W środę opublikowaliśmy na Gazeta.pl wyniki naszego #ekośledztwa dotyczącego usuwania drzew o wymiarach pomnikowych w Puszczy Karpackiej.
Prof. dr hab. inż. Jerzy Szwagrzyk, kierownik Katedry Bioróżnorodności Leśnej Uniwersytetu Rolniczego im. Hugona Kołłątaja w Krakowie*: W Puszczy Karpackiej jest wszystko: stare, wielkie drzewa, rzadkie gatunki ptaków i ssaków. Mchy, porosty, gatunki reliktowe starych lasów nie występujące nigdzie indziej lub znajdowane nieczęsto. Drzewa o wymiarach pomnikowych rosną tam w dziesiątkach tysięcy, podczas gdy w wielu lasach nie ma ich w ogóle.
Uciekają od historii. Puszcza Karpacka jest dzikim lasem, w którym przyroda zachowała się lepiej, bo człowiek przez wiele lat w nią nie ingerował.
W latach 40. wysiedlono miejscowych, wsie opustoszały i długo nikt w nich nie mieszkał. Bez ludzi wzrosła lesistość. W latach 70. było tam już bardziej dziko niż w innych częściach Karpat. Trzeba też pamiętać, że to tam zlokalizowano ośrodki polowań zamknięte dla postronnych.
Za wyjątkiem zwierząt przyroda została wyłączona spod presji, bo polującym nie wolno było przeszkadzać. Z każdą dekadą wyjątkowość tego miejsca stawała się wyraźniejsza.
Po transformacji tzw. państwo arłamowskie przestało istnieć. Powstał bardzo zaawansowany projekt utworzenia na Pogórzu Przemyskim parku narodowego chroniącego przyrodę Puszczy Karpackiej. Został jednak zablokowany.
Było bardzo blisko. W latach 90. tworzono wiele parków narodowych, a istniejące powiększano. Czas sprzyjał. Niestety po 2000 r. to się zmieniło.
Samorządy zyskały możliwość wetowania projektów parków narodowych i po utworzeniu Parku Narodowego Ujścia Warty żaden więcej już nie powstał. To było 20 lat temu
Dziś parki narodowe powiększa się bardzo rzadko, tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Wydaje się, że bez zmiany prawa będzie to trudne. Szanse malały z każdym rokiem i z postępującym usztywnianiem stanowiska Lasów Państwowych w tej sprawie. W ostatnich latach to już otwarty konflikt.
Zacznę od samorządów - są przeciwko parkom narodowym, obawiam się, że potrzeba całej generacji, żeby to się zmieniło.
Leśnicy kształtują ich opinie, widać to doskonale przy okazji każdego konfliktu. Dzieje się to pomimo faktu, że rola leśnictwa w lokalnych społecznościach się zmienia. Kiedyś las był dla ludzi mieszkających wokół miejscem pracy. Jeden miał piłę, drugi ciągnik, pracowali w lesie i to było ważnym źródłem przychodu. Dziś do gry weszły duże, zmechanizowane firmy z całej Polski.
Lokalne społeczności w wielu przypadkach prawie nic z tego nie mają, ale z jakiegoś powodu trwają w przekonaniu, że nie można oddać lasu na park narodowy. Bo np. nie będą mogli chodzić tam na grzyby. Tu nawet nie chodzi o kwestie ekonomiczne. Ważna jest sama możliwość zbierania runa leśnego, prawo do takiego spędzania czasu. Te grzyby stały się więc jednym ze straszaków na parki narodowe, wykorzystywanym w momencie, gdy lokalne społeczności w lesie pracują coraz rzadziej. Pamiętają jednak, że krewni i przodkowie kiedyś tam pracowali. Pielęgnują tę wizję świata.
Można tworzyć duże rezerwaty, tak zresztą robiono tam już w latach 90. Jeśli kawałek lasu należy do Skarbu Państwa, nie potrzeba zgody samorządów na jego ochronę. I taki pomysł był omawiany w Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie, ale nie spodobał się leśnikom. Postawili veto.
Lasy Państwowe mają na nią duży wpływ. Wygląda na to, że w RDOŚ uważają, że Puszcza Karpacka jest wystarczająca chroniona. A to nieprawda. Wiele wartościowych fragmentów znajduje się poza rezerwatami. W miejscach, które powinny być chronione, prowadzona jest normalna gospodarka leśna. Mówiąc prościej: jeśli drzewa są duże, to trzeba je wyciąć, bo, zdaniem leśników, dorosły do tego, żeby zostać wycięte.
Takie klauzule są rozciągliwe jak guma. Tworzy się furtki, które są później bezwzględnie wykorzystywane.
Rozmawiam z leśnikami z różnych nadleśnictw, którzy bywają ostatnio w Puszczy Karpackiej. Oni są też zdziwieni, bo takiego natężenia cięć się nie spodziewali
Przez lata te lasy były słabo eksploatowane. Albo wcale. Teraz się to radykalnie zmieniło.
Wiele drzew osiągnęło duże rozmiary. Pojawiła się też koniunktura na drewno i nagle okazało się, że wycinka jest bardziej opłacalna niż wcześniej.
W obszarze ochrony ścisłej Białowieskiego Parku Narodowego. Tam rośnie ponad 10 tys. drzew o wymiarach pomnikowych na obszarze ok. 5 tys. ha. Poza tym - nigdzie.
I to kolejny argument, żeby zostawić Puszczę Karpacką w spokoju, nie prowadzić tam żadnej gospodarki. Tylko, że leśnicy myślą w taki sposób: "naszym zadaniem jest dostarczanie drewna i wykonywanie prac leśnych, a tu co krok stoi drzewo pomnikowe i mamy z tym kłopot". Gdy pojawiają się takie przeszkody, trzeba je spróbować jakoś obejść. Cały problem polega więc na tym, że to są lasy gospodarcze. Gdyby nie były, leśnicy nie musieliby się o nie martwić. Trzeba więc zmienić ich status, utworzyć duże rezerwaty albo zmienić ustawę o parkach narodowych.
Powtórzę, intensywne gospodarowanie lasami zaczęło się w Bieszczadach dopiero niedawno. Wartość przyrodnicza tego miejsca nie jest więc efektem prac wykonywanych tam przez leśników, ale tego, że gospodarowania przez długie dziesięciolecia w ogóle tam nie było.
Leśnikom trudno jest przyjąć do wiadomości, że przyrodę można zostawić samej sobie. Duża część z nich uważa, że w takiej sytuacji las zginie
Często powtarzają to pracownicy nadleśnictwa ze Stuposianach - mówią, że las bez nich się zdegeneruje, drzewa będą chore i stare.
Młode i zdrowe drzewa mamy w całej Polsce. A te chore i stare są siedliskiem dla mnóstwa organizmów. Z punktu widzenia ochrony przyrody zależy nam, żeby takich drzew w lesie było jak najwięcej. Żeby ich nie usuwać.
Skala wycinki drzew o wymiarach pomnikowych w RDLP Krosno Gazeta.pl
Moim zdaniem problem jest głębszy niż sama chęć zysku. W RDLP Krosno dopłaca się do każdego metra sześciennego ściętego drzewa, bo te tereny są po prostu trudne do gospodarowania [w 2020 r. RDLP Krosno miało 431 mln przychodów i 466 mln kosztów - przyp. dsz]. Koszty przerastają przychody, przynajmniej tak było do tej pory. Pieniądze płyną z Funduszu Leśnego, na który zrzucają się nadleśnictwa całej Polski. Ale kiedy podaje się leśnikom taki argument, ich odpowiedź zaczyna krążyć wokół bardzo niebezpiecznej w tym przypadku idei.
Nawet jeśli udowodnimy, a robiono to wielokrotnie, że gospodarka leśna w Puszczy Karpackiej zawsze będzie przynosić straty, to pracownicy Lasów Państwowych będą na to mieli swoją odpowiedź, która brzmi mniej więcej tak: "nam nie zależy na pieniądzach. My chcemy ochronić ten las. Bez nas on się zdegeneruje, drzewa będą chorować i zamierać".
Gdyby w Puszczy Karpackiej rządziła czysta ekonomia, nie byłoby tych problemów.
W wielu obszarach w Bieszczadach i na Pogórzu Przemyskim nie opłacałoby się pozyskiwać drewna. Ale w Lasach Państwowych istnieje poczucie, że lasem trzeba zarządzać, gospodarować, chronić go, kształtować go według koncepcji wypracowanych w leśnictwie
Duża cześć tych opinii trafia do leśników w trakcie edukacji, bo nie da się ukryć, że wielu profesorów nauk leśnych opowiada takie rzeczy i na egzaminach wymaga, żeby student je powtarzał. Potem leśnicy się w tym poczuciu umacniają, uczestniczą w szkoleniach i czytają leśną prasę.
Widzą potęgę swojej organizacji, bo zatrudnienie w firmie jest bardzo duże. Niedawno widziałem prezentację byłego wicedyrektora Lasów Państwowych. Pokazał zestawienie, z którego wynika, że w ostatnich latach jesteśmy rekordzistą Europy, jeśli chodzi o liczbę pracowników leśnych odniesioną do powierzchni lasów. W porównaniu z większością krajów jesteśmy też rekordzistą pod względem wysokości zarobków administracji leśnej.
Jak ci ludzie mają nie myśleć, że są konieczni? Mają poczucie misji, wykształcenie ukierunkowane na to, że trzeba lasowi cały czas pomagać, żeby nic mu się nie stało, firmę, która dobrze płaci, jest świetnie zorganizowana, ma wielkie przełożenie polityczne i w rządzie, i w samorządach. Taki układ trudno zmienić.
Prawdziwych dyskusji w leśnictwie brakuje, Lasy Państwowe to firma, w której przełożony zawsze ma rację
Niestety traci na tym Puszcza Karpacka.
Choćby dlatego, że w górzystym terenie trzeba zbudować drogi. To kosztuje bardzo dużo, ale akurat firma, które zleca ich budowę, jest bogata. Powstawanie takich dróg jest jednak niekorzystne dla gospodarki wodnej w górskich zlewniach, bo z ich powodu woda odpływa szybciej. Jeśli mówimy, że jakieś lasy mają funkcje wodochronne, to nie powinniśmy w nich budować dróg. Ale trzeba je budować, żeby lasem gospodarować. To pokazuje prawdziwą hierarchię funkcji.
Mówimy, że lasy są wielofunkcyjne, ale kiedy przychodzi co do czego, to mimo problemów z wodą trzeba zbudować drogę, bo inaczej nie da się ciągnąć stamtąd drewna. Drewno jest zawsze najważniejsze. Nawet jak trzeba do niego dopłacić
Lasy Państwowe stać na wiele rzeczy. Np. na utrzymywanie trzech nadleśnictw w Puszczy Białowieskiej, w których od kilku lat nie pozyskuje się drewna. Te nadleśnictwa mają pełną obsadę i właściwie nie ma tam za bardzo co robić. Ale lasy postanowiły, że nie oddadzą tych terenów na park narodowy.
Dopóki jest koniunktura na drewno, a w tej chwili jest doskonała, to fundusz leśny ma się dobrze i może dopłacać nadleśnictwom, które przynoszą straty. Lasy Państwowe stać na różne ekstrawagancje.
Już o tym rozmawialiśmy. Odpowiedzą, że przecież nie pracują dla zysku i dbają o przyrodę poprzez kształtowanie jej według najlepszych leśnych wzorców.
To jest trudna dyskusja. Gdyby działalność Lasów Państwowych była czysto komercyjna, ocenianie jej byłoby łatwiejsze. Wielu ludziom wydaje się, że leśnicy są chciwi i chcą ciąć jak najwięcej, żeby jak najwięcej zarobić. A paradoks polega na tym, że nie zawsze tak jest. Jeśli ceny drewna trochę spadną, to wcale nie będą tak szaleć z tymi cięciami. Ale ciąć będą zawsze, bo chodzi o misję kształtowania lasu.
* Jerzy Szwagrzyk – prof. dr hab. inż., profesor zwyczajny, kierownik Katedry Bioróżnorodności Leśnej Uniwersytetu Rolniczego im. Hugona Kołłątaja w Krakowie. Zajmuje się ekologią drzew, strukturą i dynamiką zbiorowisk leśnych, przebiegiem procesów odnowieniowych w lasach. naturalnymi zaburzeniami w ekosystemach leśnych. Autor ponad 170 publikacji naukowych, kierownik 12 projektów badawczych finansowanych przez Komitet Badań Naukowych, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Narodowe Centrum Nauki. Promotor w 11 zakończonych przewodach doktorskich. Jest członkiem Rady Naukowej Instytutu Ochrony Przyrody PAN, Rady Naukowej Babiogórskiego Parku Narodowego, Komitetu Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN. Przewodniczący Rady Naukowej Tatrzańskiego Parku Narodowego.