Ten artykuł jest częścią cyklu Gazeta.pl na Antarktydzie. Popłynęliśmy tam, żeby opowiedzieć o zmianach zachodzącym w miejscu, od którego zależy przyszłość naszej planety. Naszymi przewodnikami są żeglarze, którzy odwiedzają Antarktydę regularnie od kilkunastu lat. Partnerami wyjazdu są Selma Expeditions oraz Wydawnictwo Otwarte.
Natura jest przewrotna - największe zwierzę świata żywi się jednym z najmniejszych. Dorosły płetwal błękitny ma 30 metrów, waży 150 ton, a zjada kilkucentymetrowego skorupiaka przypominającego krewetkę. Żeby się najeść, codziennie musi skonsumować 1,2 tony kryli, a znaleźć je może może jedynie w zimnych wodach. Np. wokół Antarktydy, gdzie żyje ok. 400 mln tych zwierząt.
Jednym z ulubionych miejsc płetwali były wody wokół Georgii Południowej, górzystej wyspy położonej na południowy-wschód od Przylądka Horn. Jeszcze 120 lat temu roiło się tam od płetwali błękitnych, humbaków, finwali, waleni południowych i kaszalotów.
Potem rozpoczęła się rzeź.
Ludzie polowali na wieloryby od tysięcy lat. Najstarsze znane nam ślady prowadzą do Norwegii i sięgają 4 tys. lat. Istnieją poszlaki, że przed Norwegami mogli to robić Japończycy. Na dużą skalę polowaniami zajęli się dopiero w XI wieku Baskowie.
Ci, którzy polowali, aby przeżyć, mieli pewne zasady. Najważniejsza - z wieloryba nie może nic zostać. Na przerób idzie wszystko - mięso, tłuszcz, narządy, kości. Nawet fiszbiny, rogowate płytki zwisające z podniebienia, które rozgrzewano w parze lub piasku i formowano w dowolne kształty.
Pierwsza stacja wielorybnicza powstała na Georgii Południowej w 1904 roku. Zbudowano ją, by sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu na wielorybi olej wykorzystywany w lampach. Wielorybnicy zapuszczali się na te wody już o wiele wcześniej, to oni byli motorem napędowym ery wielkich odkryć wokół Antarktydy, bo w przeciwieństwie do zawodowych podróżników czy naukowców, sponsorowały ich wielkie przedsiębiorstwa, którym zależało na odkrywaniu nowych łowisk. Za samą chęć poznania świata, zatknięcia flagi w nieznanym miejscu, mało kto wtedy płacił. Liczył się zysk.
Wielorybnicy zaczęli od humbaków, a gdy zaczęło ich brakować, przerzucili się na płetwale błękitne. W jednym sezonie potrafili zabić nawet 3 tysiące największych zwierząt na Ziemi. Wystarczyło 30 lat, by zniknęły z wód wokół Georgii.
Z różnych szacunków wynika, że w ciągu najkrwawszych 70 lat ludzie zabili na Oceanie Południowym 1,3 mln wielorybów. W sumie w XX w. zginęło ich blisko 3 mln.
Rzeź wielorybów z pierwszej połowy XX wieku była tak ogromna, że wybito wtedy więcej tych zwierząt niż przez cztery poprzednie wieki razem wzięte. Nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby po II wojnie światowej nie utworzono Międzynarodowej Komisji Wielorybniczej (IWC). Pierwsze limity, które komisja zaproponowała swoim członkom, były jednak zbyt wysokie. Odmianę przyniosły dopiero lata 70. i 80. W 1971 r. zabijania wielorybów zabroniły Stany Zjednoczone. Osiem lat później ustanowiono obszary ochronne w niektórych częściach Oceanu Indyjskiego. Największy rezerwat wielorybów powstał w 1994 r. wokół Antarktydy.
Zabijanie wielorybów zostało oficjalnie zakazane dopiero w 1986 roku. Z 250 tys. płetwali błękitnych przetrwało tylko ok. 1500 osobników. Dwanaście lat później populacja płetwali w Oceanie Południowym osiągnęła 1 proc. swojej wielkości sprzed okresu polowań.
W latach 1997 - 2017 w wodach wokół Georgii Południowej zaobserwowano jednego, może dwa płetwale w sezonie. Naukowcy sądzili, że śmierć większości przedstawicieli jednego pokolenia sprawiła, że zatarła się pamięć o miejscu, które wcześniej tak chętnie odwiedzały.
Ale 3 lata temu coś drgnęło. W 2019 r. niedaleko Georgii wypatrzono dziewięć płetwali, a w 2020 r. grupa naukowców natrafia na 58 osobników. Wracają również humbaki.
Jednak nawet dziś jest kilka krajów, które nie przestały polować na wieloryby.
Co roku ok. tysiąca małych wielorybów ginie na Wyspach Owczych. Na wieloryby polują też Islandczycy - ich coroczne limity wynoszą 209 finwali i 217 płetwali karłowatych, choć w ostatnich latach podobno giną tylko pojedyncze sztuki. Tamtejszy rząd zapowiedział, że skończą z polowaniem w 2024 roku. Biznes jest już gdzie indziej - w 2019 r. wulkaniczną wyspę co roku, żeby zobaczyć wieloryba, odwiedza 360 tysięcy turystów.
Wciąż na wieloryby polują jeszcze Norwedzy. W 2021 roku zabili 575 płetwali karłowatych, mniej niż połowę swojego limitu, ale najwięcej od 2016 roku. W sumie od 1993 roku zabili ich 9,5 tysiąca.
Do polowań używają harpunów z materiałami wybuchowymi. Broń rozcina ciało wieloryba do głębokości 30 cm, a potem następuje wybuch. Co piąty wieloryb nie umiera od razu, tylko po 15 minutach. Jak wynika z niedawnych badań, trzy czwarte Norwegów uważa, że to niedopuszczalne.
Z badań wynika również, że mięsem wielorybów regularnie żywi się tylko 2 proc. Norwegów - to spadek o połowę w stosunku do 2019 roku. Nie ma informacji o ludziach do 35. roku życia, którzy by to robili. Mimo tego rząd Norwegii utrzymuje, że mięso wieloryba pochodzi ze zrównoważonego źródła i nie zamierza zakazać polowań na zwierzęta.
W 2018 r. roku Norwegowie wysłali 153 tony wielorybiego mięsa do Japonii, gdzie również poluje się na wieloryby. Japończycy, choć sprzedają wielorybie mięso w sklepach, utrzymują, że zabijają te zwierzęta "dla celów naukowych". Rząd tego kraju zapowiedział, że między 2015 a 2025 r. złowi 3 tys. płetwali karłowatych. Japończycy jedzą też kaszaloty i finwale. Tłumaczą to przywiązaniem do historii, gdy mięso wielorybów pozwoliło im przeżyć - w 1947 r. stanowiło 50 proc. całego mięsa konsumowanego w Japonii. Wieloryby podawano dzieciom na stołówkach jeszcze w latach 80. Ale już badanie sprzed 10 lat wskazuje, że 90 proc. Japończyków nie kupuje wielorybiego mięsa, a tylko 1/4 obywateli chce, żeby dalej polować.
W 2013 r. japoński przemysł wielorybniczy zatrudniał 1000 osób i potrzebował państwowego wsparcia, żeby przetrwać. W ciągu ostatnich 25 lat wpompowali w wielorybnictwo 150 mln dolarów.
Eksperci komentują, że utrzymywanie wielorybnictwa jest gestem rządzących w kierunku starszych wyborców.
To kolejna wyprawa Gazeta.pl w odległe, ale ważne dla przyszłości Ziemi miejsce - kilka miesięcy temu z polskiej bazy na Spitsbergenie o zmianach klimatu opowiadała Maria Mazurek.