W sprawie Odry rząd wie, że nic nie wie. A ludzie się boją. "Czy my mieszkający nad rzeką jesteśmy bezpieczni?"

Mieszkańcy Odry boją się o zdrowie. Wędkarze boją się, czy mogą zgodnie z planami zarybiać rzekę. Ekolodzy boją się dalszego betonowania rzeki. Przedsiebiorcy - czy otrzymają pomoc. A rząd nie ma odpowiedzi. Na razie wiadomo głównie to, czego nie wiadomo. A więc przede wszystkim: co zabija ryby w Odrze.
Zobacz wideo Katastrofa ekologiczna na Odrze. "Miejscowi żyją w strachu"

- Czy my mieszkający nad rzeką jesteśmy bezpieczni? - pytała w środę w Sejmie Magdalena Bobryk. Mieszka ona - jak podkreśliła - 20 metrów od brzegu Odry. Pod koniec lipca razem z mężem pływali kajakami, zanurzali ręce w wodzie. Niedługo później oboje zachorowali. Na wrzesień planowali, w ramach Stowarzyszenia 515 kilometr Odry, zajęcia dla dzieci, w tym pobieranie próbek wody. 

Na posiedzeniu sejmowych komisji przedstawiciele rządu i instytucji przedstawiali informacje i odpowiadali na pytania. Jednak z ich informacji wynika, że rząd prawie nic nie wie. A na pewno nie ma odpowiedzi na najważniejsze pytanie: co zatruło Odrę i zabija życie w rzece. 

Co wie rząd?

Jak poinformowano, służby pobrały około 300 próbek wody, wykonały na nich 5000 badań. Pierwsze pobrano 28 lipca. Ale nie pokazują one niczego, czego nie wiedzieliśmy już m.in. dzięki badaniom z automatycznych stacji pomiarowych w Niemczech. Wiadomo, że było podniesione pH, podniesiony poziom tlenu i bardzo duże zasolenie. Nie ma odpowiedzi, co w wodzie mogło zabijać ryby.

Pobrano też 230 próbek z martwych ryb. Inspekcja weterynaryjna pierwsze z nich otrzymała 2 sierpnia (nie poinformowano, kiedy je pobrano). Najpierw wykluczono - zgodnie z przepisami - choroby zakaźne. Później zlecono badania toksykologiczne. Wiemy, że nie znaleziono metali ciężkich. Ale jeśli chodzi m.in. po pestycydy i inne groźne substancje - wyników nadal nie ma. Mają być jeszcze w czwartek lub piątek. 

Zlecono także bardzo szczegółowe badania sekcyjne martwych ryb, ale na ich wyniki trzeba będzie poczekać 2-3 tygodnie. Zatem trzy tygodnie po pierwszym zgłoszeniu władze nie mają pojęcia, co zabiło ryby w Odrze. Przedstawione w Sejmie hipotezy są ogólne i szerokie. Może to naturalne czynniki, może legalny zrzut ścieków, a może nielegalny - mówili przedstawiciele rządów. Czyli wszystko jest możliwe. Cały czas badane są pozwolenia wodnoprawne, by zidentyfikować, kto mógł dokonać zrzutu odpadów. 

Uspokajające są informacje z inspekcji sanitarnej: nie ma zagrożenia dla wody pitnej, nie ma informacji o problemach zwierząt gospodarskich. Jednak nie wszyscy dowierzają tym informacjom. 

- Z wszystkich informacji rządu wynika, że cały czas nie wiadomo, co spowodowało katastrofę. Wiem, że martwe ryby zalegają na dnie. Nie wiadomo, czy można zarybiać rzekę - mówiła przedstawicielka Polskiego Związku Wędkarskiego.

"Incydenty" na Kanale Gliwickim

Być może najbardziej niepokojące informacje przedstawił wiceminister Marek Gróbarczyk. 

Mówił on o "licznych incydentach" w tym roku na kanale Gliwickim, który wpada do Odry. Niemal w każdym miesiącu był znajdowane martwe ryby, pojawił się zanieczyszczenia ropopochodne. Ale - jak powiedział - nie było "generalnego zagrożenia" i nie wydawano żadnych ostrzeżeń. 

Powiadamiane były inspektoraty ochrony środowiska, a także policja. Ale Gróbarczyk nie poinformował, czy wyjaśniono powody śniecią ryb, czy ktoś za to odpowiedział. Na brzegach kanału znajdują się dziesiątki zakładów przemysłowych, w tym wiele wykorzystujących potencjalnie szkodliwe substancje.  

- Zawiodło państwo i procedury. Nie potrafiliśmy zapobiec katastrofie, ani poradzić sobie ze skutkami - mówił w Sejmie prof. Zbigniew Karaczun. Zwrócił uwagę, że 300 pobranych próbek na przestrzeni kilku tygodni, w kilkudziesięciu miejscach, to niewielka liczba i nie pokaże nam tego, co trzeba wiedzieć. - Przestrzegam przed hurraoptymizmem, ze Odra jest czysta. Dopóki nie stwierdzili, jakie był przyczyny, to nie wiadomo, jakie są skutki i jakie podejmować działania - stwierdził. 

Więcej o: