Nie wiemy, kto zatruł Odrę. Ale jak na dłoni widać, co zatruwa debatę w Polsce

Czyste środowisko to temat zupełnie ponad podziałami - nikt nie chce śniętych ryb w Odrze, zanieczyszczonej i potencjalnie groźnej wody w tej i każdej innej rzece. Jednak władza PiS nawet w tej sprawie stawia na polaryzację i politykierstwo. Gdy doszło do zrzutu ścieków w Warszawie, było to główny temat dla PiS. Odrą zajęli się dopiero po medialnej burzy - a i tak starają się uderzyć w opozycję [KOMENTARZ].
Zobacz wideo

Czy dla rządu PiS ważny jest temat czystego środowiska, szczególnie czystych rzek?

Jak najbardziej - mógłby powiedzieć ktoś, kto widział aktywność władz w czasie awarii Czajki w Warszawie i zrzutu ścieków do Wisły. "Ratujemy Wisłę! Akcja zatrzymania zrzutu ścieków do rzeki w Warszawie" - głosił wtedy nagłówek na stronie Wód Polskich. Były dziesiątki wpisów, materiałów w rządowych mediach, konferencje prasowe. Jeden z użytkowników Twittera wyliczył, że to samo zdjęcie jednego martwego szczupaka pokazano w "Wiadomościach" 27 razy.

Ale odpowiedź będzie wprost przeciwna, jeśli spojrzymy na to, co dzieje się w sprawie katastrofy ekologicznej na Odrze. Katastrofy, która - co widać m.in. po liczbie zatrutych ryb - zapewne ma dużo poważniejsze skutki dla przyrody niż zrzut ścieków w Warszawie. Bo o ile lokalne służby odpowiadały na pierwsze wezwania około 27 lipca, to na wyższych poziomach była cisza. Dopiero po medialnej burzy, dwa tygodnie po wykryciu pierwszych oznak katastrofy, sprawą zajęli się ministrowie i premier. Aż do piątku nie wysłano nawet alertu RCB do mieszkańców - choć zrobiono to po awarii Czajki.

- Skala jest bezprecedensowa. Na pewno można mówić, że to katastrofa ekologiczna. Koszty już są ogromne, jeszcze większe będą koszty odbudowy ekosystemu - mówi nam Magdalena Bobryk ze Stowarzyszenia 515 kilometr Odry.

- Na miejscu działają społecznicy, ale prawie nikt ich nie wspiera. Dwa tygodnie nie było ostrzeżenia z RCB. Powinno się wiele dziać, ale widzimy głównie polityczne przepychanki i dyskusje, chaos. Teraz potrzeba realnych działań. Mieszkańcy boją się o zdrowie, nie ma komu podjąć działań operacyjnych - relacjonuje.

Ale powiedzieć, że rząd przegapił tę katastrofę, to nic nie powiedzieć. Bo Odra to czubek góry lodowej, a zanieczyszczenia są tematem głównie wtedy, gdy można nimi uderzyć w opozycję.

Dramatyczny stan rzek w Polsce

Teraz wszyscy czekają na odpowiedź na pytanie, kto i co spowodowało katastrofę na Odrze. Ale - jak mówił w rozmowie z Gazeta.pl ekohydrolog dr Sebastian Szklarek - możliwe, że złożyło się na to kilka czynników. Od wieloletnich zanieczyszczeń, przez zrzuty ścieków i możliwe celowe zatrucie, po związaną ze zmianami klimatu i regulowaniem rzek suszę - wszystko to mogło spowodować lub spotęgować katastrofę.

Problemów Odry jest tyle, że trudno znaleźć możliwe źródło katastrofy. Działacze z Oławy na granicy woj. dolnośląskiego i opolskiego mówili nam o dwóch papierniach, które wg ich obserwacji zrzucają ścieki do kanału Odry. Problemem są też ścieki miejskie. Właśnie w okolicach Oławy pod koniec lipca zaczęły pojawiać się śnięte ryby. Ale od miesięcy problemy z wodą i śniętymi rybami są też w Gliwicach. Lokalne media pisały o tym już w maju, ale do dziś nie wyjaśniono przyczyn. 

To tylko jedna rzeka. Jak pisaliśmy w 2020 roku, według oceny państwowych służb przytłaczająca większość rzek w Polsce ma zły stan wód.

embed

Fatalna jakość wody w polskich rzekach to oczywiście nie wina jednego rządu, a lat zaniedbań. Jednak rząd PiS wraz z państwowymi służbami i instytucjami jak Wody Polskie oraz rządowymi mediami byli w stanie przejąć się problemem, gdy można było jednocześnie uderzyć w politycznego konkurenta.

Katastrofa na Odrze, a wiceminister o Trzaskowskim

Porównując dwie sytuacje - zatrucie Odry i zrzuć ścieków w Warszawie - widać, że rząd PiS stawia nie na to, co nas łączy, ale na polaryzację i politykierstwo. Słyszymy frazesy o zachęcaniu do współpracy nad rozwiązaniem problemu. Jednak wyraźnie widać, że najważniejsze w katastrofie jest postrzeganie jej przez pryzmaty politycznych zysków i strat. Pokazuje to choćby konferencja wiceministra infrastruktury Grzegorza Witkowskiego.

W czwartek, gdy o sprawie było już głośno we wszystkich mediach, Witkowski pojawił się na konferencji prasowej w Cigacicach w woj. lubuskim. Wiceminister dziękował wędkarzom i samorządom za działanie wobec kryzysu i zapewniał, że winni zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. 

Po chwili zaczął jednak litanię... oskarżania władz miast rządzonych przez opozycję. - Cztery lata temu mieliśmy do czynienia z katastrofą ekologiczną w Czajce w Warszawie, dwa lata temu mieliśmy do czynienia z recydywą. Dwa lata temu w Gdańsku mieliśmy do czynienia z firmą sprzedaną przez panią prezydent Dulkiewicz francuskiemu inwestorowi. Nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności - mówił i twierdził, że to "rozzuchwaliło wszystkie samorządy".

Kolejna różnica między Wisłą a Odrą to wykorzystanie alertu RCB. Teoretycznie system ma ostrzegać przed zagrożeniami dla ludności i najczęściej temu służy. Ale rządowi zarzucono już upolitycznianie tego kluczowego narzędzia bezpieczeństwa przy okazji wyborów. Centrum Bezpieczeństwa ostrzegało mieszkańców, gdy Wisłą płynęły ścieki z Warszawy. Ale przez dwa tygodnie katastrofy na Odrze ludzie nie doczekali się takiej informacji. W końcu o sprawie zrobiło się głośno i można było dowiedzieć się o problemie z mediów. Jednak przez wiele dni od pierwszego zgłoszenia problemu służbom mieszkańcy chodzili nad rzekę, zabierali tam psy, wypoczywali, korzystając z letniej pogody - nieświadomi możliwego zagrożenia. Komunikat wysłano dopiero w piątek po południu, po tym, jak sprawę poruszono w mediach, w tym w Gazeta.pl.

Witkowski w wywiadzie dla Polskiego Radia zaapelował do aktywistów i opozycji, by "nie wykorzystywali katastrofy ekologicznej do tego, żeby uderzać w rząd, ponieważ polskie rzeki nie mają barw partyjnych". Z kolei premier Mateusz Morawiecki zaapelował o "o powściągliwość i współpracę nad jak najszybszym ratowaniem skażonych terenów", a także wspomniał o "bezpardonowym ataku" osób krytykujących Witkowskiego. 

Jednak widać, że dla PiS-u rzeki dzielą się na te, którymi można dołożyć opozycji, i wszystkie inne, którymi nie trzeba się za bardzo przejmować. I gdy mówimy o tych pierwszych, to w sytuacji kryzysu można postawić na nogi wszystkich, a co do pozostałych - robić albo minimum, albo wręcz szkodzić. Bo, jak mówią ekolodzy, planowane przez rząd PiS regulowanie rzek i tworzenie szlaków wodnych może tylko zaszkodzić przyrodzie. 

Tymczasem osoby działające przy ratowaniu Odry oczekują pomocy ze strony państwa. Tyle że zanim pojawiła się presja, nie mogli na to liczyć, a nawet teraz - jak mówią - brakuje organizacji i konkretów. Mało tego - od ministra Witkowskiego słyszą, że "Odra nie jest w takim stopniu zanieczyszczona, jak mówią aktywiści". 

Ekologia, czyste rzeki, walka z trucicielami to tematy, które mogą rzeczywiście łączyć. To wymaga jednak poważnego i równego traktowania ich przez władze, a nie upolityczniania i traktowania jako pałki na przeciwników politycznych.

Więcej o: