończyliśmy prace na Svenie. Z zebranych danych wynika, ze Sven w tym sezonie stracił ok 20 mln metrów sześciennych lodu, to dane wstępne. W górnej części przybyło nieco lodu, pierwszy raz od kilku lat. Średnio Sven schudł o 0,7 metra, nieco poniżej średniej 10-letniej. To może mieć związek ze śnieżną zimą.
Lodowiec Sven Maria Mazurek
Dziś wracamy na lodowiec Sven, ostatni już raz. Plan zakłada wytopienie dwóch otworów pod tyczki, sczytanie danych ze stacji meteo na lodowcu i zniesienie ciężkiej wiertni do bazy. Nie jest zimno, 3,4 st., ale dość nieprzyjemnie wieje, ponad 5 m. na sek.
Wyprawa na Spitsbergen Maria Mazurek
Wyprawa na Spitsbergen Maria Mazurek
Wyprawa na Spitsbergen Maria Mazurek
Dziś udało nam się wysłać kilka zdjęć ze Spitsbergenu. Tak właśnie wygląda stacja polarna UAM. Poniżej zdjęcia z prac badawczych na lodowcu Sven. A na początek wizyta niedźwiedzia...
Stacja badawcza UAM na Spitsbergenie Maria Mazurek
Naukowcy UAM, Jakub Małecki i Sebastian Kendzierski na lodowcu Sven Maria Mazurek
Maria Mazurek, dziennikarka Gazeta.pl podczas wyprawy na Spitsbergen Mari Mazurek
Wyprawa na Spitsbergen Gazeta.pl Maria Mazurek
Wzrósł nam dziś licznik fauny i to wreszcie nie z powodu niedźwiedzi. Widzieliśmy trzy renifery i fokę. Zainstalowaliśmy czujnik stacji meteo. - Rejestruje on temperaturę i wilgotność względną. Dzięki temu możemy poznać ekstrema - mówi Sebastian Kendzierski. Jutro Sebastian wyjeżdża z Petuniabukta, a my odprowadzamy go na statek do Piramiden.
Dziś w nocy ok 3.20 mieliśmy niedźwiedzia na terenie stacji. Przewrócił metalowa beczkę ze śmieciami, czym mnie obudził. Potem kręcił się tuż przy budynkach, chrzęszcząc ciężko po kamieniach. Spory, brudnożółty samiec. Odstraszyliśmy go i odszedł w kierunku Piramidy. Dzięki tej pobudce widzieliśmy za to piękny brzask, teraz jest słonecznie i bezwietrznie, z oddali słychać głuchy huk pękającego lodowca Nordenskjold. Po śniadaniu idziemy sczytać dane z czeskiej stacji meteo i założyć nasz rejestrator na przedpolu Svena.
Dziś naukowcy przeglądali dane sczytane wczoraj ze stacji meteorologicznej na Svenie, która jest najdłużej działającą meteorologiczna stacja polarna UAM, funkcjonuje nieprzerwanie od równo 10 lat. Ze wstępnej analizy danych wynika, że pod względem temperatury minione 12 miesięcy nie odbiegały istotnie od średniej 10-letniej. Średnia temp. w roku (od września 2020 r. - do sierpnia 2021 r.) na Svenie to minus 5,5 stopnia. Najzimniejszy marzec był minus 13,1 st., a najcieplejszy lipiec i sierpień ok. plus 3 st.
Wczoraj wróciliśmy bardzo późno. Weszliśmy na najwyższy punkt Svena, czyli tam, gdzie lodowiec się zaczyna i gdzie topnieje najwolniej. Wytopiliśmy kilka otworów pod nowe tyczki pomiarowe, w tym w punkcie, który stanie się punktem modelowym do symulowania topnienia w cieplejszym klimacie. Dzięki temu, że ten punkt znajduje się tuż przy stacji meteo, naukowcy z UAM wiedzą, jakie są dostawy energii w każdej godzinie roku. Wczoraj widzieliśmy też ludzi, grupa Norwegów rozbiła obóz około 2 km od naszej stacji.
Lodowce Zatoki Petunia dr Jakub Małecki, UAM
Niedzielny poranek zaskakująco ciepły, już prawie 4 stopnie, słonecznie ale wieje, około 4,5 m. na sek. Niedługo idziemy na Svena, to będzie długi dzień w terenie.
Dziś byliśmy na masywie góry Piramiden, podchodziliśmy około 500 metrów w górę na ramię tego masywu. Nasz klimatolog Sebastian Kendzierski instalował tam rejestrator temperatury i wilgotności.
Jednym z celów tegorocznej wyprawy UAM na Spitsbergen jest utrzymanie ciągłości pomiarów glacjologicznych na lodowcu testowym - Svenie. By sprawdzić, jak dużo lodu wytapia się z lodowca, naukowcy wtapiają w niego na kilka metrów w głąb długie, połączone ze sobą tyczki. Później co roku mierzą odcinek tyczki wystający ponad lód. Ta metoda, choć może wydawać się bardzo prosta, pozwala dobrze oceniać zmienność utraty masy z roku na rok. Inne metody dostarczają danych o objętości lodu, ale nie o jego masie. Sama objętość nie jest idealnym wyznacznikiem, bo tworzy ją nie tylko lód, ale i śnieg - a lód i śnieg będą "produkować" różną objętość wody. Badanie zmian masy zaś pozwala dokładnie ocenić ilość wytopionej wody z lodowca i w konsekwencji wkład jego topnienia w podnoszenie poziomu wody w morzu. Te dane potem można odnieść do innych lodowców - dlatego do badań wybiera się lodowiec, który jest reprezentatywny, typowy. I takim lodowcem dla tego obszaru Spitsbergenu - Ziemi Dicksona - jest Sven.
- Topnienie można mierzyć za pomocą satelitów, ale nadaje się to głównie do wielkich obszarów, na przykład lądolodów Grenlandii i Antarktydy. Lodowce górskie, takie jak Sven, wymagają badań bezpośrednich - mówi dr Jakub Małecki, który Svenem zajmuje się od 2010 roku.
Tyczki co kilka zupełnie się wytapiają, więc trzeba regularnie wytapiać nowe otwory pod nowe tyczki. I tak właśnie trzeba zrobić w tym roku. Wymianę zaczęliśmy w piątek 3 września. Tyczka przy pierwszym punkcie pomiarowym, położnym najniżej, wytopiła się cała - leżała na powierzchni Svena - tam danych nie mogliśmy już zebrać. W kolejnym, wyższym punkcie lodowiec stracił od zeszłego roku 147 cm lodu, przy średniej za ostatnie 10 lat w tym miejscu wynoszącej 162 cm. Rok temu Sven stracił w tym punkcie 264,5 cm. W jeszcze wyższym, trzecim punkcie pomiarowym stopiło się 130,5 cm lodu przy średniej dziesięcioletniej wynoszącej 137 cm.
- Warto pamiętać, że topnienie w 2020 roku było tak ekstremalne, że silnie zawyżyło średnią z ostatnich dziesięciu lat. Tegoroczne topnienie wciąż jest porównywalne z tym z lat poprzednich czyli silne - zauważa dr Malecki.
Topnienie lodowców to jeden z najważniejszych skutków globalnego ocieplenia. Widać to doskonale na przykład na filmie opublikowanym przez firmę Google. Na Spitsbergen pojechaliśmy zobaczyć na własne oczy z jak szybkim topnieniem mamy do czynienia.
Według prognoza Google lód na Grenlandii znika siedem razy szybciej niż jeszcze w latach 90. W konsekwencji podnosi się poziom mórz i oceanów o 3,6 mm każdego roku. Topniejące lodowce podnoszą poziom wód w morzach i oceanach, ten proces w długim okresie może w konsekwencji zagrozić milionom mieszkańców Ziemi.
Właśnie wróciliśmy z 12-godzinnej wyprawy w teren. Słonecznie, ale zimno. Naukowcy z UAM sprawdzali pokrywę lodowca Sven, pierwsze wnioski już niebawem. Tutaj właśnie od lat robią pomiary pokrywy lodu i sprawdzają jak na lodowiec wpływa globalne ocieplenie. Górne pokrywy lodowca pękały z głuchymi hukami. Licznik fauny niedźwiedzi w naszej bazie wciąż - 3, lisy - 1, pardwy - mnóstwo.
Pierwsza noc upłynęła nam bez przygód. Stan na 8:30 to wciąż niedźwiedzie 3, lisy polarne 1, renifery 0, morsy 0. Temperatura 0,9 st. Celsjusza. Dziś idziemy na Svena, lodowiec testowy, by sprawdzić w jakim stanie są tyczki pomiarowe. Nasz glacjolog podejrzewa, że wiele z nich się wytopiło i trzeba będzie je wymienić. To oznacza konieczność wytopienia otworów w lodzie za pomocą specjalnego sprzętu.
- Lodowce w naszym obszarze badań, w środkowej części wyspy, straciły na swoich czołowych krawędziach trzy, a nawet cztery metry warstwy lodu. W porównaniu ze średnią dla tego obszaru, która wynosi jakieś dwa metry w ostatnich 10-15 latach, stanowi to swoisty rekord. Ja nie spodziewałem się, że zobaczę na własne oczy tak silne topnienie - mówi nam dr Jakub Małecki, glacjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu tuż przed startem wyprawy.
Według najnowszego, opublikowanego 9 sierpnia, raportu IPCC (Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu) średnia roczna temperatura powietrza w Arktyce będzie w tym wieku rosnąć - w każdym scenariuszu emisji, nawet tych najmniejszych.
Już pierwszego dnia w Petuniabukta mamy mnóstwo wrażeń. Dotarliśmy do stacji wczesnym popołudniem, nabraliśmy wodę do beczek, bo później spodziewamy się mrozu i zrobiliśmy sobie obiad. Kiedy jedliśmy, przez okno kuchni zaczęły zaglądać dwa młode niedźwiedzie. Kilkanaście metrów dalej stała i przyglądała się ich matka. Szybko zamknęliśmy okno, po kilku minutach cała trójka odeszła wzdłuż brzegu w kierunku lodowca Nordenskjold.
Przypominamy, tak wygląda Stacja Polarna Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza na Svalbardzie (zdjęcie archiwalne).
Stacja polarna UAM w Zatoce Petunii, Spitsbergen fot. archiwum prywatne Jakuba Małeckiego
Butla z gazem, wiertnia, część żywności i nasze bagaże prywatne - już załadowane na Polar Girl. Statek wypływa w kierunku Pyramiden, skąd przetransportujemy się do stacji UAM.
To dobry moment, żeby przedstawić załogę wyprawy. Jej kierownikiem jest geomorfolog Krzysztof Rymer - odpowiada za logistykę i organizację pobytu. Jest z nami też dr Jakub Małecki, glacjolog, którego czytelnicy Gazeta.pl już mieli okazję poznać - ma zadania związane z utrzymaniem ciągłości pomiarów, w tym wiercenie otworów pod tyczki pomiarowe na lodowcu. Trzecim naukowym członkiem załogi jest Sebastian Kendzierski, meteorolog. Będzie zbierać dane meteorologiczne za miniony rok, rozstawi też sprzęt pomiarowy, który zostanie tam przez kolejny rok.
Wyprawa na Spitsbergen Maria Mazurek
Wyprawa na Spitsbergen Maria Mazurek
dr Jakub Małecki, glacjolog Maria Mazurek
Sebastian Kendzierski, meteorolog Maria Mazurek
Wyprawa na Spitsbergen Maria Mazurek
Z góry dobrze widać, jak niewielkim miastem jest Longyearbyen. Wciśnięte między góry, u podnóża lodowca, ale zapewniające mieszkańcom wszystko, co najpotrzebniejsze, by całkiem wygodnie żyć. Na górę Plateau weszliśmy niewielką grupą z przewodnikiem (to niezbędne, jeśli się nie ma własnej broni, by odstraszyć niedźwiedzie polarne).
Relacja z wyprawy na Spitsbergen M.Mazurek, Gazeta.pl
Wieczorne wyjście w góry umożliwia długi dzień, choć za kilka tygodni to się zmieni. 6 października słońce zajdzie tu i nie pojawi się przez 112 dni - wróci dopiero 15 lutego przyszłego roku. Ten okres nazywany jest w Longyearbyen mørketiden - czasem ciemności. Podręcznikowa definicja nocy polarnej zakłada, że ma ona miejsce, gdy słońce jest przynajmniej sześć stopni poniżej horyzontu - w Longyearbyen dzieje się tak od 11 listopada do 30 stycznia. Z drugiej strony - od 19 kwietnia do 24 sierpnia - słońce nie zachodzi wcale. Na razie, pod koniec lata, 1 września, dzień jest jeszcze bardzo długi - trwa 18 godzin i prawie 32 minuty, wschód słońca był o 3:37 a zachód o 22:09. Bardzo szybko się jednak skraca - w najbliższych dniach codziennie o około 10 minut z każdej strony. 14 września, kiedy będę stąd wyjeżdżać, dzień zacznie się o 5:31, a skończy o 20:11. Będzie trwał 14 godzin i 39 minut - cztery godziny mniej.
Dymiący komin na pierwszym zdjęciu to elektrownia. Opalana jest węglem kamiennym wydobywanym - wciąż, ale być może już niedługo - z pobliskiej kopalni. Władze Norwegii na początku tego roku ogłosiły, że chcą zamknąć tę elektrownię i szukają innych rozwiązań, bardziej przyjaznych środowisku.
Tych kopalni było kiedyś więcej, a że złoża znajdują dość wysoko, wejścia do nich też są wysoko umieszczone, urobek transportowano systemem kolejek z podwieszanymi wagonikami. Pozostałości po tych instalacjach widać wielu miejscach w Longyearbyen i okolicach - są pod ochroną, jak wszystko tutaj, co powstało ręką człowieka przed 1946 rokiem. Na pierwszych dwóch zdjęciach poniżej pozostałości kopalni:
Relacja z wyprawy na Spitsbergen M.Mazurek, Gazeta.pl
Relacja z wyprawy na Spitsbergen M.Mazurek, Gazeta.pl
Relacja z wyprawy na Spitsbergen M.Mazurek, Gazeta.pl
Relacja z wyprawy na Spitsbergen M.Mazurek, Gazeta.pl
Relacja z wyprawy na Spitsbergen M.Mazurek, Gazeta.pl
Relacja z wyprawy na Spitsbergen M.Mazurek, Gazeta.pl
Przewodnik, który z nami wchodził na górę - Norweg od ponad trzech dekad mieszkający na Spitsbergenie - pokazując nam fiord wspominał, że 20 lat temu zimą przejeżdżał na jego drugą stronę skuterem śnieżnym, a lód zdarzał się i późną wiosną. Teraz, jak twierdził fiord nie zamarza już wcale, nawet zimą.
Witamy w Longyearbyen, które jest najbardziej na północ wysuniętym zamieszkałym na stałe ludzkim osiedlem. Bliżej bieguna północnego nikt już na stałe nie mieszka. I choć jest tak bardzo odizolowane od stałego lądu, mieszkają tu ludzie z około 50 krajów, są muzea, basen, jedne z najlepszych w Norwegii restauracji, a nawet uniwersytet, w którym kształci się kilkaset osób. To też najszybciej ocieplające się miasto na świecie. Udało na się zrobić pierwsze łączenie wideo.
Longyearbyen Norwegia Maria Mazurek
Longyearbyen w Norwegii Maria Mazurek
Longyearbyen w Norwegii Maria Mazurek
Longyearbyen w Norwegii Maria Mazurek
Longyearbyen w Norwegii Maria Mazurek
Dotarliśmy do Longyearbyen. Przed nami jeden z bardzo ważnych etapów wyprawy. Musimy zrobić zakupy m.in. żywność i konieczne zaopatrzenie dla stacji badawczej. Teraz czekamy na statek, który zabierze nas do Pyramiden. Od Oslo dzieli nas 2046 kilometrów. Oto pierwsze zdjęcia po zetknięciu z Longyearbyen.
Wyprawa na Spitsbergen Maria Mazurek
Wyprawa na Spitsbergen Maria Mazurek
Wyprawa na Spitsbergen Maria MAzurek
Dziś wczesnym popołudniem będziemy już na Spitsbergenie. To wyspa w około 60 procentach pokryta lodem. Na całym Svalbardzie lodowców jest ponad dwa tysiące i eksperci UAM przy każdej wyprawie odwiedzają przynajmniej jeden z nich - lodowiec testowy Sven. W tym dr Jakub Małecki, jeden z naukowców, z którymi jedziemy do stacji w Petuniabukta. Na swoim bloku Glacjoblogia tuż przed wyjazdem zamieścił zdjęcie satelitarne, które wykonano latem ubiegłego roku - na Spitsbergenie odnotowano wtedy bezprecedensową falę upałów. Widać, że "na lodowcach nie ma już zimowej pokrywy śnieżnej. Niemal wcale. Spod śniegu wyłonił się lód i niemal nie widać na nim firnu - jaśniejszych plam starego śniegu, który jeszcze nie zdążył przemienić się w masywny lód. To znak, że klimat jest dla nich za ciepły, że nie zachodzi gromadzenie nowej masy, która mogłaby, chociaż w części, zrekompensować straty związane z silnym topnieniem" - pisze.
Zacznijmy od rozszyfrowanie tytułu. Nazwa archipelagu Svalbard pojawiła się po raz pierwszy w islandzkich księgach z końca XII wieku - z 1194 roku. "Svalbarði fundinn" - pierwszy człon może być tłumaczony "zimne wybrzeża" ("svalr" w staronordyckim to zimny, a "barð" - "krawędź", "grzbiet" lub "broda"), drugi odnosi się do odnajdywania. Nie jest pewne, czy Islandczykom sprzed ponad 820 lat chodziło o dokładnie to samo geograficznie miejsce, które dziś nazywamy Svalbardem. Oficjalnie za odkrywcę Svalbardu uznaje się Willema Barentsa, który w 1596 roku dotarł do największej z jego wysp i nazwał ją Spitsbergen, co po niderlandzku znaczy "spiczaste góry" lub "ostre szczyty".
Dziś Gazeta.pl rusza - ja ruszam, razem z trójką naukowców z UAM - na wyprawę na daleką północ. Cel mojej podróży, czyli stacja polarna UAM, jest położony w wyjątkowo odludnym miejscu, zatem dotarcie tam trzeba rozłożyć na kilka etapów. Najpierw lecimy - z przystankiem na nocleg w Oslo - do najbardziej północnego miasta na świecie, które jest też miastem ocieplającym się w najszybszym tempie. W Longyearbyen musimy zrobić zakupy (m.in. żywność i paliwo do generatora) oraz poczekać kilkanaście godzin na statek, który zabierze nas do Pyramiden, opuszczonej rosyjskiej osady górniczej. Stamtąd już tylko krótka przeprawa pontonem i będziemy na miejscu, czyli tutaj: