Konflikt polsko-czeski wokół kopalni Turów pozornie dobiegł końca. W wyniku zawartego na początku lutego porozumienia Czesi, którzy obawiali się o ekologiczne skutki działalności Turowa, zobowiązali się wycofać skargę, którą skierowali wcześniej do unijnego Trybunału Sprawiedliwości. Polska ma natomiast wypłacić Czechom 45 milionów euro rekompensaty za szkody wywołane działalnością kopalni i podjąć szereg działań prośrodowiskowych.
Środowiska ekologiczne, w tym czeski oddział Greenpeace, uznały taki kompromis za porażkę swojego rządu, oceniając, że dał się przekupić rekompensatą finansową. W niedzielę w centrum Pragi oburzeni ekolodzy wyszli na ulice, by pokazać brak zgody na takie rozwiązanie sporu. Według relacji czeskiego portalu iDnes.cz protestujący mieli ze sobą transparenty z napisami "Woda za złotówkę" czy "Razem - za zysk Polakom sprzedamy wodę". Cała akcja odbyła się pod hasłem "#StopTurów: Pieniędzy nie da się pić".
- Czeski rząd nie zdołał ochronić czeskiego terytorium i środowiska, co jest jednym z jego podstawowych zadań. Traktat, który rząd potajemnie zatwierdził i podpisał, w ogóle nie odnosi się do negatywnego wpływu kopalni Turów i z pewnością nie zapobiegnie utracie wody z terytorium Czech. Pieniądze i monitorowanie sytuacji są bezużyteczne, jeśli tysiące miejscowych zostanie bez wody - mówi w wywiadzie dla iDnes.cz Nikol Krejcová z czeskiego Greenpeace.
Zdaniem Greenpeace zawarte w kontrakcie warunki dalszego wydobycia nie wystarczą do ochrony wody po czeskiej stronie granicy. Według działaczy umowa to przede wszystkim ustępstwo na rzecz Polski dla korzyści finansowych. Aktywiści planują złożyć skargę do Komisji Europejskiej w sprawie porozumienia, pod którą podpisało się już prawie 500 osób.
- Mamy nadzieję, że Komisja Europejska oceni wszystkie przeszłe i przyszłe skargi dotyczące kopalni Turów i podejmie działania przeciwko Polsce za łamanie prawa europejskiego. Obywatele mogą zaangażować się w te działania, podpisując list do Komisji Europejskiej - dodaje Krejcová.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Protestujący nie poprzestali jednak jedynie na pokojowym strajku. W poniedziałek grupa aktywistów niezwiązana z organizacją Greenpeace udała się do praskiej dzielnicy Vršovice, gdzie znajduje się budynek Ministerstwa Środowiska. Według portalu Czechdaily.cz aktywiści odcięli budynek od wody. Mieli w ten sposób symbolicznie pokazać, jak może skończyć się kompromis dla przygranicznych mieszkańców Czech np. Liberca. Według czeskich mediów jeden z aktywistów usiadł na zaworze odcinającym wodę z transparentem "Praca na rzecz sprawiedliwości klimatycznej".
Do całej sprawy odniosła się ministerka środowiska Anna Hubácková, która nazwała tę manifestację "wykraczającą poza granicę przyzwoitego zachowania".