22 marca hydrolog z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej alarmował, że na terenie niemal całej Polski już występuje susza rolnicza. - Są miejsca - jak na przykład województwo lubuskie, zachodnia części wielkopolskiego czy północna część dolnośląskiego - w których wilgotność gleby spadła poniżej 40 procent, co oznacza, że rośliny nie mogą pobrać odpowiedniej ilości wody, by prawidłowo się rozwijać - mówił Grzegorz Walijewski.
Tydzień później, 29 marca (czyli we wtorek), Rzecznik Prasowy IMGW-PIB na swoim twitterowym profilu pokazał nagranie wysuszonej gleby. "W Wielkopolsce sucho. W kolejnych dniach ochłodzi się, spadnie deszcz, deszcz ze śniegiem, a nawet śnieg, szczególnie w górach. Ale na zachodzie (lubuskie, wielkopolskie) opadów nie będzie..." - napisał.
Tego samego dnia rano brak opadów w stolicy zauważyli ekonomiści mBanku. "Od początku marca odnotowano w Warszawie 0,4 mm deszczu. Słownie: cztery dziesiąte milimetra" - napisali na Twitterze.
Bo to, co dzieje się z pogodą, przede wszystkim w szerszym kontekście zmian klimatycznych, to już nie tylko zmartwienie meteorologów i hydrologów. Nasilenie ekstremalnych zjawisk, takich jak przedłużające się i silniejsze susze oraz nawalne opady deszczu, coraz mocniej odczuwają rolnicy, a wraz z nimi cała gospodarka - poprzez ceny żywności, ale nie tylko. Stąd klimatowi bardzo uważnie przyglądają się także ekonomiści.
Zmiana pogody może też przynieść nieco ulgi wysuszonej ziemi i zmniejszyć zagrożenie pożarowe - bo od kilku tygodni w całym kraju znów płoną trawy (czasem niestety w wyniku celowych działań, w tym wypalania traw i nieużytków) i lasy - są ofiary śmiertelne tych pożarów.
"Choć zeszłoroczny wilgotny rok i dość obfite opady zimą poprawiły sytuację hydrologiczną Polski, to niestety przedłużający się okres bez opadów budzi coraz większe obawy przed suszą. W wielu regionach Polski, zwłaszcza na północy kraju, deszczu nie było już ponad pięciu tygodni. Jeśli jeszcze nałożymy na to bardzo ciepły początek roku - styczeń był cieplejszy aż o 2,2 stopni Celsjusza od średniej wieloletniej, a temperatury w marcu także zapewne będą wyższe od średniej - to nie ma się co dziwić, że wilgoci w glebie zaczyna brakować" - pisze w komentarzu Zbigniew Karaczun, ekspert Koalicji Klimatycznej i profesor SGGW.
W najbliższych dniach ten deszcz ma się pojawić - ale, jak zauważył cytowany wcześniej ekspert IMGW, nie wszędzie będzie on wystarczający. Późniejszą wiosną i latem może nas czekać w Polsce susza - znowu, bo ostatnie lata pokazały, że jest to już w zasadzie scenariusz bazowy.
"To nie pierwszy rok, kiedy z niepokojem patrzymy w niebo i czekamy na deszcz. Praktycznie od 2010 roku mamy w Polsce permanentną suszę letnią, a zamiast długotrwałych opadów, tak potrzebnych rolnictwu, coraz częściej występują deszcze nawalne, w tym katastrofalne, gdy w ciągu doby spada ponad 70 litrów na m2" - pisze prof. Karaczun. Gwałtowne opady po pierwsze nie pomagają odpowiednio w poprawie wilgotności gleby, bo szybko spływają do rzek i dalej. Poza tym, wywołując powodzie błyskawiczne, mogą niszczyć (i często to robią) infrastrukturę.
Więcej wiadomości na temat środowiska i gospodarki na stronie głównej Gazeta.pl
Zniszczeniom ulegają też plony, na co zwraca uwagę ekspert Koalicji Klimatycznej. "Dlatego nie powinno nas dziwić, że polscy rolnicy za najważniejsze zagrożenie dla ich działalności uznają skutki zmiany klimatu. Taki wynik otrzymała Koalicja Klimatyczna prowadząca badania wśród sadowników z regionu sandomierskiego, podobne rezultaty uzyskał zespół naukowców prowadzących badania w 11 krajach Unii Europejskiej" - pisze. Chodzi nie tylko o wspomniane już nawalne deszcze czy wcześniej suszę. Coraz częściej obserwowane są w naszym kraju inne ekstremalne zjawiska pogodowe, takie jak grad czy huraganowy wiatr. Uprawom szkodzą też późne przymrozki. "Ponieważ sezon wegetacyjny rozpoczyna się coraz wcześniej, to występują one w okresie, gdy uprawy są szczególnie narażone na stres zimna" - zauważa prof. Karaczun.
Kwestia podaży żywności zwraca szczególną uwagę w ostatnich tygodniach, po wybuchu wojny w Ukrainie. Rosja i Ukraina to jedni z głównych globalnych dostawców pszenicy, kukurydzy i oleju rzepakowego, a także - wraz z Białorusią - nawozów. Towarów rolnych nam nie zabraknie - w każdym razie nie w Europie - ale ich ceny mocno wzrosną. "Dlatego nie ma wątpliwości, że powstrzymanie zmiany klimatu staje się podstawowym czynnikiem, jaki może zagwarantować nam bezpieczeństwo żywnościowe" - podkreśla ekspert Koalicji Klimatycznej.