W pierwszym dniu szczytu klimatycznego COP26 w Glasgow opublikowano deklarację, której stworzenie było jednym z priorytetów dla brytyjskiej prezydencji. Ponad 100 państw podpisało się pod dokumentem, z którym zobowiązują się do zatrzymania utraty lasów (wylesienia) i odwrócenia tego trendu od 2030 roku.
W granicach tych państw leży w sumie 85 proc. światowych lasów. Są wśród nich m.in. Kanada i Rosja, a także Brazylia, Kolumbia, Indonezja i Demokratyczna Republika Konga, gdzie leżą jeszcze zachowane lasy tropikalne. Wśród sygnatariuszy jest także Polska oraz Unia Europejska, jednak trzeba zauważyć, że u nas problemem nie jest wylesianie, lecz ochrona (lub brak ochrony) starych i naturalnych lasów.
Sekretarz Generalny ONZ pochwalił to jako "ważny krok" na drodze do zatrzymania wylesienia i rozpoczęcia odbudowy tych ekosystemów. Jednak podkreślił, że "podpisanie deklaracji to ta łatwiejsza część", a teraz "kluczowe jest wprowadzenie jej w życie". Obserwatorzy szczytu zwracają też uwagę, że to już kolejna deklaracja dotycząca wylesienia - podobny dokument podpisano już osiem lat temu. Deklaracja z Nowego Jorku z 2014 roku była co prawda mniejsza pod względem liczby sygnatariuszy i nie zawierała niektórych elementów, które są w nowym dokumencie. Jednak od 2014 roku poziom wylesienia nie spadł, a nawet wzrósł.
Deklaracja dotycząca wylesienia z Glasgow zawiera m.in. informacje o konkretnych środkach finansowych - 12 mln dolarów funduszy publicznych i 7,2 mld prywatnych ma być przeznaczonych na zatrzymanie wylesiania i przywracanie lasów w latach 2021-2025.
Zatrzymanie wylesiania jest kluczowe dla zatrzymania zmian klimatu poniżej progu 1,5 stopnia. To ważniejsze nawet od odtwarzania lasów, choć to oczywiście także jest potrzebne w dalszej perspektywie. Jednak posadzony na nowo las pochłonie znaczące ilości dwutlenku węgla dopiero w perspektywie kilkudziesięciu lat. Zaś wykarczowanie lasu np. pod uprawy lub pastwiska oznacza natychmiastowe wyemitowanie węgla nagromadzonego tam przez lata.
Porozumienie ma wpłynąć na politykę rolną w taki sposób, by zatrzymać wylesianie na potrzeby produkcji jedzenia (m.in. oleju palmowego, soi, która często jest paszą dla zwierząt, czy kakao).
W ramach porozumienia 30 wielkich firm z sektora finansowego zobowiązało się do zakończenia inwestycji w projekty, które prowadzą do wylesienia. Ma powstać także opiewający na 1,5 mld dolarów fundusz na rzecz ochrony dżungli w Kotlinie Konga, która jest drugim po Amazonii największym lasem tropikalnym na świecie.
Maria Staniszewska z Polskiego Klubu Ekologicznego, ekspertka Koalicji Klimatycznej, zwróciła uwagę, że ważnym elementem jest zwrócenie uwagi na potrzeby zmian w polityce rolnej. - Jest to istotny problem, ponieważ wylesianie jest często związane z rolnictwem. W miejscu wypalonych lasów tworzone są pastwiska dla bydła bądź tereny te przeznaczane są na uprawy soi wykorzystywanej na pasze dla zwierząt - powiedziała i dodała: - Aż jedna czwarta światowych emisji pochodzi z lasów przekształcanych w grunty rolne.
Deklaracja jest ważna, ale tego typu działania mogą być niewystarczające. Zasadniczym problemem jest model intensywnego rolnictwa i konsumpcji, jaki przyjęliśmy na świecie. W samej UE 71 proc. gruntów ornych jest przeznaczonych na paszę dla zwierząt, a dochodzi do tego import soi z takich krajów jak Brazylia, która na bezprecedensową skalę wycina lasy. Średnie spożycie mięsa w UE to około 63 kg na osobę rocznie, a w Polsce jest to powyżej 70 kg i tak naprawdę ten model żywienia zagraża lasom na całym świecie
- powiedziała.
Więcej wiadomości dotyczących ekologii i środowiska znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Małgorzata Szadkowska, prezeska Compassion Polska, oceniła, że to "oburzające", że "światowi przywódcy zbierają się na COP26, aby znaleźć rozwiązania dla zbliżającej się katastrofy klimatycznej, a ignorują z taką łatwością problem intensywnej hodowli zwierząt".
- Liderzy zachowują się w ten sposób pomimo napływających zewsząd przytłaczających dowodów na to, że spożycie mięsa jest jedną z głównych sił napędowych kryzysu klimatycznego. Emisje gazów cieplarnianych z sektora hodowlanego stanowią 14,5 proc. całkowitej globalnej emisji spowodowanej przez człowieka. To więcej niż bezpośrednie emisje z transportu - stwierdziła. Jej zdaniem potrzebujemy m.in. spójnej strategii i polityki, która oznacza zmniejszenie hodowli zwierząt i zmianę nawyków żywieniowych. Taka transformacja "poprawi zdrowie ludzi i zwierząt poprzez zmniejszenie ryzyka chorób i oporności na antybiotyki oraz zapobiegnie też dalszej utracie bioróżnorodności".