Pod koniec sierpnia mors Wally został ponownie zauważony i jak podaje brytyjskie "Metro", tym razem wygląda na to, że powinien zmierzać do St. Tropez. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że "siedzi za sterami" motorówki.
Mors Wally odbył podróż z Arktyki do wybrzeży Wielkiej Brytanii i Irlandii. Jak podaje "The Independent", mors został po raz pierwszy zauważony w pobliżu wyspy Valentia w marcu i od tego czasu przebył 4 tys. kilometrów wzdłuż wybrzeża Europy Zachodniej, Francji, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. Jak twierdzą eksperci, góra lodowa, na której spoczywał mors, odpłynęła i przez to mógł znaleźć się na dalekich, nieznanych wodach.
Mors Wally wdrapuje się na motorówki i luksusowe jachty, a następnie "przejmuje stery". Na zajętych przez siebie łodziach powoduje ogromne straty. Jak podaje norweski dziennik "Dagbladet", mors Wally waży ponad 900 kilogramów i potrafi wspinać się na łodzie, ale powoduje poważne uszkodzenia, a następnie przez swoją masę wywraca je, doprowadzając do zatopienia. Do tej pory udało mu się zatopić kilka z nich.
Ludzie na całym świecie z zainteresowaniem śledzą przygody morsa. Mieszkańcy wyspy St. Mary’s kupili morsowi specjalny ponton, by zyskał swoje własne miejsce i przestał demolować cudze własności. Jak podaje brytyjskie "Metro", Wally przez chwilę zaszczycił ponton swoją obecnością, ale nie zdecydował się na dalszą podróż tym środkiem transportu.
Eksperci obawiają się, że choć morsy czasami pokonują ogromne odległości, to jego pojawienie się może być związane ze zmianą klimatu, która ociepla Arktykę dwa razy szybciej niż inne obszary. "Zmniejsza się lód morski, a także zachodzą zmiany w zasobach pożywienia w ekosystemie, przy czym mniej glonów lodowych oznacza mniej zooplanktonu, a następnie mniej ryb, którymi mogą żywić się większe drapieżniki" - podaje "Metro".