Choć zaraz początek lata, coraz więcej ludzi martwi się o zimę. Ceny opału są rekordowo wysokie, wielu grozi ubóstwo energetyczne, a rząd gorączkowo szuka rozwiązań. Od sprowadzania krwawego węgla z Kolumbii i RPA, przez specjalną sprzedaż w Polsce, po zapowiedziane w tym tygodniu dopłaty.
W ubiegłym roku tona węgla kosztowała 800-900 zł, teraz - kupując z rządową dopłatą - odbiorcy mają płacić 1000 zł. A przynajmniej ci o najniższych dochodach, bo rząd planuje próg dochodowy w swoim programie pomocowym. Ministerka Klimatu Anna Moskwa zapowiadała w "Dzienniku Gazecie Prawnej", że program dopłat będzie kosztował około 3 miliardy złotych.
Jak powiedziała Gazeta.pl dr Sonia Buchholtz z Forum Energii, tej zimy będziemy mierzyć się z kryzysem energetycznym i pytanie brzmi, jak go złagodzić - a szczególnie jak złagodzić jego skutki dla najbardziej narażonych gospodarstw domowych.
Z jednej paliw jest drogie, z drugiej - zużywa się go dużo. Najczęściej niepotrzebnie dużo, bo około 90 proc. budynków w Polsce jest nieefektywnych energetycznie.
Rząd planuje łagodzić kryzys od strony cen paliw, przez dopłaty do węgla. To proste rozwiązanie: skoro teraz węgiel jest drogi, to rząd wpłynie na ceny i dopłaci tak, żeby obniżyć je do poziomu tylko nieco wyższego niż przed kryzysem. Ale ma sporo wad. Po pierwsze, będzie to w praktyce miliardowa zrzutka, z której zyski trafią do sprzedawców węgla. Po drugie, obejmie tylko część potrzebujących. Dopłaty nie dostaną nie tylko osoby o wyższych dochodach, ale też ci z piecami na pellet czy gaz - a ich ceny też urosły.
Ale jest inna droga. Poza dopłatami (które są potrzebne, gdy nie ma alternatywy) - lub częściowo zamiast nich - można obniżać zapotrzebowanie na opał, w tym węgiel. Ogromna większość ogrzewanych węglem (i nie tylko) budynków jest nieefektywna energetycznie. Duża część spalonego paliwa marnuje się, bo ciepło ucieka przez ściany, dach, podłogę, drzwi i okna. Likwidując takie "wampiry energetyczne" sprawiamy, że budynek potrzebuje mniej paliwa, żeby było w nim tak samo ciepło. Oczywiście pole do działania jest ograniczone czasem - termomordernizacja to program na lata.
Ale gdyby gwałtownie zwiększyć te wysiłki, można by zyskać podwójnie. Z jednej strony gospodarstwa domowe objęte wsparciem ograniczą wydatki. Z drugiej - zmniejszy się presja na rynek, na którym zostanie więcej węgla, oraz zmniejszy się liczba gospodarstw, które potrzebują wsparcia w postaci dopłaty. Mniej dopłat uwolni też środki na nowe programy termomodernizacji, a pieniądze można znaleźć też w innych źródłach - choćby miliardowych wpływach z systemu handlu emisjami. Poprawa efektywności energetycznej nie tylko obniża koszty, ale też emisje CO2, jest więc zgodna z celami ochrony klimatu.
Pole do działania jest na różnych poziomach. - Z jednej strony przez programy termomodernizacji, z drugiej - zachęcanie do działań, które są tak zwanymi nisko wiszącymi owocami, a więc są łatwe do zrobienia. To np. uszczelnienie okien, założenie termostatów, żeby pilnować utrzymania odpowiedniej temperatury - powiedziała dr Sonia Buchholtz.
Na dopłaty, które i tak nie obejmą wszystkich, rząd chce wydać 3 mld złotych. Obok tych pieniędzy dopłacamy kolejne miliardy do górnictwa. Tylko w tym roku Polska Grupa Górnicza (PGG) ma dostać 5 mld zł wsparcia. Tymczasem trwające edycja programu Mój prąd - który może redukować zapotrzebowanie na węgiel, a więc i emisje CO2, i smog, i koszty dla obywateli - ma 0,8 mld zł na dofinansowania.
Buchholtz wskazała też, że dotychczasowe rozwiązania - sprzedaż tańszego węgla z PGG - przez problemy z dystrybucją wcale nie trafiały do najbardziej potrzebujących. Spółka uruchomiła sklep internetowy, w którym załapanie się na możliwość zakupu graniczyło z cudem. - Osoby starsze, wykluczone cyfrowo mogą nie wiedzieć, w jaki sposób to zrobić - powiedziała ekspertka - w ten sposób odcięliśmy od tańszego węgla tych, którzy najbardziej go potrzebowali.
- Jeżeli nie złagodzimy tej sytuacji, to czeka nas palenie wszystkim. I to dotknie nas wszystkich przez zwiększenie zanieczyszczenia powietrza - powiedziała.
Eksperci - od polskich organizacji po Międzynarodową Agencję Energetyczną - przygotowują od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę zestawy rekomendacji, które pozwalają zmniejszać zużycie energii. Od termomodernizacji, przez drobne zmiany, po indywidualne zachowania, jak obniżenie temperatury w domach o 1-2 stopnie (oczywiście to dotyczy tych, którzy są w dobrej sytuacji, a nie osób już cierpiących z powodu ubóstwa energetycznego).
Rząd może też patrzeć szeroko. Inflacja, koszty paliw, prądu - obciążenia przychodzą z różniej strony. I z różnych stron mogą przyjść formy wsparcia, które jednocześnie promują zielone rozwiązania. W Niemczech czy Irlandii wprowadzono specjalne zniżki na komunikację zbiorową. Jeśli ktoś zrezygnuje z samochodu na (rekordowo drogie) paliwo na rzecz transportu publicznego, szczególnie z dofinansowaniem, to może zaoszczędzić sporo i być lepiej przygotowanym np. do opłacenia rachunku za ciepło. Oczywiście to wymaga tego, by transport zbiorowy istniał. Dlatego potrzebna jest też szybka walka z wykluczeniem transportowym.
Zima będzie ciężka - co do tego zgadzają się wszyscy. Ale jeśli rząd - zamiast udawać, że zasypie problem pieniędzmi i węglem z Kolumbii - na już podejmie odważne decyzje i zacznie szczerze mówić o wyzwaniach, to skutki kryzysu można złagodzić, a korzyści (jak niższe rachunku dzięki termomodernizacji) zostaną z nami na dłużej. Czas powiedzieć: wszystkie ręce na pokład.
Poniżej: Rekomendacje Międzynarodowej Energii Energetycznej dot. ograniczenia zużycia gazu: