Pierwsze doniesienia o boreczniku pojawiały się już na początku lipca. Nadleśnictwo Grodzisk, zaniepokojone przerzedzeniem koron, przeprowadziło wówczas kontrolę. "Po ścięciu kilku drzew na płachty okazało się, że sprawcą tych żerów jest borecznik" - napisano w mediach społecznościowych. Leśnikom trudno było uwierzyć w to, co zobaczyli, bowiem liczba larw na jednym drzewie "wahała się od ok. 600 do ponad 4000".
Problem z borecznikiem doskonale obrazuje nagranie, które Nadleśnictwo Bolewice zamieściło niedawno w internecie. Widać na nim pełzające po korze drzewa białe larwy borecznika. W miarę jak kamera zbliża się do podstawy drzewa, larwy pokrywają je coraz gęściej, aż w końcu tworzą wokół kołnierz, spod którego nie widać ziemi. "Są miejsca w naszym nadleśnictwie, gdzie jest ich naprawdę sporo, a igły sosen są zjedzone niemal w 100 proc. Na przykład okolice Sępolna w leśnictwie Bolewice" - czytamy we wpisie Lasów Państwowych. Jak poinformowano, z podobnym problemem zmagają się też nadleśnictwa Trzciel, Wolsztyn i Grodzisk.
Wysoka szkodliwość dla drzew i obrzydliwy widok, to nie wszystko, co gwarantuje obecność tych owadów. Nadleśnictwo Grodzisk zwróciło uwagę na jeszcze jedną "właściwość" boreczników. "Gdy dziś wybierzemy się do naszych lasów, z pewnością zauważymy, że dzieje się w nich coś niepokojącego. W pogodny słoneczny dzień wydaje nam się, że pada deszcz. To spadające z koron naszych sosen odchody milionów owadów zjadających ich igły" - napisano w lipcu. "Jeśli spojrzymy do góry, to przekonamy się, że korony drzew w większości nie są już zielone. To zjawisko masowego, wielkopowierzchniowego wzrostu liczebności boreczników zwane gradacją, powtarza się co kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Z punktu widzenia gospodarki leśnej jest to mała katastrofa" - oceniono. "Nasze bory sosnowe w dużej części powstały w wyniku zalesienia gruntów porolnych i przez to są dodatkowo mniej odporne na różne czynniki szkodliwe" - podkreślili leśnicy.
Z kolei Nadleśnictwo Bolewice, odpowiadając na pytania internautów wyjaśniło, że ptaki mogą nie być w stanie pomóc z plagą boreczników. "Nie obserwujemy masowego nalotu ptaków. Może nie lubią smaku żywicy. Borecznikom wyraźnie sprzyjają warunki pogodowe" - przekazano. Nadleśnictwo wytłumaczyło też, że trudno na razie określić, czy drzewa oblężone przez owady da się uratować. "Obserwujemy sytuację" - zapewniono.