Marek Wojtkowski, prezydent Włocławka: Jesteśmy w trudniej sytuacji m.in. przez to, że nasze ciepło jest uzależnione od węgla. Przez ostatnie miesiące żyliśmy z duszą na ramieniu, obawiając się tego, co nas czeka. W tej chwili jesteśmy zabezpieczeni do końca sezonu, mamy węgiel i umowy na dostawy. Ale wiem, ile nas to kosztowało.
To miejska sieć ciepłownicza, która obejmuje 60-70 tys. mieszkańców. Nie wiem, jaka jest sytuacja drugiego dystrybutora, spółdzielni mieszkaniowej Zazamcze. No i problem jest oczywiście z gospodarstwami, które mają indywidualne źródła ciepła.
Zgodnie z projektem rządowym samorządy mają wziąć na siebie odpowiedzialność za dystrybucję węgla - i oczywiście to robimy. Skoro rząd sobie nie radzi, to ceduje to na samorządy i musieliśmy to wziąć na siebie. Weszliśmy w to ze względu na mieszkańców, żeby ich zabezpieczyć. Telefony do urzędu i do mnie urywały się z pytaniami o to, co dalej z węglem.
Na poniedziałek 21 listopada wyznaczono datę podpisania umowy z dystrybutorem węgla. Przez trzy składy węglowe będziemy rozprowadzać opał do gospodarstw domowych. Zaprosiliśmy te firmy do współpracy. To przedsiębiorcy, którzy świetnie się na tym znają, mają pracowników i infrastrukturę.
Nie wiem, ale liczę, że nastąpi do szybko. Niektóre samorządy już go otrzymały, więc myślę, że nie będzie problemu. Na teraz, bo jesteśmy dopiero na początku sezonu grzewczego. Obawiam się cały czas, że przed jego końcem węgla może zabraknąć. To pokazują prognozy ekspertów. Druga sprawa to jakość tego węgla.
Nie sądzę. Wiem, że płyną statki z węglem z Kolumbii i on jest przyzwoitej jakości. Ale mam obawy, czy nie trafi opał z innych miejsc na świecie, który bywa znacznie gorszy: mniej kaloryczny, z większą zawartością siarki. Będziemy to monitorować. Mamy w naszym przedsiębiorstwie energetycznym i będziemy to badać, bo nie chcemy narazić mieszkańców na problemy.
To jest koszmar. Koszmar. Ogromna inflacja, skutki wojny w Ukrainie, ceny paliw. Ale uważam, że te ceny i tak są niewspółmierne do tego, ile realnie kosztuje sprowadzenie np. węgla. Koszt wydobycia tony węgla to kilkaset złotych, a importowanego - ok. tysiąc. A w programie rządowym dla gmin można go kupić po 1500 zł netto. Gdzie są te pieniądze? Kto na tym zarabia? Dla niektórych ten kryzys jest świetnym czasem do robienia interesów. Tak samo cena energii elektrycznej.
W pewnym momencie cena energii dla Włocławka wzrosła siedmiokrotnie, z 360 zł do ponad 2200. Tego nie da się wytłumaczyć. Tym bardziej że prąd jest produkowany m.in. z węgla brunatnego, którego wydobycie jest jeszcze tańsze. Jako grupa zakupowa, do której należymy, wystosowaliśmy do premiera i UOKIK-u list z konkretnymi pytaniami.
Nie. Kilka tygodniu po wysłaniu pisma cena energii została zamrożona na poziomie 785 zł netto - podkreślam, netto. Cena brutto to i tak prawie 1000 zł. A więc to dla nas prawie trzykrotny wzrost ceny energii elektrycznej.
Zakończyliśmy przygotowanie projektu budżetu na 2023 roku i mogę powiedzieć, że ten budżet został sklejony, żeby udało się go przyjąć. Ale mam świadomość, że będziemy go wielokrotnie zmieniać w ciągu roku. Sytuacja samorządów jest fatalna. Zabijają nas wydatki bieżące, m.in. na media.
Zawsze żyliśmy dość oszczędnie. Teraz uciekamy się np. do taki sposobów, jak oszczędzanie na oświetleniu. Częściowo wyłączamy je od północy go godz. trzeciej, a nowym roku być może jeszcze wydłużymy ten czas. Oczywiście robimy tak, żeby nie narażać mieszkańców na niebezpieczeństwo.
Niestety taka jest nasza rzeczywistość. W mniejszych samorządach też widać, że ulice są ciemne.
Widzimy, w jakim miejscu jesteśmy - nie tylko z perspektywy naszego miasta. Ostatni czas pokazuje, jak ten kryzys nas dotyka i myślę, że każdy z rządów ma coś na sumieniu. Od 2004 roku jesteśmy członkiem UE i myślę, że przez ten czas można było zrobić o wiele więcej w kwestiach energetyki.
Te problemy z dostępnością paliw kopalnych uświadamiają nam, jak ogromna praca nas czeka. W ostatnich latach inwestycje w energię wiatrową zostały wstrzymane przez zmiany w prawie. I teraz widać tego skutki.
Nas ta sytuacja tylko determinuje do działania. Już wcześniej byliśmy do tego przekonani, mamy świadomość, w którym kierunku zmierza polityka Unii Europejskiej. Ale ten kryzys nas ugruntowuje w tym przekonaniu. Wymieniliśmy już wszystkie lampy w dyspozycji miasta na LED-owe, czyli energooszczędne. W kilku miejskich obiektach mamy zainstalowaną fotowoltaikę, myślimy o pompach ciepła tam, gdzie nie sięgnie miejska sieć ciepłownicza. A także o budowie farm fotowoltaicznych, które pokryłyby dużą część naszego zapotrzebowania na energię.
Prowadzimy dwa projekty dotyczące instalacji termicznej utylizacji odpadów komunalnych. Jeden w partnerstwie publiczno-prywatnym, drugi komercyjny. To rozwiązałoby problem utylizacji odpadów, a jednocześnie pozwoliłoby uzyskać energię cieplną i elektryczną. W tym roku nasze przedsiębiorstwo energetyczne wydało 35 mln zł na uprawnienia do emisji CO2. A te ogromne pieniądze, które trafiają do budżetu, są przejadane, a nie wykorzystywane na transformację energetyczną. Gdybyśmy mogli wydać 35 mln rocznie na transformację, bylibyśmy zielonym miastem.
A obawiam się, że jesteśmy dopiero na początku tego kryzysu. Nie widać tego światełka w tunelu. Polska jako kraj nie ma pomysłu na rozwiązanie kryzysu. Niedawno słyszeliśmy, że mamy węgla na 200 lat, a teraz obnażono wszystkie słabości. I musimy stanąć na głowie, żeby tę transformację przeprowadzić. Nie rozumiem, skąd te pomysły zamordowania energetyki wiatrowej w 2016 roku. Niedawno zmieniono ustawę dotyczącą fotowoltaiki tak, że zaczęła się mniej opłacać. Szkoda, że potrzebny był kryzys, żebyśmy przejrzeli na oczy i zobaczyli, przed jakimi zagrożeniami stajemy.