Kierował badaniem ekogroszku, które wywołało burzę. Dr hab. Artur Badyda: Producenci pisali, że dopuściliśmy się karygodnych rzeczy

Wielokrotnie przekroczone normy i emisja rakotwórczego benzo(a)pirenu - to wyniki pierwszego w Polsce badania, w którym próbowano sprawdzić, jak ekogroszek spala się w warunkach rzeczywistych, a nie laboratoryjnych.

W poniedziałek opublikowaliśmy na Gazeta.pl #Ekośledztwo dotyczące ekogroszku, o którego normy trwa zażarta walka. Dziś publikujemy rozmowę z dr. hab. inż. Arturem Badydą* z Politechniki Warszawskiej.

Badyda kierował zespołem, który jako pierwszy w Polsce przebadał ekogroszek w warunkach innych niż laboratoryjne. To badanie, którego wyniki zostały opublikowane w lutym, wywołało burzę. Branża węglowa wystosowała list do rektora Politechniki Warszawskiej, ministra klimatu i środowiska, ministra aktywów państwowych, w którym zarzuciła zespołowi Badydy błędy. 

Dominik Szczepański: Na czym polegało badanie?

Dr hab. inż. Artur Badyda: Zamówienie na nie dostaliśmy od klienta - ClientEarth. Zostaliśmy poproszeni o sprawdzenie, jakie zanieczyszczenia i w jakich ilościach mogą być emitowane podczas spalania ekogroszku, ale nie poprzez wykonanie badań laboratoryjnych, gdzie zapewnia się, aby proces spalania przebiegał w ściśle kontrolowanych warunkach. Chodziło o to, żeby zobaczyć, co dzieje się podczas spalania tego paliwa w warunkach zbliżonych do rzeczywistych.

Czyli jakich?

Czyli bardzo różnych. 

Badania w laboratoriach służą m.in. temu, żeby dokonywać pomiarów w ustalonych warunkach, czy porównywać urządzenia i paliwa, np. w celach uzyskania stosownych certyfikatów zgodności z określonymi normami. I to są badania bardzo potrzebne. Mogą one jednak nie dawać rzeczywistego obrazu sytuacji. Przeciętni użytkownicy kotłów węglowych nie czyszczą ich przecież codziennie z najdrobniejszych pozostałości po spalonym paliwie, co robi się w laboratoriach.

W przeciwieństwie do pracowników laboratorium nie mają też możliwości kontrolowania w pełni procesu spalania. A wystarczy, że zmienią się nieco warunki pogodowe, instalacja nie będzie utrzymywana w odpowiednim stanie technicznym, do kotła trafi nieco innego paliwa i spalanie będzie przebiegało inaczej. Kotły nie są np. wyposażone w proste sondy lambda, kontrolujące zawartość tlenu w procesie spalania. A jeśli tlenu jest za mało, to spalanie nie będzie efektywne. Użytkownik może wprawdzie zobaczyć, że dzieje się coś niepokojącego, bo np. temperatura na wylocie z kotła nie jest taka, jak powinna być albo pojawia się zbyt dużo niedopalonego paliwa, ale na tym w zasadzie kończą się jego możliwości.

Ale to najmniejszy problem…

Jaki jest większy?

Nie dość, że w przypadku nieefektywnego przebiegu procesu spalania, a więc tzw. spalania niecałkowitego, w kotle pozostaje dużo niespalonego materiału, to zaczyna rosnąć emisja szkodliwych produktów tzw. spalania niezupełnego, czyli np. tlenku węgla, ale też wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych. To np. benzo(a)piren, substancja, która adsorbuje się, czyli mówiąc kolokwialnie, przyczepia się do cząstek pyłu. Udowodniono, że na organizm człowieka działa rakotwórczo.

Od dekad mamy z benzo(a)pirenem w Polsce ogromny problem, ponieważ osiąga on rekordowe stężenia w powietrzu na tle wszystkich pozostałych krajów Unii Europejskiej. Ale użytkownik kotła nie jest w stanie sprawdzić, jak wygląda emisja zanieczyszczeń powietrza z użytkowanego przez niego kotła i paliwa.

Ktoś robił takie badania przed wami?

Ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że nie ma powszechnie dostępnych informacji o wcześniej podejmowanych próbach spalania ekogroszku w warunkach niekontrolowanych, zbliżonych do rzeczywistych. Byliśmy więc ogromnie ciekawi wyników.

  • Masz temat, którym powinniśmy zająć się w #EkoŚledztwach Gazeta.pl? Chcesz przekazać ważne informacje? Napisz do autora na adres dominik.szczepanski@agora.pl, a skontaktuje się z Tobą. Zapewniamy anonimowość.

I jakie były?

Spalaliśmy ekogroszek dwóch popularnych i łatwo dostępnych na rynku marek. Podejrzewaliśmy, że wynik może nie być satysfakcjonujący z punktu widzenia spełnienia pewnych norm, ale - powiem szczerze - nie przypuszczaliśmy, że będzie aż tak źle. Muszę tutaj zaznaczyć, że ze względu na to, że nie realizowaliśmy tego badania w warunkach laboratoryjnych, to porównanie z normami jest trudne, ale chcieliśmy z czymś te wyniki porównać, a nic innego poza normami nie mamy. Potrzebowaliśmy jakiegoś punktu odniesienia, aby czytający wyniki raportu mieli wyobrażenie o liczbach, które im zaprezentujemy. To m.in. zarzucali nam przedstawiciele branży węglowej, o czym opowiem później.

Wróćmy do badania: użyliśmy nowego kotła - spełniającego wymogi tzw. dyrektywy w sprawie ekoprojektu - najwyższej kategorii, z podajnikiem automatycznym. Regulowaliśmy jedynie temperaturę wody na wylocie z kotła do instalacji wodnej - chcieliśmy sprawdzić emisyjność przy różnych wariantach. W przypadku pozostałych ustawień zdaliśmy się na automatyczne ustawienia kotła. Zapewne właśnie tak postępuje wiele osób korzystających z kotłów węglowych do celów grzewczych.

Co stwierdziliście?

Bardzo wysokie stężenia pyłu całkowitego w spalinach, przynajmniej w niektórych próbach, ale także znaczną emisję tlenku węgla i tlenków azotu, a w niektórych przypadkach również rakotwórczego benzo(a)pirenu. Tego ostatniego z punktu widzenia zdrowia człowieka w ogóle nie powinno być w spalinach. A jednak był i to momentami w znacznych ilościach. Trzeba również pamiętać, że nasze badania realizowaliśmy z użyciem nowego kotła wysokiej klasy. 

Takich w Polsce jest ok. 700-800 tys. Pozostałe trzy mln to kotły starszej generacji. 

Można podejrzewać, że spalanie w nich przebiega jeszcze gorzej. Po wszystkim zajrzeliśmy do kotła i zauważyliśmy, że pozostaje w nim więcej popiołu i żużlu, niż powinno. To realna strata dla konsumenta. Na opakowaniu bowiem producenci podają wartość opałową paliwa, co powinno się przekładać na ilość energii dostarczonej podczas spalania ekogroszku. 

Wysłaliśmy próbki do Laboratorium Badawczego Analizy Paliw Instytutu Energetyki i okazało się, że jeden z dwóch przebadanych ekogroszków nie spełnił deklarowanych przez producenta parametrów: zawartość popiołu była ponad dwa razy wyższa (niemal 15% zamiast 7%), a wartość opałowa niższa o prawie 2 MJ/kg. To znaczy, że zapłaciliśmy za więcej energii, a dostaliśmy jej mniej.

Czy ktoś oprócz zleceniodawcy wiedział o waszym badaniu?

Nie, byliśmy zobowiązani do zachowania tej informacji w poufności. Zleceniodawca chciał ujawnić wyniki dopiero poprzez publikację raportu z badań.

Po publikacji pojawiły się niepochlebne głosy branży węglowej, że to było badanie na zamówienie, wykonane nie tak jak trzeba i że nie wiedzieliśmy, co tak naprawdę robimy.

Mieliście jakieś inne nieprzyjemności?

Jedna z organizacji zrzeszających producentów ekogroszku wystosowała oficjalny list. Powiadomiła rektora Politechniki Warszawskiej, ministra klimatu i środowiska, ministra aktywów państwowych. Pisali, że dopuściliśmy się karygodnych rzeczy, przede wszystkim zarzucali nam, że nie spełniliśmy warunków, na których opierają się badania laboratoryjne. 

Jedna z takich organizacji nazwała je „poligonowym". Zarzuca wam, że kwestionujecie szereg badań laboratoryjnych.

Nasze badanie można nazywać dowolnie, nie mam z tym problemu. I w tym właśnie sęk - my wcale nie boimy się zarzutów, że to nie było badanie laboratoryjne. Od samego początku takie było założenie - chcieliśmy sprawdzić, jak przebiega proces spalania ekogroszku w warunkach przypominających te rzeczywiste i jaka jest emisja zanieczyszczeń do powietrza. Oczywiście idealnie byłoby zrobić takie badanie w czysto realnych warunkach, a więc wejść do czyjegoś domu, wywiercić dziurę w kominie, przez nią włożyć odpowiednie sondy i pobrać próby do badań. Ale jednak trudno to sobie wyobrazić, bo wiązałoby się to chociażby z naruszeniem struktury komina, nie wspominając już o uciążliwości takich badań dla domowników. Dołożyliśmy więc wszelkich starań, by odtworzyć takie warunki.

Jak już wcześniej wspominałem, celem tego badania była próba określenia emisji w warunkach zbliżonych do rzeczywistych i w żadnym stopniu nie jest to podważanie potrzeby realizacji odpowiednich badań w warunkach laboratoryjnych. Tyle tylko, że ich cel jest po prostu inny.

Takie badania są realizowane przez jednostki naukowo-badawcze i akredytowane laboratoria certyfikujące. Służą one utrzymaniu systemu wydawania świadectw spełniania warunków konstrukcyjnych kotłów. Taki system jest absolutnie niezbędny, aby na rynek nie trafiały urządzenia i paliwa, które nie spełniają stosownych norm. 

Podkreślę jeszcze raz - zrealizowaliśmy zlecenie w sposób rzetelny, aby sprawdzić, jak może wyglądać emisja zanieczyszczeń podczas codziennego, siłą rzeczy niekontrolowanego za pomocą urządzeń pomiarowych, spalania ekogroszku w jednym z dostępnych na rynku kotłów. Trzeba mieć na uwadze, że Polska ma bardzo poważny problem z zanieczyszczeniem powietrza. Rokrocznie rejestrujemy najwyższe stężenia pyłu PM2,5 i benzo(a)pirenu spośród wszystkich krajów UE. 

Co się stanie, jeśli to się nie zmieni?

Będziemy to dalej przypłacać zdrowiem i przedwczesnymi zgonami spowodowanymi zbyt wysokimi stężeniami zanieczyszczeń w powietrzu. A zgodnie z danymi prezentowanymi przez Europejską Agencję Środowiska liczba takich zgonów w Polsce rokrocznie przekracza 40 tysięcy. Wydaje się zatem, że w dobrze pojętym interesie wszystkich Polaków jest jednak ograniczanie zastosowania paliw stałych do ogrzewania budynków mieszkalnych.

Raport z badania dostępny jest tutaj.

*Artur Badyda - profesor nadzwyczajny na Wydziale Instalacji Budowlanych, Hydrotechniki i Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej. Kierownik Zakładu Informatyki i Badań Jakości Środowiska. Specjalizuje się w zakresie procesów zarządzania ochroną środowiska, oddziaływania przedsięwzięć transportowych na środowisko oraz konsultacji społecznych przy dużych inwestycjach infrastrukturalnych i przemysłowych. Naukowo zajmuje się oddziaływaniem zanieczyszczeń powietrza na środowisko, a przede wszystkim na zdrowie człowieka. Były doradca Ministra Środowiska i członek Krajowej Komisji Ocen Oddziaływania na Środowisko. Obecnie m.in. członek zespołu do spraw wpływu zanieczyszczenia powietrza na zdrowie przy Ministrze Zdrowia, Przewodniczący Komisji Młodzieży w Naczelnej Organizacji Technicznej, członek zespołu do spraw zanieczyszczenia powietrza w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy.

Spór o ekogroszek

Rząd chce podnieść normy jakościowe węgla, którym pali się w domach, ale branża górnicza grozi wypowiedzeniem umowy społecznej. Gra o przyszłość ekogroszku toczy się teraz i jest ostra. Przyglądając się jej, można odnieść wrażenie, że to walka o węgiel w ogóle. Nie wiemy dokładnie, ile tego paliwa stałego produkuje się w kraju - może milion ton, może półtora miliona. Jeśli dane są prawdziwe, ekogroszek stanowi nie więcej niż 2,7 proc. całego węgla wykopanego w Polsce. Jest zaledwie cząstką potężnego rynku, ale niezwykle cenną, bo sprzedawcy wiele na nim zarabiają. Nie ma w kraju bardziej marżowego produktu węglowego - od września cena za tonę ekogroszku wzrosła z ok. 800-900 zł do 1500 zł.  Planowana nowelizacja rozporządzenia ma zwiększyć jakość ekogroszku i pozbawić go przedrostka "eko". Ujawniamy kulisy sporu.

Więcej o: