Nowe, pesymistyczne prognozy dot. topnienia lodowców Grenlandii i podniesienia poziomu morza uzyskali naukowcy z duńskiego ośrodka badawczego GEUS. Dotychczas takie przewidywania opierały się głównie na modelach komputerowych. Teraz wzięto pod uwagę realne pomiary i badania wykonane w ciągu ostatnich 20 lat.
Wynika z nich, że nawet jeśli dziś zatrzymalibyśmy spalanie paliw kopalnych i poziom gazów cieplarnianych zatrzymałby się, to los dużej części lodowców Grenlandii i tak byłby przesądzony. W takim scenariuszu straciłyby one 110 biliardów (biliard to milion miliardów, lub 1 i 15 zer) ton lodu. To oznaczałoby wzrost poziomu morza o 27 cm. Jak podaje AP, to ponad dwa razy więcej, niż w dotychczasowych prognozach dot. Grenlandii.
Oczywiście nie ma magicznego sposobu, by zatrzymać emisje gazów cieplarnianych z dnia na dzień. Dlatego - co podkreślają badacze - te 27 cm to absolutne minimum podniesienia poziomu morza przez topnienie lodowców Grenlandii. - To bardzo zachowawcze minimum. Patrząc realistycznie, zobaczymy ponad dwa razy taki wzrost w tym stuleciu - powiedział jeden z autorów badana, prof. Jason Box.
W wynikach opublikowanych na łamach "Nature Climate Change" wykazano, że jeśli ekstremalne topnienie zaobserwowane na Grenlandii w 2012 roku stałoby się normą za kilka dekad, to przełożyłoby się na 78 cm wzrostu poziomu morza. Im szybciej uda się zatrzymać globalne ocieplenie, tym bardziej ograniczymy ten poziom.
Co ważne, byłby to wzrost związany tylko z topnieniem lądolodu Grenlandii - a topnieje także o wiele większa Antarktyda. Taki wzrost poziomu morza będzie miał poważne, a nawet katastrofalne skutki. Kilkadziesiąt centymetrów może nie brzmi jak wiele, jednak to wystarczająco dużo, by zwiększyć ryzyko zalania wielu terenów przybrzeżnych - zwłaszcza podczas sztormów. Tak wygląda prognoza zagrożenia zalaniem po wzroście poziomu morza o 0,5 m w rejonie Zatoki Gdańskiej:
Na całym świecie setki milionów ludzi mieszkają na wybrzeżach; często od morza zależy ich bezpieczeństwo żywnościowe lub zatrudnienie. Szybki wzrost poziomu morza będzie oznaczał więcej kataklizmów i konieczność przystosowania się lub migracji.
Jak wyjaśnia AP, naukowcy przewidują minimalną utratę lodu, patrząc na "martwe" części lodowców lub - jak nazwali to dziennikarze - "lodowce-zombie".
W normalny cyklu życia lodowiec traci część swojej masy przez topnienie czy parowanie i jest to uzupełniane przez opady śniegu. Jednak części lodowców na Grenlandii topnieją szybciej, niż dotychczas, a jednocześnie śniegu braku. To sprawa, że bilans masy lodowców jest negatywny.
- To martwy lód. To pewne, że on stopnieje i woda trafi do oceanu, niezależnie od scenariusza naszych emisji - powiedział cytowany przez AP współautor badania William Colgan. Dodał, że lodowiec jest "głodzony" brakiem śniegu.
Inny glacjolog Richard Alley porównał to do wrzucenia kostki lodu do ciepłej herbaty. Lód nie stopi się od razu - ale wiemy na pewno, że w końcu do tego dojdzie, bo temperatura herbaty jest wyższa od lodu. A temperatura Ziemi jest dziś wyższa niż w czasie, kiedy te lodowce powstawały i osiągały równowagę.
W ramach badania nie wyliczono, w jakim czasie dojdzie do przewidywanej utraty lodu. Jednak - jak powiedział prof. Box - obserwacje wskazują, że większość nastąpi jeszcze w tym stuleciu.