Świat zmroził raport o tym, że "mamy 12 lat". Teraz zostało nam dziewięć lat i zegar zagłady tyka

Coraz więcej mediów i polityków mówi, że zatrzymanie kryzysu klimatycznego jest niezwykle pilne. Aktywiści i eksperci powtarzają, że nie ma ani chwili do stracenia i to ostatni moment na działanie. Co dokładnie znaczy to, że zostało nam dziewięć lat?

29 października w południe w polskich miastach zabrzmią syreny alarmowe. Przeczytaj, dlaczego uruchamiamy Alarm dla klimatu.

W 2018 roku świat szykował się do kolejnego szczytu klimatycznego - COP24 w Katowicach. Na krótko przed nim ukazał się specjalny raport ONZ-owskiego panelu naukowców ds. zmian klimatu (IPCC). "Mamy 12 lat, aby zatrzymać katastrofę klimatyczną" - tak podsumowano jego wnioski w mediach.

Raport dotyczył ocieplenia Ziemi o 1,5 stopnia Celsjusza. To próg, który zapisano w Porozumieniu paryskim z 2015 roku i który jest uznawany za umiarkowanie bezpieczny dla ludzkości. Dlaczego umiarkowanie? Bo już teraz, na poziomie 1,1 stopnia, widzimy negatywne skutki zmian klimatu. Przy 1,5 stopnia będą one jeszcze gorsze. Jednak zatrzymanie ocieplenia na tym poziomie daje najlepsze szanse na uniknięcie tzw. punktów krytycznych i zmian tak poważnych, że nie będziemy w stanie się przed nimi bronić przy przystosować. Do tego dla wielu części świata - jak np. państwa wysp Pacyfiku - wyższe ocieplenie to wyrok. Dlatego jest to swego rodzaju próg bezpieczeństwa. 

W raporcie wykazano, jak poważne są różnice między ociepleniem o 1,5 a ociepleniem o 2 stopnie Celsjusza. Osiągnięcie bardziej ambitnego celu oznacza na przykład, że o połowię mniej ludzi będzie narażonych na brak wody. 2 stopnie ocieplenia sprawią, że 99 proc. raf koralowych będzie wymierać.

Wiemy więc, że zagrożenie jest niezwykle poważne. Co zaś z jego pilnością? Skąd jednak wzięła się liczba 12 lat? 

Klepsydra klimatyczna 

Raport z 2018 roku mówił, że abyśmy mieli dobre szanse na zatrzymanie ocieplenia na poziomie 1,5 stopnia, musimy do 2030 roku wyeliminować 45 proc. naszych emisji. Zatem na taką redukcję było wtedy 12 lat. Niestety, przez nieraz uproszczone publikacje i nagłówki było to często źle zrozumiane. 

"Zostało nam 12 lat" nie znaczy, że możemy czekać do 2030 roku z naszymi działaniami. Wręcz przeciwnie - trzeba eliminować emisje natychmiast, aby zdążyć do tej daty. Nie oznacza to też jednak, że 1 stycznia 2030 roku nastąpi koniec świata lub że po tej dacie walka ze zmianami klimatu nie będzie miała już sensu. Mówi nam to o tym, kiedy może skończyć się nasz budżet węglowy dla ocieplenia o 1,5 stopnia. 

Naukowcy potrafią wyliczyć, jaka ilość gazów cieplarnianych (z dużym prawdopodobieństwem) wywoła dany poziom ocieplenia. Wiemy też, ile wyemitowaliśmy dotychczas. Różnica między tymi dwoma to właśnie budżet węglowy, czyli maksymalna ilość gazów cieplarnianych, jaką możemy wyemitować, by pozostać pod danym progiem ocieplenia. Z każdym rokiem emisji na obecnym lub - co gorsza - wyższym poziomie dramatycznie kurczy się ten budżet. Jeśli emisje dalej będą rosnąć, to budżet węglowy ocieplenia o 1,5 stopnia wyczerpiemy już do końca tej dekady i podgrzanie planety do tego poziomu będzie pewne. 

Teoretycznie w każdym momencie można zacząć obniżać emisje. Jednak w pewnym momencie dochodzimy do poziomu, w którym tempo staje się niewykonalne - i jesteśmy już bardzo blisko tego poziomu. Widać to bardzo dobrze na poniższym wykresie. Gdybyśmy zaczęli redukcję emisji około 2000 roku, to obniżalibyśmy je łagodną ścieżką. Teraz pozostanie w budżecie węglowym 1,5 stopnia oznacza stromy stok, za kilka lat zaś będzie to już klif - czyli stanie się niewykonalne. Właśnie dlatego zbliżający się szczyt COP26 i nasze działania w najbliższych miesiącach i latach są kluczowe - to ostatni moment, kiedy cel 1,5 jest jeszcze możliwy. 

Budżet węglowy można wyobrazić sobie także jako klepsydrę, w której regulujemy, ile ziarenek spada. Obecnie nasza klepsydra jest już nie tylko w dużej mierze wypełniona, lecz także coraz bardziej rozszerzamy jej średnicę - ziarenka (czyli emisje) spadają coraz szybciej. Jeśli będziemy to robić dalej, za chwilę przesypią się wszystkie. Jeśli zaczniemy tę średnicę zwężać, spowolnimy to tempo i damy sobie więcej czasu na dalsze działanie. 

Czas ucieka

Od raportu IPCC i nagłówków "Zostało nam 12 lat" minęło kilka lat. Teraz do 2030 roku zostało już tylko dziewięć lat. Czy jesteśmy bliżsi celu? Na pewno lepsze są plany. Od tego czasu wiele państw zadeklarowało, że obniży swoje emisje do zera (netto) do 2050 lub 2060 roku, co jest konieczne dla zatrzymania ocieplenia na poziomie 1,5 stopnia. Pojawiają się też cele krótkoterminowe, które są nawet ważniejsze, bo to one zdecydują o tym, czy utrzymamy nasz budżet węglowy na 1,5 stopnia. Unia Europejska planuje obniżyć swoje emisje o 55 proc. do końca tej dekady.

W sumie jednak deklaracje wszystkich państw świata są daleko niewystarczające. Opublikowane tuż przed COP26 podsumowanie wskazuje, że w skali globu planowane jest ścięcie emisji tylko o 7,5 proc. Obecna polityka oznaczałaby w dłuższej perspektywie wzrost temperatury o 2,7 stopnia! 

Co więcej - to tylko plany i deklaracje. Są one potrzebne, ale o ile nie zostaną wprowadzone w życie, emisje nie spadną. Tymczasem od 2018 emisje rosną. Zmieniło się to w ubiegłym roku, jednak wiele wskazuje, że może to być wyjątkiem, a nie początkiem zmiany. 

Ten kluczowy moment dla walki o bezpieczny klimat zbiegł się w czasie z pandemią COVID-19. Lockdowny, zamrożenie gospodarki i zatrzymanie podróży gwałtownie - i na krótko - obniżyło nasze emisje. Teraz znów rosną. Ten chwilowy spadek nie wpłynie niemal wcale na poziom CO2 i innych gazów cieplarnianych w atmosferze. 

Dużo ważniejsze jest to, co dzieje się teraz, gdy wychodzimy z pandemii. Państwa zaczynają wprowadzać w życie plany odbudowy gospodarki po stratach spowodowanych przez pandemię. Wiele z nich deklarowało, że będzie to "zielona odbudowa", która wykorzysta ogromne wparcie rządowe do transformacji gospodarki w stronę obniżania emisji. Jednak wygląda na to, że marnujemy tę szansę na obniżenie emisji - tylko jedna piąta funduszy na odbudowę w dużych gospodarkach ma być przeznaczona na "zielone" wydatki. Zdaniem niektórych już tę szansę przegapiliśmy.

1,5 jeszcze żywe?

Wielka Brytania, gospodarz szczytu COP26, jako jeden z priorytetów wskazuje "utrzymanie celu 1,5 stopnia przy życiu". Biorąc pod uwagę, jak blisko jesteśmy wyczerpania naszego budżetu węglowego, oraz to, że wciąż nie mamy planów klimatycznych zgodnych z 1,5 stopnia, wydaje się to coraz mniej prawdopodobne. Nowy raport IPCC mówi, że poziom średniego ocieplenia o 1,5 stopnia Celsjusza zostanie osiągnięty lub przekroczony w ciągu najbliższych 20 lat. 

Scenariusze klimatyczne zakładają, że możliwe jest czasowe, niewielkie przekroczenie tego poziomu i ponowne obniżenie go dzięki usuwaniu CO2 z atmosfery. Jednak o ile będziemy w stanie podjąć się tego wysiłku, to tylko pod warunkiem, że szybko zetniemy emisje i później obniżymy je do zera. 

Więcej o: