Gazeta.pl patronuje projektowi ''Tatrzańskie' Opowieści'' Mateusza Waligóry. W trakcie wędrówki po wszystkich oznaczonych szlakach Tatr Waligóra przygląda się przyrodzie, ludziom, zadaje pytania o przyszłość naszych gór. Jego zespół rozmawia z pisarzami, naukowcami, przyrodnikami i przybliża pasjonujące historie tego miejsca.
Mateusz Waligóra jest znany przede wszystkim ze swoich wypraw w rejony polarne oraz marszów przez pustynie. W ostatnich latach odkrywa również Polskę. Wędrował już szlakiem Wisły – od źródeł największej polskiej rzeki aż do jej ujścia – oraz przyglądał się zmianom klimatycznym nad Bałtykiem, maszerując wzdłuż jego polskiego wybrzeża. Teraz zabrał się za #TatrzańskieOpowieści.
Zaczął od wędrówki szlakami w rejonie Doliny Chochołowskiej, by kilka dni temu przenieść się nieco na wschód, do Doliny Kościeliskiej. W ubiegłą niedzielę narzucił sobie ambitne tempo i mimo panującego w Tatrach upału przemierzył ponad 33,5 km. – Gdyby nie strumienie po drodze, czułbym się jak w piekle – opowiadał. – Ta woda to prawdziwy skarb, w dodatku jest zupełnie za darmo!
Niestety, choć była zimna, przyniosła ulgę i gasiła pragnienie, to picie jej prosto z potoku, bez odpowiednio starannego filtrowania, odbiło się na zdrowiu Mateusza. W poniedziałek wybrał się jeszcze z Hali Ornak na Czerwone Wierchy, ale wieczorem tego samego dnia dopadła go… "klątwa Janosika".
– Dziś chcę się przyznać do błędu – relacjonował. – Pamiętacie, jak zachwalałem wam picie wody z tatrzańskich strumieni? Nie róbcie tego! Woda smakuje świetnie, ale niestety, strułem się. Za którymś razem nie chciało mi się już jej odkażać, po prostu nabrałem ją z potoku do butelki, dodałem elektrolity, wypiłem i… to był bardzo zły pomysł.
Spotkana na szlaku kozica fot. Karlona Krasińska
We wtorek Waligórze sił starczyło tylko na spacer do Smreczyńskiego Stawu, na szczęście kolejnego dnia było już lepiej. W schronisku na Hali Ornak, wieńczącej Dolinę Kościeliską, do podróżnika dołączył filmowiec Damian Ochtabiński i wspólnie wybrali się przez Iwaniacką Przełęcz i szczyt Ornaku na Starorobociański Wierch.
– Długie odcinki szliśmy w całkowitej mgle, niczego wokół siebie nie widząc. Nie narzekałem, bo w takich warunkach na szlaku było niewielu ludzi, a to pozwala poczuć samotność nawet w Tatrach. Tę samotność, po którą częstokroć w góry wychodzimy – mówił.
Pod koniec tygodnia Waligórę dopadły wątpliwości. Gdzieś między Siwą Przełęczą a Iwaniacką zaczął się zastanawiać, co tutaj w ogóle robi.
- Gdy dotarłem na Iwaniacką, usłyszałem jak pewna pani, która też właśnie weszła na przełęcz mówi: "I co? To niby tu? A co stąd widać? Beznadzieja!". Uświadomiłem sobie, że czuję dokładnie to samo – opowiada Mateusz. – Poczułem ogromne zmęczenie i zapadłem w drzemkę. Kiedy obudziłem się z niej po czterdziestu minutach, olśniło mnie. Zrozumiałem, że to był tylko zły sen, bunt umysłu. I że potrzebuję przynajmniej przez jeden dzień nie gapić się na żadne góry świata.
Zanim jednak podróżnik zrobił sobie w sobotę dzień przerwy, miał okazję z bliska podziwiać tych, którzy nad tym, po co są w Tatrach, raczej się nie zastanawiają. Bo są w nich – oby! – na stałe. A mianowicie zamieszkujące górne partie Doliny Pyszniańskiej kozice oraz… niedźwiedzia.
– Grzebał sobie w zaroślach, wyżerał coś i zajęty sobą miał w swoim szaro-brązowym kudłatym zadku to, że przez krótki moment ktoś łapczywie go obserwuje, a wręcz pochłania wzrokiem – opisuje Mateusz. – Był młody, więc nie przestraszyłem się jakoś bardzo, ale szybko odszedłem w swoją stronę
Co dalej?
W niedzielę Waligóra wspiął się na Giewont – inaczej niż tydzień temu w Tatrach Zachodnich, tym razem wiał zimny wiatr i padał lodowaty deszcz. A jak będzie w przyszłym tygodniu – to się okaże, w końcu w tatrzańskiej pogodzie pewne jest tylko to, że jest zmienna.
Podobnie jak w przypadku swoich poprzednich wypraw Waligóra wędruje nie tylko po to, by przemierzać kolejne kilometry, ale także, by rozmawiać z ludźmi – turystami, naukowcami, przyrodnikami, ratownikami TOPR, pracownikami TPN, mieszkańcami. Mateusz i jego zespół nie unikają przy tym trudnych i niewygodnych kwestii. I tak głównym tematem wywiadu, jaki w ubiegłym tygodniu z prof. Joanną Pociask-Karteczką, hydrolożką i geografką z Zakładu Hydrologii Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego, przeprowadził Dariusz Jaroń, były zmiany klimatyczne i ich negatywny wpływ na hydrologię Tatr.
– Jeżeli nic się nie zmieni, Morskie Oko przestanie zamarzać – ostrzega badaczka. - Takich wartości jak w przypadku tego jeziora nie znaleźliśmy nigdzie. Czas trwania pokrywy lodowej ulega skróceniu w tempie prawie 10,5 dnia na dekadę. To bardzo dużo.
Zmiany klimatyczne dotyczę jednak rzecz jasna nie tylko tatrzańskich wód.
– Badania pokazują, że w związku ze wzrostem temperatury powietrza, zmieniają się zasięgi pięter roślinnych. Regiel górny, piętro kosówki, piętro hal – wszystko wędruje do góry. Podnosi nam się górna granica lasu. "Tatry zielenieją" – tak już kilkanaście lat temu stwierdził ówczesny dyrektor TPN Paweł Skawiński. A Tatry mojej młodości to Tatry z przewagą koloru popielatego – mówi prof. Pociask-Karteczką
Wyprawa #TatrzańskieOpowieści rozpoczęła się we wtorek 28 czerwca. Waligóra wyruszył w Tatry dosłownie tuż po swoim powrocie z Grenlandii, zaprawę ma więc całkiem niezłą, choć – jak mówi – musi przestawić organizm z mozolnej wędrówki po płaskim na wyzwania związane z pokonywaniem naprawdę sporych przewyższeń. Zakończenie podróży planowane jest na ostatni weekend lipca. Trasa z zachodu – z Doliny Chochołowskiej – na wschód, aż po Rysy. Łącznie ponad 300 km znakowanych tras turystycznych, kilkadziesiąt tysięcy metrów w górę i w dół, siedem schronisk. Waligórze towarzyszyć będzie fotografka Karolina Krasińska, a w snuciu #TatrzańskichOpowieści na Facebooku i nie tylko będą mu pomagali filmowiec Damian Ochtabiński, dziennikarz Dariusz Jaroń i redaktor Piotr Tomza.
Codzienne relacje z wyprawy można śledzić tu.
Po Tatrach - czas na biegun południowy. Wyprawę Waligóry można wesprzeć tutaj.
Mateusz Waligóra – specjalista od wyczynowych wypraw w najbardziej odludne miejsca planety. Szczególnie upodobał sobie pustynie: od Australii po Boliwię. Na koncie ma rowerowy trawers najdłuższego pasma górskiego świata – Andów, samotny rowerowy przejazd najtrudniejszą drogą wytyczoną na Ziemi – Canning Stock Route w Australii Zachodniej, samotny pieszy trawers największej solnej pustyni świata – Salar de Uyuni w Boliwii oraz pierwsze samotne przejście mongolskiej części pustyni Gobi. Członek The Explorers Club. Wiosną 2022 roku wspólnie z Łukaszem Superganem dokonał trawersu Grenlandii – przejście na nartach największej wyspy na kuli ziemskiej z zachodu na wschód zajęło polskim podróżnikom 35 dni.