Pakiet Fit for 55 podwyższa cel redukcji emisji w Unii Europejskiej z 40 do 55 proc. do roku 2030 wobec poziomu z 1990 roku. To cel pośredni, który ma doprowadzić do zeroemisyjności w 2050 roku. Pakiet nie wszedł jeszcze w życie i nie jest przesądzone, że wejdzie w zaproponowanej przez Komisję Europejską formie. Można nawet spodziewać się jego złagodzenia, zważywszy na to, że części zapisów niektóre państwa mocno się sprzeciwiają, jak na przykład tym dotyczącym transportu (dążenie do wyeliminowania pojazdów spalinowych, włączenie tego segmentu do systemu ETS - unijnych certyfikatów do emisji CO2).
Podwyższenie celu oznacza, co oczywiste, większy wysiłek unijnych państw, więcej inwestycji i, co za tym idzie, więcej pieniędzy przeznaczanych na transformację energetyczną. O ile więcej? Ekonomiści Pekao SA oszacowali tę kwotę na 189 miliardów euro - tyle Polska będzie musiała wydać dodatkowo, oprócz środków, które już teraz przeznacza na realizowanie obecnego celu, roboczo nazwanego przez Pekao SA Fit for 40. Koszty wszystkich działań, łącznie (czyli zarówno obecnego, jak i podniesionego celu), zostały oszacowane na 527,5 mld euro.
Fit for 55 to nie tylko koszty, ale i przychody. Te najbardziej "policzalne" (bo nie wszystkie da się policzyć, w każdym razie nie w horyzoncie 2030 roku) sięgają 115,9 mld euro - tyle więcej Polska dostanie dzięki nowemu pakietowi. Razem z obecnym mówimy o 219,5 mld euro przychodów, m.in. ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2. Te środki trafiają do budżetu państwa i są to niemałe kwoty - od 2013 roku łącznie ponad 60 mld zł, tylko w ubiegłym roku ponad 25 mld.
"Nasza analiza nie stanowi całościowego bilansu kosztów i korzyści pakietu Fit for 55 i nie powinna być w ten sposób interpretowana" - zaznaczają autorzy raportu na samym jego początku. O co w nim chodzi i dlaczego warto liczyć koszty? Pytam autorów opracowania.
Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista, dyrektor Biura Analiz Makroekonomicznych, Bank Pekao S.A.: Nasz raport jest tak naprawdę suchy, wyważony i skupia się na pewnym wycinku rzeczywistości. Wdrożenie Fit for 55 będzie wyzwaniem na kolejne lata i należy po prostu zmierzyć się ze skalą problemu. Zmiany w energetyce to megatrend i ciężko go uniknąć. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, ile to będzie kosztowało, jak to sfinansujemy, a jeżeli to będzie bardzo drogie, to być może jakie osłony dla społeczeństwa będą potrzebne.
Karol Pogorzelski, ekonomista Pekao SA: Tak naprawdę nie byłoby dobrego momentu na taki raport. Ceny energii rosną od kilku lat. Polityka klimatyczna to zaś z natury temat polityczny i zawsze będzie budził emocje. Raporty analityczne będą zaś różnie interpretowane.
EP: Liczby są duże, ale my zwracamy też uwagę, by patrzeć na nie w odniesieniu do scenariusza, który już się realizuje i do którego się zobowiązaliśmy - my nazywamy go Fit for 40. W takim ujęciu różnica między kosztami a korzyściami wprost finansowymi jest mniejsza, choć nadal duża.
KP: Same pieniądze nie są największym wyzwaniem dla polityki klimatycznej. Są poważniejsze problemy, na przykład zasoby. Transformacja energetyczna w całej UE - i nie tylko - będzie wymagać dużych ilości różnych surowców, które są rzadkie oraz kompetencji, które też nie są częste. Nie tylko my chcemy budować farmy wiatrowe na morzu, a statków, które są w stanie je stawiać i portów, które mogą je obsługiwać, jest niewiele. Potrzebny będzie też rozwój i komercjalizacja nowych technologii, na przykład małych modułowych reaktorów jądrowych - SMR, nowe procesy w przemysłach chemicznych - na przykład zastąpienie w hutach koksu wodorem.
EP: Chcemy wizerunkowo być bankiem eksperckim, żeby klienci przychodzili do nas także po wiedzę. Ten najnowszy raport pisaliśmy w ostatnich tygodniach, szacunki są więc oparte o aktualny poziom wyceny uprawnień do emisji CO2. Fit for 55 jest tu już w dużym stopniu w cenach certyfikatów, mimo, że przed nami jeszcze dwa-trzy lata negocjacji i ostatecznie program wejdzie w zapewne nieco złagodzonej formie.
KP: Istnieją już opracowania dotyczące Fit for 55, które, choć dobre, są hermetyczne. Chcieliśmy z liczb wyciągnąć nieco więcej, pokazać, jak konkretne rozwiązania przekładają się na życie gospodarcze. I w ten sposób uprzystępnić temat polityki klimatycznej niespecjalistom.
EP: Jest coś takiego jak ESG [z ang. Environmental, Social and corporate Governance, czyli środowisko naturalne, społeczeństwo i ład korporacyjny - strategia działania firmy i czynnik brany pod uwagę przy jej ocenie, w tym przez inwestorów - red.]. Banki wdrażają strategie ESG i siłą rzeczy OZE musi się w nich znaleźć. Atom z kolei jest bardzo dużym tematem. Osobiście jestem przekonany, że musimy w niego wejść i zapewne wejdziemy, ale chodzi o olbrzymi wysiłek finansowy. Wezmą w nim udział najpewniej banki, ale decyzje o finansowaniu będą podejmowane na poziomie państwa.
Są też pomysły na stawianie małych reaktorów - SMR-ów, choć na razie to technologia w fazie przygotowawczej. Dopiero za kilka lat pierwszy reaktor ma zacząć działać - w Kanadzie - ale i tak stanie się to zapewne szybciej, niż powstanie wielki blok jądrowy w ramach projektu państwowego. Myślę, że docelowo będziemy mieć w miksie energetycznym SMRy budowane przez prywatne firmy, jedną dużą elektrownię jądrową, a do tego dużo OZE, głównie z wiatru.
KP: Widać wyraźnie, że na rynku nie ma apetytu na finansowanie elektrowni czy technologii węglowych, a myślę, że i gaz jest uważany za inwestycję podwyższonego ryzyka. Wszystkie banki w tej chwili chcą mieć OZE. SMRy to dla banków trudny temat. Działy zarządzania ryzykiem obawiają się nowych technologii, bo nie ma na nie sprawdzonych modeli biznesowych, a często też odpowiednich regulacji. Jeżeli chodzi o duży atom, to myślę, że jest oczekiwanie rządu, że dostawca technologii zaproponuje jakiś montaż finansowy. Być może będzie uwzględniony jakiś udział banków, ale raczej w inwestycjach towarzyszących.
EP: Nie. Raport ma bardzo jasny temat - koszty. Opisujemy wycinek rzeczywistości, to, co możemy policzyć. W transformacji energetycznej są też inne kwestie, trudne do skwantyfikowania: czystsze powietrze, mniej smogu, czystsza woda - tego nie bierzemy pod uwagę, bo trudno to policzyć, to materiał na inny raport i inne instytucje powinny się nim zająć. Poza tym, zaznaczamy wprost, że większość korzyści z Fit for 55 może pojawić się po 2030 roku, do którego sięga horyzont raportu. To wtedy będziemy na przykład płacić niższe rachunki za energię, co umożliwi termomodernizacja domów.
KP: Nie jest tak, że ten bilans jest zupełnie pozbawiony znaczenia, ale, jak powiedział Ernest, celowo go nie eksponujemy, bo dużo korzyści ma charakter niewycenialny. Tym niemniej wyliczone przez nas koszty obrazują skalę wyzwania, jaką jest Fit for 55. Nasz raport należy traktować bardziej jako identyfikację problemu.
EP: Wszystkie koszty to około 5 proc. PKB rocznie, ale różnica między scenariuszem realizowanym obecnie, czyli umownie nazwanym przez nas Fit for 40 a Fit for 55, to około 1,3 proc. rocznie. W "przeliczeniu" na inwestycje to by oznaczało ich wzrost z 17 proc. udziału w PKB do około 20 proc. To znaczące kwoty. Pamiętajmy, że mówimy o całości kosztów, część z nich już ponosimy w ramach prowadzonych wdrożeń.
KP: Nie stawialiśmy takiego pytania w raporcie. To jest kwestia priorytetów. Nakłady na Fit for 55 oznaczałyby brak wydatków na coś innego. Na pewno Fit for 55 to wielkie wyzwanie nie tylko dla Polski, lecz także dla całej Unii Europejskiej. Być może po negocjacjach związane z nim koszty nieco się zmniejszą.
EP: Tak jest. Transformacja energetyki już w jakimś zakresie trwa i odwrócenie tego procesu byłoby trudne. Instytucje finansowe są mniej chętne do finansowania tradycyjnej energetyki, a nawet gdyby się udało takie finansowanie znaleźć, koszty mogłyby i tak nie być dużo niższe. Inwestycje w energetykę tak czy owak by były, teraz tylko zmienia się technologia, jest przesunięcie w kierunku odnawialnych, zeroemisyjnych źródeł. Do tego ta technologia będzie się poprawiała i rozwijała, co wprost zakłada plan Fit for 55.
KP: Wystarczy sobie uświadomić, że duża część energii w Polsce pochodzi z węgla brunatnego, który w działających obecnie odkrywkach się kończy. Gdyby chcieć nadal go wykorzystywać, nowe odkrywki trzeba by budować w zasadzie już teraz. A to proces długi i trudny społecznie. Moim zdaniem nierealne jest uniknięcie zielonej transformacji w jakiejś postaci.
EP: Mamy już greenflację i jednym z jej powodów jest to, że w wycenach uprawnień do emisji CO2 jest już wyceniany Fit for 55. W Europie greenflację widać i może być jej jeszcze więcej. Niedawno przedstawicielka EBC Isabel Schnabel mówiła wprost, że transformacja energetyczna musi kosztować i ktoś te koszty poniesie - być może konsument w formie wyższej inflacji. Obok czynników "zielonych" występują też inne, w tym geopolityczne, jak w przypadku gazu.
KP: Obecna inflacja ma kilka źródeł i jednym z nich jest ta "zielona" część, która nałożyła się na "koronaflację", trudno je nawet odseparować od siebie. Natomiast jestem przekonany, że ta greenflacja nie jest czynnikiem, który będzie cały czas wywierał taką samą presję. W pewnym momencie koszty nowych technologii się zrównają z kosztami tych tradycyjnych. Wtedy będzie opłacało się porzucić te tradycyjne i greenflacja się skończy.
EP: Dokładnie tak, mówiąc o greenflacji, mówimy o procesie przejściowym, dostosowawczym, nie o modelu docelowym.
KP: Tylko jeszcze trzeba mieć na uwadze, że ten okres przejściowy może trwać długo, to może być trend, który zostanie z nami na kilka lat.
EP: W Polsce może to być około 1/4, w UE może być więcej, w zależności od kraju nawet do połowy.
KP: Tak na twardo, ekonometrycznie, nikt nie odważy się greenflacji dokładnie wydzielić. Mamy do czynienia z różnymi współistniejącymi i przeplatającymi się czynnikami: polityki klimatycznej, geopolityki, zupełnie losowych zjawisk pogodowych. Polska ma też inne źródła inflacji, jeszcze przed pandemią mieliśmy wysoką na tle unijnym inflację bazową.
EP: Mocnym punktem polskiej gospodarki w kontekście polityki klimatycznej są renowacje budynków obniżające ich ślad węglowy. To już się dzieje i ma też wysokie przyzwolenie społeczne, bo prowadzi do obniżenia rachunków. To na pewno coś, z czego możemy się cieszyć.
KP: I w tym aspekcie Polska całkiem nieźle sobie radzi, bo remontujemy szybciej i więcej, nie trzeba też tutaj dużej rewolucji, wystarczy kontynuacja. Jeśli chodzi o korzyści, to dodałbym też, że Fit For 55 będzie wymagać dużych nakładów inwestycyjnych i Polska może być beneficjentem niektórych z nich. Już widać to po bateriach - Polska jest biorcą dużych inwestycji zagranicznych i mogą się pojawić kolejne. Polskie firmy rozwijają też własne kompetencje w tym zakresie. Największym zagrożeniem jest spóźnienie się na wyścig po zielone technologie. Ponieważ wszyscy chcą w nie inwestować, jeśli staniemy na końcu kolejki, będziemy budować drożej i przez to zbudujemy mniej.
EP: Tyle że to znowu nie jest tylko kwestia dotycząca Polski, to ryzyko dla wszystkich krajów.
Raport Pekao SA można znaleźć pod tym linkiem.