Ochrona przyrody pozlepiana taśmą. "Dziwię się, że jeszcze nie było katastrofy na Wiśle"

Patryk Strzałkowski
Katastrofa na Odrze ma wyjątkową skalę, ale jej powody mogą okazać się proste. Ktoś robił to samo, co robią wszyscy: traktował rzekę jako darmowy śmietnik. Tyle że w tym przypadku puściła taśma klejąca, którą pozlepiany jest nasz system ochrony przyrody. Praktycznie we wszystkich polskich rzekach mamy zły stan wód. Teraz pytanie nie brzmi: "czy katastrofa się powtórzy", tylko "która rzeka będzie następna".
Zobacz wideo Katastrofa ekologiczna na Odrze. "Miejscowi żyją w strachu"

Z rury wycieka mętna woda o mlecznym zabarwieniu. Wpada do rzeki. Co w niej jest? Nie wiadomo. Jakie ma to skutki dla lokalnego ekosystemu? Kto by się przejmował. Chodzi o Odrę? Też, ale nie tylko. Bo z taką sytuacją mamy do czynienia także na rzece Wełna w Wielkopolsce. A także w rezerwacie Turnica na Pogórzu Przemyskim, na którego terenie ścieki zrzucał wielki hotel Arłamów. Dopiero gdy nagłośnili to aktywiści, uznano, że jednak trzeba ścieki wywozić, a nie wylewać do cennego rezerwatu. 

- Takich sytuacji pewnie są setki, jeśli nie tysiące - mówi nam Robert Wawręty z Towarzystwa na rzecz Ziemi. Organizacja zajmuje się m.in. problemami zanieczyszczenia rzek. I - jak tłumaczy Wawręty - w Polsce nie ma ani należytych kontroli, ani nawet ma zrozumienia problemu.

Jak najbardziej grożą nam kolejne katastrofy na innych rzekach. Dziwię się, że nic takiego nie stało się jeszcze na Wiśle. Jedno, co poprawia tam sytuację, to fakt, że jest bardziej naturalna i mniej przekształcona niż Odra

Rzeki - ścieki

To samo mówią nam inni eksperci. - Nie działa cały system - powiedział w rozmowie z Domnikiem Szczepańskim Jacek Engel z Fundacji Greenmind i Koalicji Ratujmy Rzeki. Wskazał m.in. na rozmytą odpowiedzialność między instytucjami i brak monitoringu. - Zrzuty z oczyszczalni ścieków są powszechną praktyką. (...) Żeby redukować koszty, wypuszczają co jakiś czas nieoczyszczone ścieki do rzeki. W weekendy, bo wiadomo, że w sobotę i niedzielę inspektoraty ochrony środowiska nie pracują.

O dziurawym systemie kontroli i systemowym tolerowaniu zrzutów ścieków mówił też w rozmowie z Marią Mazurek Piotr Nieznański, współpracujący WWF Polska. 

Żeby zobaczyć skalę problemu, wystarczy jeden rzut okiem na mapę jakości wód w polskich rzekach z ostatniego raportu Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska (2019). Na czerwono zaznaczono rzeki ze złym stanem wód, na szaro te, gdzie nie można było przeprowadzić oceny, a na niebiesko - rzeki z dobrym stanem wód. Tych ostatnich jest 0,5 proc. 

embed

O złym stanie wód mówimy, gdy przekroczone są poziomy zanieczyszczeń lub gdy ekosystem nie funkcjonuje tak, jak powinien. W większości rzek mamy do czynienia z jednym i drugim.

"Wśród wskaźników w największym stopniu decydujących o klasyfikacji stanu chemicznego poniżej dobrego wskazać należy benzo(a)piren (28,9 proc. przypadków) oraz difenyloetery bromowane (21,3 proc. przypadków)" - czytamy w raporcie. O złym poziomie potencjału ekologicznego decydowało przede wszystkim zasolenie (37,7 proc. przypadków) oraz substancje biogenne (35,6 proc. przypadków). 

- Media niejednokrotnie alarmowały o różnych problemach rzecznych. Jednak większość polityków tym kompletnie się nie interesowała. Widocznie brakuje im elementarnej wiedzy w tym zakresie. Temu wszystkiemu często towarzyszy mentalność rodem z PRL. Lepiej w świetle kamer pokazać się politykom przy dużych inwestycjach jak budowa zapór, stopni wodnych, czy regulacja rzek i przy tej okazji przeciąć wstęgę niż przy otwarciu automatycznej stacji monitoringu wód - ocenia Wawręty.

Stłuc termometr

Choć ten obraz jest fatalny, to może nawet nie pokazywać całej rzeczywistości. Bo wszyscy eksperci, z którymi rozmawiamy, zwracają uwagę przede wszystkim na brak monitoringu.

Wawręty podkreśla, że obecny stan wód w rzekach to efekt wieloletniej polityki i wieloletnich zaniedbań. - Często mamy do czynienia z sytuacją, że jest konkretny winowajca, a służby nie potrafią bądź nie chcą go wskazać lub zatrzymać - mówi i relacjonuje: 

Kontrole, jeśli już się zdarzają, to z reguły są zapowiedziane. Często firmy i zakłady są objęte swego rodzaju parasolem bezpieczeństwa. Być może jedna dobra rzecz, jaka wyniknie z obecnie trwającego kryzysu na Odrze, to fakt, że politycy zaczną traktować rzeki jako dobro wspólne, a nie jak odbiornik ścieków, do którego można odprowadzać wszystko, a najlepiej w nocy i trakcie większych opadów

Wśród największych problemów dotyczący wód powierzchniowych działacz wymienia brak monitoringu automatycznego jakości wód. O tym, co dzieje się z Odrą, łatwiej było dowiedzieć się z Niemiec - bo tam jest automatyczny, stały monitoring, a dane na bieżąco można sprawdzać w internecie:

W Polsce nie tylko brakuje takiego systemu - monitoring jest wręcz zwijany. - Nie dość, że nie powstają tego typu obiekty, to w ostatnich latach na masową skalę likwidowane są posterunki pomiaru temperatury wody, która jest kluczowym wskaźnikiem. To przepis na katastrofę - ostrzega Wawręty. Z kolei jak zwróciła uwagę Koalicja Ratujmy Rzeki, w nowym rozporządzeniu Ministra Infrastruktury ws. klasyfikacji wód w rzekach zniknęło kilka badanych dotychczas wskaźników. Do końca ubiegłego roku brano pod uwagę stan fizyczny (temperaturę i zawiesinę) oraz zakwaszenie (pH) wody - ale już od 2022 nie ma ich wśród wskaźników jakości wód powierzchniowych. 

To wszystko mogło przełożyć się na spóźnioną reakcję służb na katastrofę na Odrze. - Brak spójnych przepisów prawa ochrony środowiska, a także brak monitoringu, a co za tym danych do modelowania i prognozowania przekłada się na brak odpowiedniej reakcji służb. To w konsekwencji prowadzi do takich sytuacji, jaką teraz obserwujemy na Odrze i do przypadków, które występowały już wcześniej, choć nie na taką skalę - ocenił ekspert. 

Mało wody? Żaden problem

Wśród hipotez dot. katastrofy na Odrze wymieniane jest połączenie skażenia rzeki z jej niskim stanem. Jeśli trafiało do niej tyle samo ścieków, co wcześniej, ale wody było mniej - to oznaczałoby większe, potencjalnie groźne stężenie szkodliwych substancji.

To kolejny problem systemowy. Jak wyjaśnia Wawręty, pozwolenia wodnoprawne i pozwolenia zintegrowane, za których kontrolę odpowiadają Wody Polskie, są wydawane bez uwzględnienia zmienności przepływów rzek, jej temperatury, skumulowanego efektu zanieczyszczeń z innych źródeł.

- Wystarczy, że są przestrzegane normy emisji w zakresie odprowadzania najwyższych dopuszczalnych wartości poszczególnych wskaźników zanieczyszczeń. Nikt nie myśli o tym, że rzeka ma swoją ograniczoną pojemność i skumulowany efekt zrzutu zanieczyszczeń z wielu źródeł może być zabójczy dla organizmów wodnych. Ponadto ignoruje się fakt, że mieszaniny różnych substancji chemicznych mogą być znacznie bardziej toksyczne niż każdy z tworzących je składników osobno - dodaje. 

Nie musi to tak wyglądać. Działacz podał przykład Stanów Zjednoczonych, gdzie - jeśli podejmuje się decyzje o zrzucie zanieczyszczeń - to bierze się pod uwagę wartość przepływu rzeki, jej okresowe wahania oraz temperaturę. - Dopiero wtedy można decydować, ile zanieczyszczeń można do niej odprowadzić. W Polsce przypadku większości zakładów monitoring zanieczyszczeń fizyko-chemicznych odprowadzanych do wód jest prowadzony wyłącznie okresowo przez akredytowane laboratoria i w dodatku w uzgodnionym z nimi dniu. Zatem podmioty nieprzestrzegające norm w zakresie emisji zanieczyszczeń mają czas, żeby się do tego odpowiednio przygotować - mówi.

A odpady i ścieki to tylko jeden problem. Do rzek spływają nawozy i inne środki używane w rolnictwie. Trafiają do nich zanieczyszczenia unoszące się w powietrzu i opadające na ziemię. 

Rzeki - zupy

Wraz ze zmianami klimatu nie tylko mamy mniej wody w rzekach, ale też rośnie jej temperatura. To może być groźne dla żyjących w niej organizmów, które nie są przystosowane do takich warunków. A gdy dodamy do tego sztucznie podgrzaną wodę, to taka rzeka - zupa staje się zabójcza.

Skąd w rzekach podgrzana woda? M.in. z elektrowni, które potrzebują jej do chłodzenia. - Na początku stycznia 2016 roku mieliśmy katastrofę na Wiśle, na skalę regionalną. W rejonie elektrowni Połaniec i Kozienice wskutek zrzutu podgrzanych wód pochłodniczych doszło do śnięcia kilkunastu ton ryb w wyniku szoku termicznego. Różnica pomiędzy odprowadzoną wodą chłodniczą a wodą płynącą w kanale zrzutowym elektrowni wyniosła wówczas ok. 16 stopni Celsjusza. Warto podkreślić, że wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, które określają wyłącznie górną granicę temperatury wód pochłodniczych na poziomie 35 stopni Celsjusza. Oczywiście sprawa została zamieciona pod dywan - przypomina Wawręty.

Jego zdaniem połączenie zmian klimatu i trwających zrzutów wód z elektrowni to przepis na kolejne problemy. - Już dziś obserwujemy, że temperatura Wisły wzrosła w ciągu ostatnich czterech dekad w granicach ok. 0,5-1,7 stopnia Celsjusza. Bez systemowych zmian w zakresie ochrony wód oraz zmiany modelu produkcji energii wkrótce czekają nas jeszcze większe kryzysy ekologiczne - ostrzega.

Rzeki kanały

W kontekście katastrofy na Odrze coraz części pada pytanie: kiedy rzeka będzie miała szanse się odbudować. Kiedy ekosystem wróci do życia. 

Eksperci powtarzają, że lepsze możliwości radzenia sobie z zatruciem i katastrofami mają bardziej naturalne rzeki. - Wiemy za to, że rzeka naturalna, niedotknięta przez człowieka, bardzo dobrze potrafi sobie poradzić z różnymi zanieczyszczeniami naturalnymi - i w tym kierunku powinniśmy zmierzać przy odbudowie odporności ekosystemów rzecznych - mówił nam Piotr Nieznański. Niestety, Odra do takich nie należy. To rzeka silnie zmieniona, w wielu miejscach skanalizowana, ze stopniami wodnymi. To ogranicza jej możliwości samooczyszczania. 

Co gorsza, Polskie władze - wbrew trendom w Europie, gdzie mówi się raczej o renaturyzacja rzek - dążą do większego regulowania. Chcą budować szlaki wodne dla transportu rzecznego oraz kolejne tamy. Ekologów te wizje przerażają, zabetonowywanie polskich rzek to jak kopanie leżącego. Stan wód jest fatalny, a betonowanie tylko to pogorszy. Co więcej - jak wskaują - jest zupełnie bezcelowe. Elektrownie wodne i tamy - jak projektowana zapora Siarzewo na Wiśle - ani nie mają znaczenia z punktu widzenia produkcji energii (ich moc jest marginalna), ani nie są dobrym narzędziem walki z suszą czy powodziami. Wręcz przeciwnie, bardziej naturalny krajobraz może lepiej radzić sobie i z zanieczyszczeniami, i skutkami zmian klimatu, jak susza.

Rzeka obok twojego domu też jest zanieczyszczana? Napisz, zapewniamy anonimowość:

dominik.szczepanski@agora.pl

patryk.strzalkowski@agora.pl

Więcej o: